♢8

559 39 9
                                    

<<[Sherlock]>>


Powoli otworzyłem oczy i usiadłem na miękkim łóżku oraz zacząłem wsłuchiwać się w lekko otwierane, skrzypiące stare drzwi. 
W pokoju było ciemno więc nie wiele można było zobaczyć, jednak pomieszczenie było delikatnie oświetlane przez światło księżyca, które wpadało przez duże okno w pokoju i nadawło mu lekki srebrzysty blask. Powolne i niepewne kroki rozbrzmiały w pokoju, podłoga lekko zaskrzypiała z każdym następnym krokiem. Kiedy złapałem już jakąkolwiek ostrość zauważyłem rysy postaci w ciemności, przy następnym kroku sylwetka została lekko oświetlona przez wspomniane już wcześniej srebrne światło wpadające przez okno.

Był to John, w sumie nawet mogłem się tego spodziewać. Mężczyzna spojrzał w dół i splótł ręce, zaczął się nimi bawić aby się odstresować. Często tak robił by się wyluzować ale dlaczego teraz? Jego postawa mówiła o tym, że był niepwny i lekko przerażony, mogłem dostrzec nawet że jego ręce delikatnie drżą a jego oddech jest minimanie przyspieszony. Gdyby był to ktoś inny to natychmiast kazałbym opuścić pokój, byłem zmęczony i jakoś niezbytnio uśmiechało mi się zajmować błahymi sprawami. Jednak nie była to żadna osoba trzecia typu pani Hudson czy nawet mój pieprznięty brat, który potrafił robić mi naloty o drugiej w nocy pod pretekstem, że on się martwi. John to mój najlepszy i jedyny przyjaciel jakiego kiedykolwiek miałem więc nie mogłem tego zignorować.

-Miałeś koszmar? - zapytałem, doskonale wiedziałem że prawdopodobieństwo odpowiedzi twierdzącej wynosi ponad osiemdziesiąt procent. John przytaknął i uniósł głowę, spojrzał na mnie a w jego oczach widoczny był strach. 

-Tak miałem i... Ja.. -zaczął dukać i lekko się denerwować. -Przepraszam, nie powinienem ciebie budzić o tej porze. - skrzyżował ręce a ja ukradkiem spojrzałem na elektroniczny zegarek, na ciemnym ekranie była wyświetlana na niebiesko godzina pierwsza dwadzieścia sześć. Westchnąłem i lekko się uśmiechnłem.

-Nic się nie stało John, jesteś przerażony i pewnie myslałeś, że ciebie nie będę chciał wysłuchać, tutaj się mylisz- odezwałem się. Powoli przesunąłem się na łóżku i poklepałem miejsce koło siebie aby dać blondynowi do zrozumienia, że może usiąść i jeżeli chce to opowiedzieć mi o tym zdarzeniu. John powoli zbliżył się do łożka i usiadł na nim, skrzyżował nogi i spojrzał w dół, zamyślił się na chwilę a po chwili się odezwał.

-Nie chcę narazie o tym rozmawiać, muszę się otrząsnąć ale ... może to zabrzmi dziwnie ale czy mogę ... tutaj spać? Może ciebie to nawet lekko śmieszyć , żeby były żołnierz bał się durnego snu ale tak, boję się. - zgodziłem się, na co John zrobił duże oczy pełne niedowierzania, po chwili się położył a ja okryłem jego i siebie ciepłą kołdrą, jako iż John ciągle trząsł się ze strachu to postanowiłem go jakoś uspokoić więc przysunąłem go do siebie i przytuliłem. Był taki ciepły i niewinny...


Nazajutrz obudziło mnie światło słońca, które świeciło na moją twarz. Otworzyłem oczy i spojrzałem na John'a, spał i wyglądał tak bezbronnie. Przejechałem powoli dłonią po jego miękkich policzkach na co Watson mruknął coś niezrozumiałego. No cóz... Wstałem i przeciągnąłem się, miałem zamiar dzisiaj dołączyć do sprawy tajemniczych samobójstw w lesie na obrzeżach Londynu. Usłyszałem głos mężczyzny za sobą.

-Wstałeś już? - odwróciłem się a John usiadł na łóżku i zaczął się przeciągać.John uśmiechnął się promiennie i wstał z łóżka przecierając oczy, zbliżył się do mnie i spojrzał na mnie. Słońce oświetlało mu twarz więc mogłem dostrzec rosnący spokój w jego oczach. Przejechął dłonią po swoich włosach.

-A nie widać? -odezwałem się i poklepałem John'a po ramieniu. - Mamy dzisiaj dużo rzeczy do nadrobienia John! Ah! Seria tajemniczych samobójstw w lesie, uznawana za jedną z najbardziej trudnych do rozwikłania spraw przez londyńską policję! Wyobraź sobie minę inspektora Lestrade'a kiedy dowie się, że najlepszy detektyw jaki kiedykolwiek mógł istnieć tak naprawdę żyje i ma się niesamowicie! - odezwałem się a po chwili chwyciłem Watsona za ramiona i lekko nim potrząsnąłem, brakowało mi tego, oj jak bardzo. Nie mogłem się doczekać tej całej adrenaliny. 
Wyszedłem natychmiast z pokoju i zbiegłem po schodach w dół do salonu, rozejrzałem się szybko po pomieszczeniu, po krótkiej analizie mogłem wkońcu zlokalizować mój czarny dziennik, w którym najczęściej pisałem postępy w sprawach kryminalnych czy nawet wpisy co się wydarzyło kiedy nie miałem dostępu do swojego bloga, którego ochrzciłem nazwą "Sztuka Dedukcji", John go kiedyś znlazł i powiedział że nawet go zainteresował, jednak jakoś zybko znudziłem się pisaniem tego bloga. Tak, szybko nudzę się takimi prostymi rzeczami...

Ubrałem się szybko w białą koszulę oraz czarny garnitur. Spojrzałem na drzwi i dostrzegłem jak John wchodząc do pomieszczenia ubiera czerwony sweter na białą koszulę, zwykle tak chodził, wyglądał w tym całkiem nieźle a nawet więcej niż nieźle. Poszedłem szybko do kuchni i otworzyłem jedną z szafek znajdujących się na górze, nie mogłem pozwolić aby John wyszedł bez śniadnia oraz bez tabletek. Obiecałem sobie, że będę się nim zajmować tak dopóki nie odzyska sprawności psychicznej. Pani Hudson bardzo chyba lubiła robić zakupy dla John'a z wielką nadzieją, że Watson coś zje. W szafce znajdowały się różne przekąski jak batoniki, chrupki, jakieś wafelki i inne takie rzeczy aby można je było zjeść "na szybko", bez konieczności robienia kanapek czy gotowaniu obiadu. Chwyciłem parę batoników oraz paczkę chrupek, nie były to chrupki z serii "śmieciowe jedzenie", lecz chrupki bardziej zdrowe. Pani Hudson niezbytnio lubiła tego typu jedzenie jak hamburgery czy inne takie, nie było to zbytnio zdrowe więc te wszystkie przekąski były zbożowe, tak aby zadbać o John'a. Wspomniane wcześniej przekąski wpakowałem do małego pudełeczka i chwyciłem czarną torbę Watsona, którą zwykle zabierał ze sobą kiedy razem wychodziliśmy na sprawy, nie robił tego zbytnio często ale jednak robił, więc  postanowiłem wykorzystac ten fakt. Do torby również wrzuciłem butelkę wody i wręczyłem torbę John'owi. Chwyciłem też na szybko tabletki i wręczyłem jedną do ręki John'a i kazałem mu ją wziąć. Mruczał coś z początku, ale niedałem się tak szybko zwieść i chcąc nie chcąc musiał ją wziąć. Wyszliśmy z mieszkania i poinformowaliśmy Hudson, że wychodzimy na co ona kazała nam zachować ostrożność.


-Powiedz mi, po co mi te całe batoniki i chrupki? Wodę jeszcze zrozumiem bo jest gorąco i tak dalej.. - burknął pod nosem niezbyt zadowolony z tego faktu, że wsadziłem mu jedzenie do torby, powinien mi być chociaż wdzięczny że tak o niego dbam i się martwię a nie odrazu mieć pretensje o to. Musieliśmy się spieszyć gdyż była godzina mniej więcej ósma trzydzieści siedem a Lestrade zwykle zaczynał pracę o dziewiątej i jakoś nie uśmiechało mi się aby taka sprawa uciekła mi sprzed nosa. Skręciliśmy w małą uliczkę aby jakoś ominąć czekanie na śwatłach, znałem Londyn jak własną kieszeń i żaden skrót nie był mi nieznany. Westchnąłem ciężko.

-Mówiłem wczoraj, że mam zamiar ciebie przypilnować z tym abyś jadł normalnie i brał leki, chcę abyś wrócił do siebie, czuję się winny za ten stan do którego się doprowadziłeś... - odpowiedziałem mu na te wszystkie pytania, które go dręczyły. Wyszliśmy z małej uliczki, rozejrzałem się dookoła, byliśmy blisko a godzina była mniej więcej ósma pięćdziesiąt, skąd to wiem? Była wyświetlana na przystanku.
Ryszyłem spowrotem w drogę, nie minęło nawet dwie minuty kiedy złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.

-Powiedz mi dlaczego nagle chcesz to wszystko naprawić co? Dlaczego ciebie zaczęło to obchodzić, i czemu cokolwiek oprócz rozwiązywania jakichkolwiek spraw kryminalnych i szukaniu morderców ciebie zaczyna interesować? Możesz mi to wytłumaczyć? Bo ja tego nie rozumiem jak i wielu innych spraw. Jesteś jedną wielką zagadką, którą staram się rozwkiłać od kilku ładnych lat odkąd ciebie poznałem i co? Stoję w martwym punkcie. Mamy jeszcze dziesięć minut a Scotland Yard znajduje się niedaleko, prawie na wyciągnięcie ręki. Odpowiedz mi na pytanie. -  warknał lekko i ścisnął moją dłoń jeszcze bardziej i zaczął wpatrywać się we mnie z małą irytacją w oczach. Chcąc nie chcąc musiałem mu to wytłumaczyć, gdyż zaczęło mnie to powoli zżerać od środka. 
Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w dół. 

-Martwię się o ciebie bo cię... kocham John.


'Alive' //JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz