Rozdział 4

3K 353 197
                                    

Rehabilitacje to było coś dobrego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rehabilitacje to było coś dobrego. Coś co dawało minimalne, ale zawsze jakieś, szanse na wyzdrowienie. Choć nie było to coś przyjemnego i łatwego, Jungkook z całych sił starał się wierzyć, że któregoś dnia te wszystkie trudy, przez które przechodzi miną i dadzą satysfakcjonujący efekt. Zwłaszcza, że właśnie kończył się jego drugi tydzień pobytu w szpitalu, a on jeszcze nie zrobił żadnych postępów. Nadal jeździł na wózku, a o choć najmniejszym czuciu nóg mógł pomarzyć.

W czasie, gdy nie był na rehabilitacjach, jego myśli kręciły się wokół właściciela blond czupryny. Był na prawdę zaskakujący i na swój sposób intrygujący. Nie zachowywał się jak przeciętny lekarz, bardziej jak... przyjaciel? Jakaś bliska mu osoba, choć znali się przecież tylko kilka dni.

Jungkook za każdym razem, gdy go widział nie mógł oderwać wzroku od tych hipnotyzujących oczu. Starszy patrzył na niego w dziwny, ale miły sposób, a on nie wiedział wtedy jak się oddycha. To chyba jakiś problem z płucami, tak sobie tłumaczył.

Tego dnia była piękna, wczesno jesienna pogoda. Aż chciało się wyjść na zewnątrz i porozkoszować ostatnimi promieniami słońca, które niedługo zasłonią paskudne wrześniowe chmury.

Jungkook bardzo nie lubił jesieni, więc perspektywa ogrzania się na słońcu była pokrzepiająca. Jednak wydostanie się samemu ze szpitala było trudne. Jeździł na wózku i był podpięty pod jakieś kroplówki, więc musiał ciągnąć za sobą metalowy stojak, który je podtrzymywał.

Na szczęście po pół godziny wydostał się z budynku i od razu skierował się na tyły. Zauważył już kilka dni temu, że mało kto tam chodzi, więc będzie miał święty spokój.

Jechanie na wózku po podłodze czy chodniku było trudne, bo nigdy nie miał z czymś takim styczności. Zmienił jednak zdanie, gdy przyszło mu jakoś przedostać się pod niewielki staw przez trawę. Dlaczego nikt nie zrobił tam żadnej dróżki? Przejazd ten zajął mu trochę więcej czasu niż wyjechanie z budynku, ale w końcu jakoś mu się udało.

-Jak cudownie. -odetchnął głęboko świeżym powietrzem i rozejrzał się. Teraz dopiero uświadomił sobie, że klinika otoczona jest z trzech stron lasem i najprawdopodobniej nie są już w Seulu, tylko nieco po za nim. Sam fakt przebywania w prywatnej klinice był niesamowity, ale teraz, gdy zrozumiał jak wypasiona ona jest, zaczął się zastanawiać kto płaci za jego pobyt w tym miejscu. Jego rodziców na sto procent nie było na to stać, więc kto to był?

Po chwili zrozumiał, że nadal nie wie, kto go tak załatwił i prawdopodobnie to właśnie ta osoba stała za jego pobytem tutaj. Musiała być wysoko postawiona i bogata, tak myślał.

Nawet nie zorientował się, gdy w jego dłoniach zaczęły zbierać się różnokolorowe kwiatki. Z tego całego myślenia nie zauważył, że zaczął je zbierać. Zawsze, gdy tak intensywnie nad czymś rozmyślał, musiał czymś zająć dłonie. Nie było innej opcji, żeby się skupił.

Good boys go to heaven. //TaeKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz