♢6

567 40 4
                                    

<<[Sherlock]>>

Dostałem dosyć solidnie, jak na starszą kobietę pani Hudson miała niezły zamach. Nawet nie zdawałem sobie sprawy ile siły może posiadać ta staruszka, która wynajmowała mi i Johnowi mieszkanie piętro wyżej. Muszę zapamiętać jedno co do pani Hudson, aby nigdy więcej nie wyprowadzać jej z równowagi, jeżeli nie chce dostać drugi raz i solidniej. Miejsce, w które zostałem uderzony patelnią piekło i pulsowało. Samo uderzenie sprawiło, że zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie, było mi słabo i poczułem jak nagle całe ciepło mojego organizmu ucieka gdzieś i zostaje zastąpione przez chłód.
Chwyciłem się drewnianej barierki, która znajdowała się blisko schodów, uchroniłem się tak przed upadkiem i ewentualnym pogorszeniem swojego stanu. Zacząłem delikatnie pocierać bolące miejsce aby jakoś uśmierzyć ból, zaczął powoli przechodzić ale nie znikać. Czułem a raczej wiedziałem, że bez guza się nie obejdzie. Serce zaczęło bić szybko i głośno, zupełnie tak jakby chciało zaraz wyskoczyć mi z piersi.
Nie spodziewałem się tego po takiej drobnej i skromnej kobiecie jaką jest pani Hudson, miła i urocza staruszka o złotym sercu, ale czasami strasznie niewyparzonym językiem, w szczególności kiedy odzywała się do mojego brata - Mycrofta. Nie tolerowała jego nagłych 'kontrolnych' nalotów i zadawania setki tysięcy pytań co dokładnie robię, z kim się spotykam i tak dalej i tak dalej. Nie oszukujmy się, może i Mycroft jest ode mnie starszy o siedem lat i cośtam wie o życiu może więcej niż ja... Nikt nie wie więcej niż ja ale mniejsza, to czasami zachowuje się i traktuje mnie jakbym był jakiś niedorozwinięty i nie potrafił zadbać o sienie i o swoje własne sprawy. W tej kwestii jest to najbardziej irytujący człowiek na jakiego mogłem niestety trafić.
Burknąłem pod nosem jakieś przekleństwa i spojrzałem na Hudson.
Powoli chwyciłem patelnię i zabrałem jej z ręki, była przerażona a w jej oczach mogłem dostrzec oprócz strachu, bijącą furię.
Patelnia sama w sobie lekka nie była, była duża oraz wykonana przez jedną z najlepszych firm produkujących sprzęt kuchenny. Po szybkiej analizie mogłem stwierdzić iż została ona kupiona około tygodnia temu, używana dwa razy, sama w sobie patelnia nie przywierała i nie powinna spalać jedzenia, nie należała ona do tanich rzeczy tego typu.

-Pani Hudson... Cóż ja pani zawiniłem abym dostał w głowę? Doskonale pani wie, że pani nie skrzywdzę więc nie rozumiem całego tego zamieszania - uśmiechnąłem się lekko i zapaliłem światło w korytarzu, fakt faktem było ciemno i staruszka mogła mnie pomylić z jakimś włamywaczem ale nie rozumiałem tego jej całego oburzenia, spojrzałem na John'a i wydawał się on również wściekły jednak nie tak bardzo jak był za pierwszym razem. Zdjąłem szalik i mogłem usłyszeć podniesiony głos gospodyni.

-Co żeś zawinił? Co żeś zawinił? I ty śmiesz się jeszcze pytać dlaczego dostałeś ode mnie patelnią w ten swój pusty detektywistyczny łeb? Chętnie bym ci poprawiła ale szkoda mi nowego sprzętu i to jeszcze na ciebie... Znikasz sobie nagle na dwa... Nie przepraszam na trzy lata, nie dajesz znaku życia, wszystko ukartowałeś tak aby każdy myślał, że nie żyjesz i nagle zjawiasz się jak dżin z butelki, skradasz się do mieszkania wyżej tak aby nikt przypadkiem nie zauważył. Wiesz co tutaj się działo przez te trzy lata? Nie? To ja ci pokaże co się działo - syknęła i chwyciła mnie za rękaw od garnituru, gdyż płaszcz zdążyłem zdjąć i powiesić go na barierce schodów kiedy mówiła. Szybkimi krokami skierowała się do mieszkania na wyższym piętrze i otworzyła drzwi z irytacją oraz widocznym zdenerwowaniem.

Moim oczom ukazał się widok, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewał... Na małym drewnianym stoliku stały opakowania po lekach, białe pudełeczka z kolorowymi etykietkami, dookoła nich było porozsypywane trochę tabletek. Wszedłem powoli do mieszkania, okna były zasłonięte i nie były odsłaniane przez dosyć długi okres czasu, było to widać. Na drewnianych antycznych meblach, niedaleko dawno nie rozpalanego kominka, leżała warstwa kurzu. Powoli podszedłem bliżej i usłyszałem trzask pod swoimi nogami, spojrzałem w dół i mogłem dostrzec czarną, rozbitą ramkę ze zdjęciem moim i Johna. Schyliłem się i delikatnie podniosłem ją, dokładnie pamiętałem kiedy to zdjęcie zostało wykonane. Po naszej pierwszej wspólnej sprawie, poszliśmy wtedy na kolację i postanowiliśmy to jakoś uczcić. Pamiętam ten dzień jakby był wczoraj, jakbym mógł go zapomnieć? Powoli położyłem ramkę na małą, ciemnobrązową półkę i rozejrzałem się raz jeszcze, w pomieszczeniu walało się pełno papierów, niektóre z nich były jakoś uporządkowane a niektóre poprostu leżały na podłodze i były deptane przez każdego, kto raczył wejść do mieszkania.
Patrząc na stan mieszkania oraz na leki walające się to na stoliku, to na podłodze rozsypane, to na blacie w kuchni, mogłem dojść do wniosku że psychika John'a nie była w najlepszym stanie. Poczułem nagle straszne i przytłaczające uczucie odpowiedzialności, poczucia winy i zaniedbania mojego najdroższego przyjaciela jakim był John Watson.
Podszedłem powoli do niego i delikatnie, aby go nie wystraszyć chwyciłem jego dłoń. Skóra nie była już miękka i delikatna tak jak wcześniej, była lekko szorstka i niezbyt przyjemna w dotyku. Mężczyzna odwrócił wzrok i wbił go w drewnianą podłogę.
Delikatnie podwinąłem rękaw uważając aby mu nic nie zrobić, nie stawiał oporu, zachowywał się tak jakby chciał mi pokazać do czego doprowadziło moje nagłe zniknięcie i sfałszowanie swojej śmierci.
Jego dłoń była strasznie chuda, bałem się że jak mocniej ją ścisnę to ją złamie wpół, jak zapałka.
Delikatnie przesunąłem palcem po dłoni blondyna i spojrzałem na niego, małe światełko nadziei w jego oczach lśniło delikatnie, powoli przywracając tym oczom ich stary, magiczny blask.
Wziąłem głęboki oddech.

'Alive' //JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz