PANI
I
Przeciągłe wycie wilka dochodziło do uszu Endoriila, gdy próbował zasnąć oparty o jeden z drewnianych bali, które tworzyły jego celę. Stres i lęk o swój los nie były jedynym powodem trudności z zapadnięciem w sen. Latamejowie niemal przez całą noc śpiewali stare ludowe pieśni i tańczyli. Był to czas święta Y'ffre – bosmerskiego boga lasu. Również w Woodmer, rodzinnej osadzie Endoriila, świętowano ten dzień w sposób bardzo uroczysty i z wielką pompą. Z pojedynczych promieni słońca przebijających się przez korony drzew można było wywnioskować, że właśnie świta. Woodmerczyk był wycieńczony. Prawie nie spał, a do tego był ranny. Miał rozorane wilczymi zębami ramię, które było teraz owinięte zakrwawionym bandażem. Z kolei opatrunek na dłoni nieustannie zsuwał się z niej, ukazując zakrzepłą już krew. Altmer z celi obok robił wrażenie, jakby mówił do siebie, bądź modlił się do boga, w którego wierzył. To był dzień, w którym miał umrzeć. Wilk wciąż wył.
- Hej! – zawołał Endoriil, wstając z wysiłkiem. Oparł się o bale i mówił: - Niech ktoś tu podejdzie. To wszystko to nieporozumienie. Ja muszę iść dalej. Halo!
Podszedł do niego jeden z największych drabów, ten z tatuażem niedźwiedzia na twarzy i bezceremonialnie uderzył go pięścią w twarz. Wielki latamejczyk uśmiechnął się i już chciał otworzyć celę, by kontynuować lanie, ale zza jego pleców wyszła Manna, kobieta, która pojmała Endoriila. Gestem dłoni nakazała tamtemu odejść, a sama przykucnęła przy celi.
- Co wiesz o tym lesie, merze?
Endoriil usiadł, oparł się i złapał za ramię. Ból był wielki, tym bardziej, że do tej pory nikt nie miał szansy opatrzyć rany tak, jak należy. Zastanawiał się, czy nie skłamać, że wie o Frangeldzie bardzo dużo i że więzienie go, a tym bardziej zjedzenie nie wyjdzie im na dobre. Ale jego umysł był zbyt zmęczony, by tworzyć kłamstwa.
- Wiem, że jakaś siła, która tu rządzi przywołuje mnie tu od jakiegoś roku. Robi to w snach. – Manna słuchała z żywym zainteresowaniem. – Jestem jedynym, który przeżył egzekucję poruczników Woodmer, kiedy wszyscy inni, zarówno moi bracia jak i altmerscy żołnierze, zginęli zabici przez siły, których nie pojmuję.
- To dlaczego tu wracasz, co? Cudem uniknąłeś śmierci. A sny ma każdy, czasem lepsze, czasem gorsze. To nie powód, żeby się narażać. Nie tutaj, nie w tym lesie. Skoro jesteś stąd, to powinieneś doskonale o tym wiedzieć.
- Wiem... Moi rodzice zginęli tu, gdy byłem małym dzieckiem.
- A jednak tu idziesz. Jesteś albo bardzo odważny, albo bardzo głupi.
- Wypuść mnie, proszę.
- Ta decyzja nie należy do mnie – powiedziała i spojrzała w stronę tronu, na którym przysypiał właśnie Rannok, wódz Latamejów.
- Z jego wczorajszych słów trudno wywnioskować, że mnie wypuści.
- Tu masz rację, więc raczej na to nie licz. Jesteś z Woodmer, tak? Znasz Halena?
- Czy go znam? Wychowałem się z nim, był dla mnie wzorem aż do chwili, gdy zobaczyłem, że sprzedał nas wszystkich Dominium. To z jego rozkazu wieziono mnie i innych lojalnych starszyźnie poruczników do lasu, żeby tam wszystkich powiesić.
- To w dużej mierze przez niego mamy tak przechlapane – mówiła umięśniona Bosmerka. – Altmerowie nigdy w życiu nie poradziliby sobie w naszych lasach. Halen im pomagał, bo każdy wie, że akurat on lasy zna jak własną kieszeń. Za każdym razem, gdy uciekaliśmy to właśnie on i jego myśliwi tropili nas i przekazywali informacje Lordowi Udomielowi i jego wojskom. Cały czas uciekamy...
CZYTASZ
TheElderScrolls: Taki Los
Hayran KurguWitam serdecznie w moim opowiadaniu w świecie TES. Krótkie słowo wstępu. Akcja zaczyna się kilka miesięcy po zakończeniu fabuły gry Skyrim. Gromowładni zwyciężyli i Skyrim uzyskało niepodległość. Opowiadanie zaczyna się jednak w odległej puszczy Val...