WRÓG MOJEGO WROGA
I
- Już niedaleko do granicy Cesarstwa - powiedział Neven do swojego przyjaciela, gdy siedzieli przy ognisku po kolejnym dniu męczącej wędrówki. - Oby nas przepuścili...
- Puszczą, puszczą. - Uśmiechnął się Baelian. - Jak mają nie puścić, jak idzie na nich banda uzbrojonych i groźnych elfów, he, he.
- Żarty żartami, ale jeśli nas przytrzymają na granicy, to sprawy mocno się skomplikują, jakby teraz było prosto, ech...
Baelian rzucił w niego ogryzkiem zjedzonego przed chwilą jabłka i, uśmiechnąwszy się szerzej, mówił:
- Nie narzekaj, bo zgorzkniejesz, zanim się zestarzejesz. Damy radę.
Kolejna noc pod gołym niebem przebiegła bez żadnych zakłóceń i w drogę ruszono nawet nieco wcześniej niż zwykle, jeszcze przed świtem, gdy niebo na wschodzie zdążyło się zaledwie lekko zaróżowić, delikatnie urozmaicając czerń nocy. Już z oddali Endoriil dostrzegał posterunek graniczny kontrolowany przez Nordów, otoczony ostrokołem, który osłaniał budynek główny kompleksu, zapewne koszary, w których strażnicy graniczni zażywali snu i odpoczywali między zmianami. Poprzedniego dnia do głównej grupy dołączył oddział jazdy prowadzony przez Dareliona. Chociaż wszyscy doskonale wiedzieli już o tym, że posiadają taką jednostkę, to jednak wciąż patrzono na nich z wielkim zdziwieniem i zachwytem, który nawet na twarzach starców malował radosne uśmiechy. Oddział zajął miejsce na samym końcu korowodu. Gdy wreszcie dotarli do posterunku, Endoriil wyszedł z grupy i podszedł do wartowników.
- Witajcie, żołnierze - powiedział i lekko skłonił głowę. - Wierzę, że znacie powód, dla którego tu jesteśmy. Przepuścicie nas?
- My tak - odpowiedział żołdak - ale od dwóch dni gościmy w koszarach gościa z Cesarstwa, który czeka, jak mi się zdaję, właśnie na was. I zdaje mi się też, że to od niego zależy czy cesarscy was puszczą do siebie.
- Prowadź więc, żołnierzu.
Powiedziawszy to odwrócił się do towarzyszy i skinął głową w ich stronę, na chwilę się żegnając. Nord wprowadził gościa w granicę ostrokołu, przez zabłocony plac i strzelnicę treningową, gdzie jeden z ludzi ćwiczył strzelanie z łuku do tarczy. W końcu weszli do sporego budynku z szarego, ładnie wyprofilowanego kamienia. Konstrukcja miała trzy piętra - ostatnie niezwykle małe, wyglądające wręcz na stryszek, nad którym zamykał się stożkowaty w kształcie dach. To tam właśnie, po pokonaniu dość długich i skrzypiących pod nogami drewnianych schodów, Nord opuścił elfa i zszedł piętro niżej. W końcu Endoriil wszedł do pomieszczenia.
Pokój był niewielkich rozmiarów, a umieszczone po obu jego stronach okna starannie zasłonięto czarnym materiałem - w środku panował mrok. Promienie słońca nie miały wstępu do tego miejsca. Przy jednej ze ścian - obok niewielkiego stołu, na którym spoczywała świecąca bladym światłem świeca - siedział człowiek. Miał na sobie białą koszulę i piękną szkarłatną kamizelkę wyszywaną złotą nicią oraz czarne spodnie, niemal zlewające się z czernią podłogi. Wyglądał tak, jakby właśnie wybierał się na jakieś oficjalnie przyjęcie dla wysoko urodzonych, a tymczasem siedział tylko w barakach na przejściu granicznym między dwoma królestwami. Dostrzegł wejście elfa, ale nie odkleił wzroku od ostatnich stron książki, a dłonią zasugerował, by gość chwilę poczekał.
- I żyli długo i szczęśliwie - powiedział nieznajomy, uśmiechając się kącikami ust. Odłożył książkę na stół i wbił oczy w Bosmera: - Powiedz mi, co u niej słychać, elfie?
CZYTASZ
TheElderScrolls: Taki Los
FanfictionWitam serdecznie w moim opowiadaniu w świecie TES. Krótkie słowo wstępu. Akcja zaczyna się kilka miesięcy po zakończeniu fabuły gry Skyrim. Gromowładni zwyciężyli i Skyrim uzyskało niepodległość. Opowiadanie zaczyna się jednak w odległej puszczy Val...