<<[John]>>
Gwar ludzi lekko zagłuszył wołającego Williama, przetarłem czoło ręką. Odzwyczaiłem się od miejsc publicznych, o centrum miasta nie wspominając. Poczułem, że zaczyna mnie powoli boleć głowa, nic dziwnego przecież w takim hałasie można najzwyczajniej w świecie oszaleć. Jeżeli nie oszalałem wcześniej to naprawdę mogę siebie zacząć podziwiać. Jak ci ludzie to wszystko znoszą, nie przeszkadza im ten wieczny zgiełk, odgłosy samochodów, klaksony, syreny karetek czy straży pożarnej?
Mruknąłem cicho do siebie, przeklinając tych ludzi, mogli zostać w domu a nie chodzić po centrum, krzyczeć z całej siły tylko po to aby znaleźć kolegę lub koleżankę, która zaginęła w tłumie. Jednym słowem było to dla mnie piekło na ziemii, chciałem jak najszybciej znaleźć ciche miejsce.-Witam!-usłyszałem głos dobiegający z bliska, był wyraźny i słyszalny. Uniosłem lekko głowę i dostrzegłem wysokiehi mężczyznę, stojącego naprzeciw mnie. Uśmiechnąłem się lekko i skromnie witając przybysza. Na jego twarzy mogłem dostrzec promienny uśmiech jednak teraz nie mogłem go zbyt dokładnie opisać, światło ulicznej lampy było niestety zbyt słabe aby dostrzec szczegóły, mój wzrok sam w sobie po zmroku nie był najlepszy... Pogorszył się, mimo iż w mieszkaniu ciągle praktycznie panował półmrok a pani Hudson na siłę włączała mi światło, bolało mnie w oczy więc gdy tylko wyszła, ja odrazu je gasiłem. Nie wiem czemu tak się zachowywałem i dlaczego takie działanie miałoby mi pogorszyć wzrok, może dlatego że w takim półmroku czułem się lepiej, bardziej bezpiecznie. Czasem cień potrafi otulić, pocieszyć i dobrze przygotować do snu.
-Chodźmy może już do środka, tutaj można zwariować od tego hałasu - odezwałem się, mężczyzna przyznał mi rację, sam nie lubi zbyt zatłoczonych ulic oraz innych miejsc publicznych, mówi że nie może się wtedy skupić naprzykład na pracy czy na samej konsumpcji potrawy, którą właśnie zamówił. Skierowaliśmy się powoli do umówionego lokalu, William wydawał się bardzo pogodną osobą. Jest szansa, że będziemy dużo mówić, on będzie rozmawiał a ja będę słuchać, czasem wtrącać swoje trzy grosze. To mi pasowało.Wejście było oświetlone lampami ogrodowymi w kształcie kuli, dookoła stały białe plastikowe doniczki z wielokolorowymi kwiatami, były one zadbane oraz śliczne.
Powoli otworzyłem drewniane drzwi prowadzące do restauracji, moją twarz uderzył lekki podmuch ciepłego powietrza, zmieszanego z cudownym zapachem przygotowywanych przez kucharza potraw. Od takiej mieszanki człowiek odrazu robi się głodny, nawet ja... Mimo iż doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie zjem zbyt dużo. Może nawet skończyć się na tym iż wogóle nic nie zjem, ci byłoby bardzo wstydliwym posunięciem. Nie chciałem zrazić do siebie Williama, o nie. Musiałem więc udawać, że wszystko jest okej i że nie musi się o mnie bezpodstawnie martwić. Musiałem udawać normalnego.Wystrój wnętrza był całkiem przyjemny, ot zwyczajna chińska placówka. Duże ciemnobrązowe okna były zasłonięte zasłonami w odcieniu ciemnej czerwieni, na nich widniały wizerunki smoków utrzymane w złocie, dokładnie dziewięć małych smoków. Liczba dziewięć w Chinach jest uznawana za liczbę szczęścia, nic dziwnego że na zasłonach było ich akurat dziewięć.
Ściany również podchodziły pod kolor czerwony, mieszały się z ciemniejszymi odcieniami tuż przy podłodze oraz z jaśniejszymi tuż przy suficie. Na ścianach były rozwieszone małe, czarne ramki w których widniały pojedyńcze znaki z pisma chińskiego. Kiedy byliśmy tutaj po raz pierwszy z Sherlockiem, tłumaczył mi co oznacza każdy z tych znaków... Niestety zapomniałem tych tłumaczeń, były one zapewnie ukryte gdzieś głęboko w moim umyśle.
Podłoga była natomiast ciemnobrązowa, tak samo jak stoły oraz krzesła, na których znajdowały się serwetki oraz malutkie złote solniczki w kształcie smoków.
Całe wnętrze było naprawdę dopracowane i ozdobione, widać że właściciel naprawdę się postarał, mimo iż z zewnątrz wygląda jak zwykła knajpa w centrum Londynu.
CZYTASZ
'Alive' //Johnlock
FanfictionSherlock popełnia samobójstwo aby uchronić swojego przyjaciela przed wszelkim złem oraz największym wrogiem detektywa - Jimem Moriartym. Jednak czy to możliwe aby największy i najlepszy detektyw świata tak uległ i się poddał? - - #10 w BBC [13.5.18]