Rozdział 12

2.3K 270 121
                                    

-Czyś ty do reszty zgłupiał?! -Jin pchnął na ścianę kruche ciało młodszego kolegi z pracy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Czyś ty do reszty zgłupiał?! -Jin pchnął na ścianę kruche ciało młodszego kolegi z pracy. Przycisnął go do niej, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. -Opiekowanie się nim to jedno, ale operacja?! -krzyczał mu w twarz, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy mijali ich na korytarzu. Nigdy nie sądził, że Tae będzie na tyle bezmyślny, żeby chcieć zrobić coś takiego.

-O co ci chodzi? To zwykła operacja. -próbował się wyrwać, ale nic z tego. Jin nie był jakoś wielce silny, ale on na pewno miał jeszcze większe braki w masie mięśniowej. Żałował w tej chwili, że nie chciało mu się ruszyć na siłownię, a przecież miał jedną w bloku, w którym mieszkał. -Możesz mnie puścić? Ludzie się patrzą

-Jesteś związany z nim emocjonalnie. Wiesz bardzo dobrze jak to działa. -puścił jego koszulę i odsunął się na krok. Poprawił swój nienagannie zawiązany krawat. -Operacje są stresujące już nawet, gdy nie zna się pacjenta. Co jeśli coś pójdzie nie tak, a ty się tak zdenerwujesz, że nie będziesz mógł dalej pracować? Wiesz, że możesz go zabić.

-Przestań. To nie jest twoja decyzja. Przypominam ci, że to nie jest twoja klinika i to nie ty tu decydujesz kto przeprowadza operacje. -tym razem to on się zbliżył do Jina i spojrzał mu głęboko w oczy. -W dupie byłeś i gówno widziałeś, bo mnie nie znasz. Nie wiesz, co siedzi w mojej glowie i nie pozwolę, żebyś mi mieszał. Nie pieprz mi tu o zabijaniu, bo to się nie stanie. Zrobię jak chcę i nie powstrzymasz mnie, bo to jest moja klinika kurwa jego mać. -odsunął się od niego i ruszył w stronę sali operacyjnej, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę. -Idziesz czy nie? Przyda mi się na sali anestezjolog, a o ironio ty jesteś najlepszy.

Możnaby pomyśleć, że Taehyung ani trochę się nie stresował, ale to byłoby błędne. On był chyba jedynym w tym szpitalu, kto tak bardzo bał się tej operacji. Tak, dużo razy ją już przeprowadzał, ale tym razem było inaczej. Teraz chodziło o jego ukochanego i mimo, że ryzyko było niewielkie, to nadal... nadal gdzieś tam były przypadki, gdzie pacjent zmarł podczas operacji.

Tego się najbardziej obawiał, że nie podoła temu i skrzywdzi Jungkooka po raz kolejny. Nie wybaczyłby sobie i do końca życia obwiniałby się za ten wypadek. I tak już od samego początku nie mógł wyrzucić z pamięci tego felernego dnia. Był przejęty spotkaniem z ojcem i nie przejmował się otaczającym go światem. Gdyby tylko choć odrobinę uwagi poświęcił na to, co działo się na chodniku, to z pewnością Jeonowi nic by się nie stało, a przynajmniej nie byłby aż tak poszkodowany.

W tej chwili mógł tylko gdybać, co i tak nie miało sensu, bo czasu cofnąć nie mógł. Jeszcze nikt nie wymyślił takiej maszyny, ale czy na pewno użyłby jej gdyby istniała? Z jednej strony tak, bo nie lubił patrzeć na krzywdy ludzi, a już zwłaszcza jego Jungkooka, ale z drugiej... Gdyby nie ten wypadek, nie poznaliby się. Nie byliby teraz razem i przede wszystkim Tae nie znalazłby miłości swojego życia. Bo przy czarnowłosym czuł się jak w niebie. Zupełnie inaczej niż przy innych ludziach.

To tak jakby świat przestawał istnieć, gdy był przy nim. Ludzie dookoła byli tylko cieniami, które im przeszkadzały w nawet najprostszych czynnościach, które tak bardzo cieszyły. Liczyło się tylko to co jest tu i teraz.

Taehyung mógł już teraz po tak krótkiej znajomości powiedzieć, że Jungkook jest osobą, z którą chce spędzić całe swoje życie. Chciałby, żeby jego uczucie było odwzajemnione z taką samą zażyłością, ale nie mógł przecież go zmusić do wyznania miłości, gdy nie rozumiał co tak na prawdę siedzi w jego sercu.

Jungkook z pozoru wydawał się silnym i niezależnym mężczyzną. Był umięśniony i przystojny, więc Tae zastanawiał się, dlaczego ktoś taki jako on nie miał jeszcze nikogo przez całe swoje życie. Na pewno wiele dziewczyn wzdychało na jego widok, co było całkowicie naturalne. Przecież był fantastyczną osobą.

Jednak pewnie większość osób nie mogło się o tym przekonać, bo mimo pozorów czarnowłosy był bardzo skrytą i nieśmiałą osobą. Dlatego nie miał zbyt wielu znajomych, a w Seulu był praktycznie sam. Nawet ze studiów nikt do niego nie dzwonił, żeby zapytać się co się dzieje, że go tyle nie ma. Jedynie babka z dziekanatu została zmuszona do skontaktowania się z nim. Gdyby nie to, pewnie oblałby rok.

Brak jakichkolwiek znajomych był przygnębiający, ale jego chłopak nie wydawał się być tym zdołowany. Wręcz przeciwnie, Tae podejrzewał, że bardzo lubił być sam, a nawet czasami i on mu przeszkadzał w skupianiu się na pracy, czy na głupim oglądaniu anime. Blondyn jednak nie miał mu tego za złe, taki już był i tyle. Nie miał zamiaru go zmieniać, bo jeśli on sam tego nie chce, to sie nie zmieni, a na siłę kogoś przymuszać nie chciał.

Czasami nawet sam dziękował siłom wyższym, że Jeon właśnie taki jest, bo nie zawsze miał siłę spędzać z nim czas. Każdy potrzebuje chwil spokoju.

-Długo tak będziesz się patrzył w tą szybę? On tam na ciebie czeka. Powiedział, że nie możemy go znieczulić dopóki nie upewni się, że to ty będziesz go operował. -Jin w końcu nie wytrzymał. Chciał mieć już to wszystko za sobą. Nie trawił tego dzieciaka, a jeszcze musiał go nadzorować podczas operacji. On był przecież tylko od podania znieczulenia i patrzenia czy mu się nic nie dzieje. Każdy anestezjolog jest w stanie to zrobić.

-Już, już. -otrząsnął się z zamyślenia i zakręcił kran. Od razu wszedł na salę, gdzie pielęgniarki pomogły mu nałożyć fartuch i rękawiczki.

Nim podszedł do stołu operacyjnego, zatrzymał się i spojrzał na leżącego już tam Jungkooka. Stresował się okropnie, ale nie mógł tego okazać, żeby on się tym nie przejmował. Jeszcze tego im brakowało, żeby spanikował i uciekł.

-Jak tam, doktorku? Da się naprawić przy okazji upośledzenie umysłowe? -zaśmiał się, wyciągając dłoń do Tae. Ten od razu podszedł do niego i schylił się do jego dłoni, by mógł ją położyć na policzku. Miał już na sobie sterylne rękawiczki, więc nie mógł chwycić jego dłoni.

-Nie jestem cudotwórcą. -zaśmiał się i wyprostował się z powrotem. Trochę rozładowania atmosfery im się przyda. -Zrobię co w mojej mocy, żeby wszystko poszło dobrze. Jak się obudzisz, będziesz jak nowo narodzony. -posłał mu ciepły uśmiech. Na twarzy Jungkooka nie można było wyczytać żadnego strachu, co nie znaczyło, że się nie bał, a bał się okropnie. Jeszcze nigdy nie miał żadnej operacji, a tu nagle będą mu grzebać w mózgu.

-Tak jak już mówiłem, ufam ci. Na pewno wszystko będzie dobrze. -trochę trzęsły mu się ręce, ale starał się to opanować.

-W porządku, to zaczniemy już. -ucałował jego czoło i machnął dłonią na Jina, a Jungkook niemalże od razu rzucił na niego pytające spojrzenie. Niekoniecznie uśmiechał mu się fakt obecności tego lekarza. Jakoś nie przepadał za nim od tamtego spotkania w windzie. Dziwnie się na niego patrzył. -Spokojnie. Doktor Kim poda ci narkozę. Jest tutaj najlepszy, więc jesteś w dobrych rękach.

Nie można było powiedzieć, że Jungkookowi ulżyło, ale czuł się lepiej z myślą, że Taehyung uważa go za godnego zaufania. Był przecież ordynatorem i mógł wybrać każdego do tej operacji, a wziął jego.

-W porządku. -skinął lekko głową i oddał się w ich ręce. Nie chciał słuchać co mu będą robić i jak będzie przebiegać operacja, bo go to kompletnie nie obchodziło. Liczyło się to, czy da radę przeżyć do końca danego mu przez Jimina czasu. Tylko to miał w głowie, gdy anestezjolog podał mu środki usypiajace. Jeszcze w ostatniej chwili zobaczył swojego anioła stróża, który stał obok i ściskał jego dłoń. Czuł się bezpiecznie.

-Taehyung! Pospiesz się do cholery! Tracimy go!

_______________________________________

Nie nie lubcie Jina. On jest po prostu niedoceniony ;-;

Good boys go to heaven. //TaeKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz