17. Komu w drogę temu czas

178 10 0
                                    

Ten dzień minął jakoś... Dziwnie.
Czuję, że czegoś nie zrobiłam ale nie wiem czego.
Minęło dopiero kilka dni od spotkania z Jule, a ja strasznie tęsknię mimo tego że rozmawiamy codziennie.

I tak rozmyślałam nad tym leżąc u boku swojego chłopaka w łóżku hotelowym.
Zupełnie niespodziewanie, zatęskniłam za wszystkim. Za moim łóżkiem w domu. Za tym, jak mama dawała mi całusa na dobranoc. Mam 17 lat, ale nadal czułam potrzebę rozmawiać z nią o szkole, narzekać na pracę domową i nauczycieli. Nasze relacje były naprawdę świetne.
Jak Mirette kopała mnie w nocy, gdy spałyśmy razem.

Rozpłakałam się. To już nigdy nie wróci. Jak dobrze by nie było ja i tak zawsze myślę o nich zasypiając.

Co noc przypominam sobie ich głosy. Tak okropnie boje się zapomnieć. Naszczęście mam mnóstwo filmików z Mirette. Gorzej z rodzicami...

Długo nie mogę zasnąć, więc decyduje się wstać i zadzwonić do Jule. Właśnie tego dzisiaj nie zrobiłam.
Nie spoglądając na godzinę wybieram numer.

-Tak? - słyszę jej zaspany głos gdy odbiera.

-Dzwonie, żeby po prostu pogadać.- odpowiedziałam.

-Okej, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że jest pierwsza w nocy?- mówi rozbawiona, jednak mi nie jest do śmiechu.

-Nie.- odpowiedziałam i usłyszałam jej jęk.

- Nie powinnaś być teraz w samolocie? - spytałam.

-Nie pojechałam z nimi.- westchnęła smutno.

-Oh, czemu? - to pewnie przez te zdziry.

-Zostały na dłużej, - mówiłam!- a ja nie miałam gdzie się podziać, więc pojechałam do Dallas do ciotki Pameli na kilka dni. - no tak, nasza rodzina porozrzucana jest dosłownie w każdym zakątku świata. - Mama stwierdziła, że dawno nikt ich nie odwiedzał, więc przesiedzę u nich następny tydzień. - westchnęła.

-Czekaj, w Dallas? Będę tam za za 5 dni! - rozweseliłam się trochę, wiedząc że się spotkamy. - Musimy się spotkać!

-Jasna sprawa.- odparła zmęczona, ale wesoła. - Czemu nie śpisz? - spytała po chwili ciszy.

-Nie mogłam usnąć. -powiedziałam część prawdy.

-Mogę zadzwonić jutro rano? Jestem padnięta.- powiedziała.
-Jasne, śpij.- odłożyłam telefon na komodę.

Powolnym krokiem podeszłam do swojej torby i wyciągnęłam z niej słuchawki.
Po chwili słyszałam już pierwsze słowa piosenki Eda ...

I gave all my oxygen to people that could breath / oddałem cały tlen ludziom, którzy mogli oddychać.

I gave away my money and now we don't even speak / oddałem moje pieniądze i teraz nawet nie rozmawiamy

I drove miles and miles but would you do the same for me / Przejechałem mile i mile, ale czy ty zrobiłabyś to samo dla mnie?
Oh, hinestly / Oh, szczerze?

Najpiękniejszy w tej piosence był ten fragment.

Offered up my shoulder just for you to cry upon / Ofiarowałem moje ramię tylko tobie żebyś mogła na nim płakać.

Mieszkając w Londynie pomagałam każdemu. Wszystkim bliskim mi osobom. Taka jestem. Ile razy nie słyszałabym od innych, że nie mogę się tak zamartwiać problemami bliskich i tak wiedziałam, że nadal będę to robić.
Dlaczego?
Taka jestem. Czuję się odpowiedzialna za innych i tak już mam. Wolę pomóc innym niż sobie i zawsze to mnie niszczyło.
Właśnie z tego powodu nikt nie ujrzał moich blizn. Tylko Mirette wiedziała. Nikt nie pytał o co chodzi, bo ukrywałam swoje emocje po to aby nikt nie spytał. Ponieważ łatwiej jest powiedziec "w porządku" niż tłumaczyć komuś powody twojego smutku.

Before | S.M Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz