12. Dobranoc kochanie

241 18 6
                                    

Wczoraj Shawn został do późna. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, nie mógł niestety zostać na noc.

Siedzę na kanapie konsumując paczkę chipsów i myśląc o jakiś głupotach. Jestem w stanie myśleć o wszystkim tylko nie o tym co się ostatnio działo. Potrafię sobie wyobrazić co by się stało gdyby ktoś nie odciągnął wtedy Aarona. No właśnie. Kto to był?

-Aaaadam!

-Co?- pojawia się w pokoju.

-Kto wtedy odciągnął Aarona?- nerwowo przełykam ślinę.

-Jakiś chłopak, chyba z twojej klasy.

-Jak wyglądał?

-Ym, nie pamiętam. Miał czarne włosy i był wyższy ode mnie.- Nicholas. Napewno. Muszę mu podziękować.- A co?

-Musze mu podziękować, wiesz gdyby nie on...

-Nie dokańczaj.

Słyszę pukanie do drzwi więc niechętnie wstaje i otwieram je.
Moim oczom ukazuje się szatyn średniego wzrostu. Victor. No tak od tygodnia nie ma mnie w szkole.

-Hej. Pomyślałem że przyniosę Ci zeszyty. Jesteś chora?

-Um, dzięki. Ja chora, tak.- plącze mi się język.- Wejdziesz?

-Tak.

-Chodź na górę.- podąża za mną do pokoju. Siadam wygodnie na krześle, a on na łóżku.

-Trzymaj.- podaje mi zeszyty. Szepcze ciche dziękuję.-Wiec, dlaczego nie było Cię w szkole? Widzę, że nie jesteś chora.- Zmyśl coś. No dalej. Ugh, co wymyślić. Kot mi umarł? Kurde. Nigdy nie miałam kota, a on o tym wie. Po prostu go spławie.

-Ugh, nieważne.

-To przez Anne?

-Nie.

-To przez co?- spytaj raczej przez kogo.

-Mówie chyba że nieważne. Wszyscy musicie się wpieprzać w nie swoje sprawy?- wykrzyczałam.

-Dobra, jak masz być chamska to ja wychodzę.- wstał.

-Czekaj, przepraszam.

-Powiesz mi?

-Siadaj.- usiadł na kanapie a ja obok niego. Odetchnęłam ciężko i powstrzymałam się przed przewróceniem oczami.

-Moja przyjaciółka popełniła samobójstwo.- powiedziałam jak najszybciej się dało i miałam ochotę stamtąd wyjść.

-O mój boże. Przykro mi. - Jezu jakie to typowe i niezreczne.  Wpatrywałam się głucho w swoje kolana.

Tę chwilę przerwał Adam który wszedł do pokoju. Nie podniosłam wzroku.

-Kto to jest?- o cholera. Shawn. No nie no gorzej być nie mogło.

-Shawn Mendes.- mruknął cicho Victor, a ja przewróciłam oczami.

-To jest Victor, przyszedł dać mi zeszyty.- powiedziałam obojętnie i wskazałam na chłopaka ręką.

-Aa okej. Więc chyba może już iść?

-Shawn.- mruknęłam.

-No co?

-Ja już pójdę.- nie dając mi powiedzieć słowa wyszedł.

-Cholera, co Ci odbiło?

-Co tu robiliście?- przewróciłam oczami.

-Rozmawialiśmy.

-Tylko?

-Tak, Shawn. Nie ufasz mi?

Before | S.M Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz