ODCINEK XI

35 5 6
                                    

                                                        DARELION

                                                                    I

Ogień w kominku niewielkiej chałupy na podgrodziu powoli przygasał. Elfka w szarej sukni chwyciła dwa kawałki drewna i dorzuciła je do na wpół zwęglonej reszty. Płomień buchnął w górę, pozwalając Endoriilowi rozejrzeć się po domostwie. Jego dwaj nowi znajomi, Baelian i Neven, nazywali to miejsce "zamkiem podgrodzia", co zupełnie kłóciło się z tym, co teraz widział. W środku pokrytego strzechą domu znajdowały się trzy pomieszczenia; główny pokój, w którym się teraz znajdowali, sypialnia i kuchnia połączona z jadalnią. Widział kilka glinianych dzbanów, dwa półmiski pełne owoców, skromne drewniane meble, w skrócie - nic imponującego, chociaż w porównaniu z resztą bosmerskiej osady i tak robiło wielkie wrażenie. Elfka podeszła do siedzącego przy stole Endoriila i chciała nalać herbaty do ustawionego przy nim kubka, lecz mąż wstrzymał ją:

- Ellen, zostaw nas - powiedział, zmarszczywszy brwi i chwycił ładnie zdobiony kandelabr ze świecą. Następnie podszedł do jednej z szuflad i wertował jakieś dokumenty, przypuszczalnie listy. W kącie pomieszczenia od samego początku stał nieprzyjemny z twarzy Bosmer. Miał skrzyżowane ręce i wpijał w gościa swój podejrzliwy wzrok. Endoriil domyślał się, że jest kimś w rodzaju ochroniarza Dareliona.

Darelion - elf, z którym miał współpracować i który kilkadziesiąt minut wcześniej mógł stać się ofiarą zamachu, który Endoriil i jego nowi towarzysze udaremnili. Teraz, po kąpieli, ubrany był w zwykłą brązową koszulę, a jego wilgotne włosy opadały na ramiona, zostawiając mokre ślady na ubraniu. Przeglądał dokumenty w ciszy, upewniając się tylko, że jego żona poszła do kuchni.

- Miło was poznać - powiedział drętwo Endoriil, chcąc przełamać lody. - Niedawno tu przybyłem, ale od razu widzę, że sporo się dzieje.

- Milcz - przerwał mu Darelion. - Milcz. Nie wiem, kim jesteś, ale Y'ffre mi świadkiem, że zaraz się dowiem. Przysiągłbym, że znam twoje imię. Najpierw jednak powiedz mi, co wiesz o tym zamachu.

- Absolutnie nic. - Endoriil rozłożył bezradnie ręce. - Byliśmy tak samo zaskoczeni jak ty. Na szczęście daliśmy im radę.

Darelion był roztrzęsiony, chociaż nie chciał, by to było widoczne. Próbował poskładać fakty do kupy. Był na spotkaniu z jarlem i królową Astarte, a chwilę po opuszczeniu miejskich murów ruszyli na niego mordercy. Ich cel był jasny - nie mieli go zastraszyć, nie mieli go okaleczyć, mieli go zabić i to publicznie, wysyłając innym wiadomość. Nie wiedział jednak, kto chce tę wiadomość dostarczyć i jak dokładnie ona brzmi, ale nie da się ukryć, że martwy lider bosmerskiego podgrodzia, wykrwawiający się w bramach Whiterun, zrobiłby wrażenie na wszystkich. Jego gość, nowo przybyły Bosmer o rdzawych włosach, był poza podejrzeniem - w końcu jego strzała uratowała życie Dareliona niemal w ostatniej chwili. Jednak od chwili usłyszenia jego imienia Darelion poczuł jakąś złość, dziwną, podświadomą. Wiedział, gdzie zajrzeć. Otworzył górną szufladę regału. Podczas wojny domowej w Skyrim nie był byle kim, a szanowanym posłańcem, sługą burmistrza Arenthii, osobą, która była odpowiedzialna za korespondencję i dostarczanie listów z północnego Valenwood przez Cesarstwo, aż po Skyrim. Nie była to może zaszczytna funkcja, ale miał dostęp do wielu informacji, z których niemal wszystkie przekazywano mu ustnie. Większość wiadomości wylatywała mu z głowy od razu po ich dostarczeniu, ale jeśli wieści w jakikolwiek sposób dotyczyły jego klanu - Hjoqmer - wtedy je spisywał i chował. Po chwili nerwowego przetrząsania szuflady znalazł to, czego szukał.

TheElderScrolls: Taki LosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz