ODCINEK XXVI

28 5 5
                                    

                                                      PRZED BURZĄ

                                                                      I


Granica Cesarstwa z Valenwood była zaledwie kilkanaście mil przed Bosmerami, a z racji tego, że ostatnie zwycięstwo nad altmerskim oddziałem mocno podniosło morale w całej grupie, pokonywali teren w nadzwyczaj szybkim tempie. Przez cztery ostatnie dni, a raczej noce, gdy wędrowali, dręczyły ich potężne opady deszczu, a ziemne drogi nie bardzo nadawały się do dalszej podróży. Problemów z zapasami nie było, nic też nie sprawiało, że pośpiech byłby wskazany, więc Endoriil znalazł niewielki pagórek, porządną strategiczną pozycję na otwartej równinie, na której polecił rozłożyć dwa namioty: mniejszy - swój prywatny oraz duży - pełniący funkcję sztabu dowodzenia. Hrabia Hassildor opuścił Bosmerów dwa dni po bitwie z Altmerami, zapewniając, że jego czar wciąż będzie działał tylko i wyłącznie nocą, czego od tamtego czasu Bosmerowie się trzymali. Sam hrabia podążył na spotkanie z dowódcą chorągwi cesarskiej Viniciusem Ligiuszem, by przyjrzeć się, czy żołnierz ten i jego podwładni naprawdę chcieliby stanąć po stronie Astarte, gdy nadejdzie pora, a może i wcześniej. Życzył więc Endoriilowi powodzenia i... zniknął. Po prostu zniknął. Nikt nie widział, jak opuszcza karawanę, ale od tej pory żaden Bosmer już go nie spotkał.

                                                                      *

Endoriil kończył właśnie wydawanie ostatnich rozkazów odnośnie postoju. Dowódcy kompanii mieli zorganizować tradycyjne wojskowe obozowisko, którego konstrukcja pozwalała niezwykle sprawnie wyruszyć w drogę w ciągu bardzo krótkiego czasu. Gdy nowy dowódca korpusu przechadzał się zabłoconymi alejkami, sprawdzając jakość małych obozów, zza pleców dobiegł go dobrze znajomy głos:

- Elfie! Tu znalazł cię on, a szukał, jasna rzecz, od strony drugiej.

- Ri! - zakrzyknął Endoriil i mocno chwycił ramiona Ri'Baadara. - Wspaniale, że dotarłeś. Zastanawiałem się, kiedy nas złapiesz. Od której strony żeś przyjechał?

- A od południa przybył on, od Valenwood strony.

- Tak? Dziwnie. I jakie wieści? - woodmerczyk spytał, nagle poważniejąc.

- Ha, nie wieści tylko, a przydatnych rzeczy sporo w wozach jego, ale o tym razem innym. Najpierw on gratuluje, że wodzem elfa mianowano. Powinszować, naprawdę. On twierdzi, że elf zasługuje. Ale spytać musi, co Darelion na to?

- Ech... Średnio to przyjął, ale nie przejąłem dowodzenia siłą. Tak się po prostu złożyło. Teraz obozuje w innym miejscu wraz ze swoją jazdą.

- Och, gdzie indziej Darelion stoi? Aż tak nie lubisz go?

- Nie o to chodzi, przyjacielu. - Bosmer uśmiechnął się. - To strategiczna decyzja. Wiem, że szpiedzy Altmerów nas obserwują. Muszą. Jeśli zobaczą, że mamy jazdę, no cóż... Wciąż liczę na to, że ten oddział będzie naszym asem w rękawie. A jak zobaczą ich oddzielnie, to stracą zainteresowanie. Pomyślą pewnie z daleka, że to albo ich oddział, albo Cesarscy. Nie będą wnikać. Na to liczę.

- Plan interesujący, tak, tak - powiedział Ri i dodał: - Pogadałby on i chętnie później to zrobi, ale przywiódł on tu elfa, który do powiedzenia coś ma, a pamięta go on z Podgrodzia jeszcze. Elf ten, jak dowiedział się, gdzie karawana jedzie, to dołączyć się zechciał.

- O kim ty mówisz, Ri?

- Mówi o mnie - powiedział, wychylając się zza pleców Ri, Sarudalf, znany Endoriilowi białowłosy elf.

TheElderScrolls: Taki LosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz