Rozdział 11

959 91 35
                                    

– Dobrze ci idzie! Tak trzymaj! – kibicował mi Niall następnego dnia przed zajęciami, stojąc niedaleko mnie z kanapką, gdy ze mnie pot lał się litrami przy odśnieżaniu.

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo nagle wpadłem na genialny plan. W akcie zemsty nabrałem śniegu na szufelkę i obsypałem nim blondyna. Pisnął przerażony, drąc się czy ja jestem normalny.

Zaśmiałem się głośno, gdy spojrzałem na białego od góry do doły przyjaciela. Fuknął obrażony i zaczął się otrzepywać.

– Moja kanapka – spojrzał na nią smutnym wzrokiem i wydął wargę.

– Nic jej nie będzie – wyszczerzyłem się do niego i otarłem dłonią swoje spocone czoło.

– Ale zaraz tobie będzie – rzekł spokojnym, pewnym siebie głosem, naśladując głównego bohatera filmu kryminalnego. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, wybuchając śmiechem.

A jednak nie żartował. Już formował kulkę zbitego śniegu. Ja, mając chwilę czasu, gwałtownie odwróciłem się, chcąc uciec.

Ale pech chciał, że wpadłem na coś twardego i pod wpływem uderzenia razem polecieliśmy w zaspę śniegu. Upadłem na tą osobę, a jej loki wpadły mi do buzi.

– Harry? – zapytałem głupio, patrząc z bliska w jego głęboką zieleń. Serce zabiło mi dwukrotnie szybciej, gdy zadałem sobie sprawę jaka niewielka odległość dzieli nasze twarze.

– Nie za wygodnie ci? – zapytał, wyginając usta w zadziornym uśmiechu.

– To ja wam nie przeszkadzam – usłyszałem cichy głos blondyna i jego pośpieszne kroki.

Jak oparzony chciałem czym prędzej wstać, ale brunet przytrzymywał mnie w pasie ręką. Spojrzałem na niego gniewnie.

– Puść – wysyczałem przez zęby.

Niewinnie podniósł obie ręce w obronnym geście, a ja czym prędzej wstałem z niego, otrzepując swoje ubranie i unikając wzroku lokowatego.

– Co tu robisz tak w ogóle? – odchrząknąłem i zapytałem.

– Przyszedłem dołączyć do waszej małej zabawy – odrzekł, również wstając i wskazując głową na leżącą łopatę do śniegu. – Ale nie spodziewałem się, że tak szybko będziesz na mnie lecieć – uśmiechnął się półgębkiem.

– Nie pochlebiaj sobie – parsknąłem, by ukryć swoje zawstydzenie i zażenowanie. Odwróciłem się tyłem, biorąc się z powrotem za odśnieżanie.

No tak, zapomniałem, że on też miał do odbycia karę. Dlaczego to akurat on, a nie ktoś inny? Przecież już nigdy miał nie wejść mi z drogę.

– Masz całe plecy w śniegu – usłyszałem głęboki głos gdzieś zza pleców i poczułem jak chłopak mi je otrzepuje. Zrobiło mi się miło, na ten przyjacielski gest, ale to za mało by mnie przekupić. – I tyłek również – oznajmił i zanim mogłem jakoś zareagować, już poczułem tam jego duże dłonie.

Odskoczyłem jak oparzony, nie dając mu możliwości kontynuowania czynności.

– Dzięki, ale sam już sobie poradzę – rzekłem chłodno.

Co on sobie wyobraża? Że może w każdej chwili mnie zmacać i będzie okej. Już nawet nie chcę wiedzieć, co by Lucas powiedział, gdyby to zobaczył!

– Chciałem pomóc – wzruszył ramionami.

Mając już dosyć, wbiłem łopatę w śnieg. Miałem już iść w stronę budynku szkoły, ale dłoń Harrego przytrzymała mnie za łokieć.

School for Freaks ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz