ODCINEK X

42 5 4
                                    

                                                           BOGACTWO          

                                                                        I

Wąską drogą, pokrytą lodem i śniegiem, poruszały się mozolnie dwie pary koni, ciągnące wozy z kilkoma osobami. W południowych rejonach Skyrim jesień ustępowała miejsca zimie, porze roku, która na północy przybierała często formę ekstremalną na przestrzeni praktycznie całego roku. Konie oddychały ciężko, a z ich nozdrzy wydobywały się kłęby gorącego powietrza. Z boków wozów zwisały przeróżnej długości sople, od czasu do czasu odłamując się i opadając na drogę.

Ri czuł porażający chłód, mimo gęstego kociego futra i ciepłego okrycia ciała. Spod szarego kaptura jego szaty wyglądała tylko para zielonych oczu i koci nos.

- Mówiłem, że zima idzie - rzekł Faridon zobaczywszy Ri, po czym uśmiechnął się pod nosem. Kot nie odpowiedział.

- I ja mam się tu uczyć? - spytała Luna, dygocząc z zimna. - Czego mnie tam będą uczyć? Lepienia bałwanów? Czy jazdy na łyżwach? Pewnie rzucania śnieżkami... W ogóle to daleko jeszcze?

Ri zwrócił twarz w stronę Faridona, Nord odwzajemnił spojrzenie. Do Akademii Magów w Winterhold nie było daleko - obaj to wiedzieli. I obu to niepokoiło. Tydzień podróży wyboistymi i pokrytymi śniegiem drogami był dla nich bardzo stresujący. Mieli podstawy, by spodziewać się ataku Octaviusa i jego popleczników. Mijali kilka miejsc wprost wymarzonych, jeśli ktoś chciałby przygotować zasadzkę, a jednak aż do tej pory nie widzieli niczego niepokojącego. Wciąż czekali, nerwowo rozglądając się na boki przy każdym, budzącym choćby cień podejrzeń miejscu. Adan oraz Raszk'hin i Pearl, dwójka najemników, którzy jechali drugim wozem tuż za nimi, rozluźnili się. Kobieta z nudów lepiła przeróżne cuda ze śniegu. Adan i ork podziwiali jej talent plastyczny, gdy wszystko zaczęło nabierać kształtów. Człowiek odezwał się:

- Więc taki honorowy jesteś, tak?

- No... Zwał jak zwał, towarzyszu. Staram się czynić tylko dobro. Za dużo jest ludzi czyniących zło, nie sądzisz?

- Racja, racja. - Adan przytaknął. - Ale to, co dla jednego jest dobre, to dla drugiego złym może być. Myślałeś o tym? Poza tym dla zysku swojego też działasz, bo z nami jedziesz.

- Często myślałem o tym. Po prostu staram się nikogo nie krzywdzić, a bogacę się tylko na takich zadaniach, które nie przyniosą mojemu honorowi ujmy.

- To pewnie często głodujesz - dorzuciła od siebie Luna.

W tym momencie Raszk'hin sięgnął po stwardniałą od mrozu szmatkę i zaczął odzierać z lodu dwa wojenne topory, jeden swój, drugi Pearl. Najemniczka spojrzała znad swojego śnieżnego dzieła, które przedstawiało dom stojący w płomieniach, dbale ulepionych z twardego śniegu. Tuż obok konstrukcji stała stworzona z lodu miniaturowa rzeźba starszego mężczyzny. Pearl zadbała nawet o rysy twarzy. Jej kompani dostrzegali w postawie lodowego posążka jakąś wielką tragedię.

- Masz talent, dziewczyno - powiedział Adan z zachwytem w głosie. - Co to jest?

- Moje życie - odrzekła krótko, kamiennym głosem. Po chwili spojrzała na orka, który czyścił właśnie jej topór. - Dziękuję.

- Nie ma sprawy - powiedział cicho, dostrzegając zadumę Nordki. Potem podniósł głos: - W końcu spodziewamy się kłopotów!

                                                                   II

TheElderScrolls: Taki LosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz