♢1

638 52 4
                                    

<<[John]>>

Minęło już dwa lata od śmierci mojego najdroższego przyjaciela : Sherlocka Holmesa, dwa lata odkąd moje serduszko pękło w pół i zalało się łzami po stracie tak ważnej dla mnie osoby... I to w taki sposób. Co jakiś czas odtwarzam sobie naszą ostatnią rozmowę, mam opcję nagrywania połączeń. Najczęściej siedzę wtedy w fotelu i zamykam oczy, słuchając głosu Sherlocka a po chwili zalewam się łzami. Nie wiem czemu to robię, skoro zawsze kończy się tak samo...zaczynam płakać a po jakimś czasie jestem tak zmęczony płaczem, że poprostu usypiam.
Brakuje mi go, nawet jeżeli był jaki był i potrafił trzymać oczy w słoiku w lodówce, biegać po całym mieszkaniu i rzucać kartkami, strzelać z pistoletu do ściany i tak dalej i tak dalej, to jednak był to mój przyjaciel. Jedyny jakiego miałem kiedykolwiek...
Jako dzieciak zawsze trzymałem się zdaleka od innych dzieci, nie lubiłem ich towarzystwa mimo iż wiele razy zapraszali mnie do wspólnej rozmowy oraz zabawy to zawsze odmawiałem i szedłem swoją drogą. Miałem swój mały świat do, którego miałem wstęp tylko ja. Zamiast spędzać czas z innymi dzieciakami czasami siedziałem nawet całe dnie w domu i czytałem książki o dinozaurach, znałem je wszystkie na pamięć ale i tak ciągle do nich wracałem.
Siedziałem teraz w miękkim fotelu, okryty brązowym kocem z filiżanką herbaty w rękach. Prawdopodobnie zdążyła już cała ostygnąć. Nie obchodziło mnie to, najlepiej to bym nic nie pił ani nie jadł jednak pani Hudson zmuszała mnie do tego, czasami nawet brała ze sobą Mycroft'a aby mnie przekonał. Mycroft to brat Sherlocka, ma takie same nazwisko. Holmes. Odrazu zamiast niego wyobrażam sobie mojego przyjaciela który stara się we mnie wmusić jakieś chociażby najmniejsze kęsy jedzenia, wtedy zjadam wszystko. Jednak Mycroft nie zawsze ma czas aby pomagać pani Hudson, czasami ona jakoś gra na mojej psychice...
"Co by sobie Sherlock pomyślał jakby cię zobaczył w takim stanie"
"John... Jesteś bardziej nieogarnięty niż Holmes... Potrzebujesz energii "
"Pamiętasz jak z Sherlockiem rozwiązywaliście sprawy? Musiałeś mieć dużo energii... Teraz też musisz jej mieć dużo John. Potrzebujesz jej".
Za każdym razem kiedy z jej ust padało imię "Sherlock" odrazu się przełamywałem. Był to mój słaby punkt.
Delikatnie zamoczyłem drżące wargi w chłodnym już napoju i po chwili odstawiłem filiżankę na mały brązowy stolik, naprzeciw fotela.
Westchnąłem i spojrzałem na kalendarz. To dzisiaj... Rocznica śmierci Sherlocka... Trzecia. Dzisiaj zamiast dwóch mijają trzy pełne lata odkąd jestem sam.
Powinienem się pewnie jakoś ogarnąć i dać sobie z tym spokój ale nie... Nie mogę, nie potrafię, nie chce.
Powoli wstałem z fotela i przetarłem oczy ręką. Mruknąłem coś do siebie i odwróciłem się. W drzwiach stała pani Hudson, jej wyraz twarzy był smutny, starsza pani zawsze była radosna i dawała niezły pocisk Sherlockowi. Smutną widziałem ją parę razy... W dzień śmieci Sherlocka oraz w każdą rocznicę, czasem nawet jest smutna przeze mnie bo wogóle nie dbam o swoje zdrowie. Nie mam już po co. Poddałem się.
Starsza kobieta lekko się uśmiechnęła.
-Idziesz odwiedzić grób, prawda?  -zapytała po czym powoli do mnie podeszła. -Ah John... Spójrz na siebie jak ty wyglądasz... -odezwała się i zaczęła poprawiać mi koszulę. Zapiąłem ją poprostu byle jak, byleby była. Hudson zapięła ją starannie i pomogła założyć mi moją czarną marynarkę.
-On tutaj jest John. Może go nie widzisz ale jest tutaj... -wskazała na moje serce. Ona wiedziała o tym co do niego czuję, czasami nawet dawała mi porady jak mam się zachowywać aby sprawić by Sherlock był ze mnie dumny, czasami nawet dawała mi rady miłosne, dowiedziałem się jaki typ kawy lubi, jakie są jego ulubione czekoladki oraz kwiaty, jakie ma zainteresowania oprócz grania na skrzypcach i rozwiązywania zagadek... Wiedziałem o nim praktycznie wszystko, większość to były moje własne obserwacje. Możecie nazywać mnie nawet stalkerem chociaż stalker to trochę mocne słowo, nieprawdaż? Uśmiechnąłem się smutno i bez słowa wyszedłem z mieszkania.

Otworzyłem drzwi na zewnątrz, moja twarz została odrazu skąpana w promieniach słońca. Bolały mnie od tego oczy, odzwyczaiłem się od tego uczucia... Ciepła na twarzy.
Burknąłem coś do siebie i zacząłem powoli iść. Odgłosy samochodów, ludzi gadających totalne bzdury, szczekanie psa, odgłosy nawet własnych kroków powoli wyprowadzał mnie z równowagi. Ludzie... Sherlock miał rację, byli oni w większości kretynami i imbecylami, nie mieli nic lepszego do roboty więc wychodzili na ulicę i robili niepotrzebny tłum i gwar...
Wsadziłem ręce do kieszeni i spuściłem głowę, szedłem tak w milczeniu starając się jakoś wygłuszyć w głowie ten hałas.
Zbliżyłem się do przejścia dla pieszych i lekko spojrzałem w górę, na sygnalizację świetlną. Czekałem na zielone, ale coś przykuło moją uwagę. Po drugiej stronie ulicy stał pewien osobnik, był on łudząco podobny do Holmesa.
Jasna cera, ciemne kręcone loki, był też wysoki. Nie mogłem jednak dostrzec koloru jego oczu, był zbyt daleko. Już chciałem zawołać go i wpaść mu w ramiona, ale jednak się powstrzymałem. Potrząsnąłem głową a na miejscu osobnika podobnego do Sherlocka stał pewien starszy pan, który miał na głowie trzy włosy na krzyż i ubrany był w hawajska zieloną koszulę oraz jasne spodnie.
Czyli to dzieje się znowu... Mam zwidu. Znowu. Westchnąłem ciężko i gdy tylko zapaliło się zielone, ruszyłem przed siebie nie zwracając uwagi na mężczyznę w hawajskiej koszuli.
Te wzorki zawsze mnie śmieszyły, nie wiem dlaczego. Po drodze wstąpiłem jeszcze na szybko do kwiaciarni aby kupić kwiaty. Czerwone róże. Pani ze sklepu wydawała się lekko zaskoczona kiedy poprosiłem ją jeszcze o znicz, jakby posmutniała. Zapakowała to ładnie w torebkę i skasowała towar. Zapłaciłem jej około 5£ a na resztę tylko machnąłem ręką, wychodząc ze sklepu. Nie chciałem jej, nie potrzebowałem jej..

Po jakimś czasie wkońcu dotarłem do bramy cmentarza, czarny płot ze zdobieniami oraz wielka brama z napisem "Cmentarz" zaczynały mnie dobijać. Znowu. No cóż, trzeba być silnym. Jak żołnierz. Wszedłem powoli na parcelę, drzewa lekko szumiały liśćmi, słońce przedostawało się lekko przez ich koronę i padało na trawę. Ścieżki były zrobione z ozdobnego bruku, starannie wykonane idealnie wpasowywały się w wystrój tego miejsca, nawet dodawały mu uroku.
Postawili nawet tablicę z liczbą alejek oraz jak trafić do każdej z nich. Ja jednak doskonale wiedziałem gdzie mam iść, jak mam iść i pod jakim dokładnie drzewem znajduje się grób. Ruszyłem przed siebie powolnym krokiem, wsłuchując się w odgłos własnych kroków na ścieżce. Pewnie znowu skończy się tak jak zawsze czyli prawdopodobnie spędzę tutaj całą noc gadając do grobu... Ścisnąłem torebkę trzymaną w ręce, z każdym krokiem zbliżałem się do niego, czułem jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Chciało mi się płakać, wyć, wyklinać wszystko i wszystkich a w szczególności Moriartego...
To była jego wina, że Sherlock skoczył.
Podszedłem bliżej to nagrobka i spojrzałem na niego, był lekko brudny a złoty napis 'Sherlock Holmes' lśnił lekko.
-Hej, to ja... -odezwałem się cicho i uklęknąłem przy nagrobku. Wyciągnąłem z kieszeni czerwony znicz oraz zapałki. Zapaliłem zapałkę a po chwili znicz, postawiłem go niedaleko napisu i spojrzałem jeszcze raz, moje oczy się wypełniły łzami a one zaczęły spływać po moich policzkach.
Szybko je wytarłem rękawem i ciężko westchnąłem. Był to ból, ból do którego zdążyłem przywyknąć ale jednak i tak za każdym razem sprawiało mi to lekkie cierpienie.
Położyłem bukiet róż niedaleko nagrobka i uśmiechnąłem się do siebie. Trzech rok, trzy lata od kiedy go nie ma...
Zamknąłem lekko oczy i uniosłem głowę do góry, czułem tutaj jego obecność... Nie wiem czemu.

'Alive' //JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz