Rozdział 2

3.5K 397 256
                                    

Od dobrych piętnastu minut Jungkook leżał z zamkniętymi oczami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Od dobrych piętnastu minut Jungkook leżał z zamkniętymi oczami. To nie tak, że udawał śpiącego, po prostu po tak długim braku przytomności (bo podejrzewał, że było długie) jego powieki były tak ciężkie, że nie był w stanie ich unieść nawet o milimetr.
 
Z drugiej strony też się bał. Co jeśli Jimin kłamał i wcale nie pozwolił mu wrócić do żywych? Jeśli okazałoby się, że cały czas jest w tym niesamowicie białym miejscu, to chyba by się załamał. Myśl o niebie na prawdę go zachęcała, ale bardziej od tego miejsca pragnął żyć. Cieszyć się chwilą, poznanymi ludźmi. Nową pracą, w której na pewno szef jest wściekły, że go nie ma.

  Lecz praca nie była teraz ważna. Gdy rozchodziło się o życie bądź śmierć, on z pewnością wybierał to pierwsze bez zastanowienia. Nawet jeśli miało trwać tylko najbliższe dwa miesiące, które musiał poświęcić na miłość.

-Gorzej już być nie może... -stęknął pólprzytomnie nie wiedząc nawet, że mówi na głos. Przecież myśli i mowa są tak samo głośnie.

-Słucham? -usłyszał niski głos dobiegający prawdopodobnie z rogu pokoju, w którym leżał.

  Zaraz usłyszał też szelest i piśnięcie krzesła tak, jakby ktoś wstawał. Próbował sobie przyporządkować głos do którejś z osób jakie znał, ale na nic. Nie mógł to rozpoznać. Może dlatego, że był zbyt otumaniony i zaspany, albo po prostu nie znał tej osoby. Nie mógł się dowiedzieć dopóki nie otworzył oczu.

-Holly sh- ugryzł się w język, gdy przed jego oczami ukazał się pięknej urody blondyn... albo blondynka..? W tej chwili nie mógł tego określić. Piękno tej osoby tak mocno w niego uderzyło, że nie mógł wypowiedzieć ani słowa więcej, o zdaniu już nie mówiąc.

-Jakie szczęście, że się Pan już obudził, Panie Jeon. Jestem pańskim lekarzem, Kim Taehyung. -mężczyzna, jak się okazało, usiadł na krawędzi łóżka, przyglądając się oszołomionemu chłopakowi.

  Dość niezręczna cisza wisiała w powietrzu przez dłuższy czas, ale lekarz wiedział, że pacjent potrzebuje tej chwili do namysłu. Musiał przetrawić całą sytuację i zrozumieć, że coś się z nim stało.

  Właśnie, coś się stało. Coś okropnie poważnego z winy właśnie tu obecnego Kima. Blondyn nie wiedział, jak ma to poinformować o zaistniałym wypadku i o tym, że to była jego wina. Co jeśli będzie miał przez to kłopoty, a co gorsza pójdzie do więzienia? Na szczęście Jeon żył i miał się w miarę dobrze, więc może uda się go udobruchać i nie pozwie go do sądu za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu?

-Moim... lekarzem? -spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wiedział przecież o tym całym wypadku, ale chyba musiał zgrywać kretyna, który nic nie wiedział.

-Tak, Panie Jeon. -Taehyung skinął głową, a gdy młody chciał podnieść się choćby do siadu, powstrzymał go dłonią. -Proszę się tak nie forsować. Minął raptem tydzień od wypadku i nie jest jeszcze Pan w pełni sił. -uśmiechnął się w ten swój firmowy, zabierający dech w piersiach sposób, na co młodszy od razu się posłuchał. Bo jak miał sprzeciwić się tak pięknym oczom.

-Wy-Wypadku? Co się stało? -aż sam siebie zaskakiwał, jak dobrym aktorem był. Może powinien pójść do szkoły aktorskiej, a nie na studia graficzne?

-Uhm... Ja... -lekarz podrapał się z tyłu głowy, nie wiedząc jak to wszystko ująć w słowa. -Został Pan potrącony przez samochód. Doszło do wstrząsu mózgu i złamania kilku żeber. Niestety doszło do uszkodzenia kory mózgowej w obszarze drugorzędowej kory ruchowej. -powiedział to niesamowicie szybko, jakby bojąc się, że pacjent odkryje prawdę, którą przez przypadek ukrył.

-Kiedy będę mógł stąd wyjść? -puścił mimo uszu te wszystkie obrażenia. Nie rozumiał całego tego lekarskiego bełkotu, a przecież musiał jak najszybciej wydostać się z tej umieralni, co w jego przypadku było cholernie prawdziwe, i wyjść na miasto. Poznać jakieś dziewczyny, bo mimo wszechobecnej opinii Jungkook naprawdę był heteroseksualny i nie myślał nawet o tym, aby jakiś chłopak mógł mu się spodobać. Nigdy. Nie ma takiej opcji.

-Wydaje mi się, że jak wyniki będą dobre i nie spadną, to w następnym miesiącu będzie Pan wolny. -kiwał głową, przeglądając jakieś papiery przyczepione do twardej okładki.

-W następnym... słucham? -rozejrzał się szybko w poszukiwaniu swojego telefonu, jakiegoś kalendarza, czy cokolwiek, ale nie mógł nic znaleźć. -Który dzisiaj? Dzień i miesiąc?

-Szósty września. -Kim spojrzał na powoli blednącą twarz bruneta i sam jakby stracił entuzjazm. Cóż mogło go tak zaniepokoić?

- Nie zdążę... nie mam czasu... za mało dni... -mamrotał coś pod nosem, a maszyna obok niego zaczęła niebezpiecznie wariować, pokazując mocne skoki ciśnienia.

-Proszę się uspokoić. -Taehyung nagle sam spanikował, nie wiedząc jak ma go uspokoić. Rozejrzał się, szukając pomocy, ale jedyne co znalazł to krzesło. Uderzenie go nim w głowę nie wchodziło w grę. Mógłby w sumie zemdleć i się uspokoić, ale to byłoby niemoralne. -Proszę oddychać. Ma Pan bardzo dużo czasu. To tylko powierzchowne rany. Nie ma żadnych obaw. -położył dłoń na jego i nie wiedząc, co jeszcze ma zrobić, delikatnie go po niej gładził.

  Dziękował siłom wyższym, że po chwili brunet się uspokoił i ustabilizował swój oddech. Jeszcze nigdy nie miał takiej sytuacji. Przecież nie codziennie prawie zabija się człowieka, a potem próbuje się to uratować. To było coś nowego, nieznanego i przerażającego, jednak z drugiej strony nieco interesującego. Był przecież dość młodym lekarzem i lubił obserwować reakcje pacjentów ma różne zdarzenia losowe, nawet te najgorsze, ale wtedy i on się w to mocno wczuwał.

-Może dam Panu coś na uspokojenie, hm? -podniósł się z zamiarem wyjścia, ale zaraz z powrotem usiadł, gdy Jeon złapał go za rękaw koszuli. Nic się nie odzywali przez dłuższy czas, aż w końcu pacjent usnął jak dziecko, wtulony w szpitalną poduszkę.

   To było dość dziwne. Przez ostatnie dwa tygodnie do Jungkooka nie przychodził dosłownie nikt. Jedynie rodzice powiadomieni po dwóch dniach od wypadku, co jakiś czas dzwonili, żeby dopytać się o stan zdrowia syna. Może i mieli dużo pracy i daleką drogę do Seulu z Busa, ale powinni choć raz odwiedzić własne dziecko.

  Taehyung by tak z pewnością zrobił. Zwłaszcza, że mieli tak przystojnego i za pewne utalentowanego syna. W końcu mieszkał sam w stolicy, a takim dzieciakom nie było łatwo się tu utrzymać. Sam pamiętał swoje biedne początki zaraz po przeprowadzce z Daegu. Co prawda bardzo szybko złapał pierwszą pracę, ale nie było to to, czego się spodziewał po tym mieście.

  W trakcie przerw w obchodach, czy badaniach przychodził do młodego Jeona, żeby upewnić się, czy u niego na pewno wszystko w porządku. Personel kliniki był jednym z lepszych w całej Korei Południowej, ale blondyn i tak ufał tylko sobie i swoim umiejętnościom.

-Myślę, że już jutro trzeba będzie zacząć rehabilitacje u Pana Jeona. -doktor Kim położył kartę pacjenta na blacie w sekretariacie i spojrzał na siedzącą tam pielęgniarkę. -Jak na razie się nie zorientował, co do stanu swoich nóg. -westchnął ciężko,przecierając powieki. Jednak szesnastogodzinny dyżur to było zbyt wiele jak dla niego. Powinien sobie odpocząć od tego wszystkiego, zwłaszcza, że miał jutro przekazać dość nieciekawą informację młodemu pacjentowi.

-To już pewne, że nie będzie mógł ruszać nogami? -odezwała się po chwili lekko zasmucona pielęgniarka.
-Nic nigdy nie jest pewne.

A/N: Dzisiaj troszkę krócej niż zazwyczaj. Oficjalnie stwierdzam, że muszę dopieścić to dziecko ♡

Good boys go to heaven. //TaeKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz