EPILOG

548 37 8
                                    

Był to słoneczny, niedzielny poranek. Dokładnie pierwszy dzień wiosny. Z radością otworzyłem okno w kuchni, by wpuścić trochę świeżego powietrza i zabrałem się za dalsze zapakowywanie jedzenia dla Harrego. Mam tylko nadzieję, że mu posmakuje.

Minął już tydzień od kiedy wypisali go ze szpitala, a ja w co drugi dzień przychodziłem do niego po szkole i pomagałem mu w codziennych czynnościach. Natomiast w tygodniu prowadziłem także korepetycje z matematyki dla chłopaka będącego o rok niżej.

Na początku z Harrym nie było łatwo, bo protestował i zarzekał się, że sobie poradzi ze wszystkim, nawet przy pomocy jednej ręki. Dopiero, gdy oznajmiłem żartobliwie, że w takim razie nie będę przychodził jak nie potrzebuje mojej pomocy, uległ od razu i teraz sam pyta o której będę.

Jednak można powiedzieć, że to jest wzajemna pomoc. On za to w wolnej chwili pomaga mi kontrolować moje nowe umiejętności, gdyż często zdarzało się nagłe i niekontrolowane przeniesienie się do umysłu innej, nieznanej mi istoty.

Plusy tej całej sytuacji są takie, że dzięki temu mamy sporo czasu, by móc poznawać się na nowo. Często robiliśmy sobie psikusy i razem z tego śmialiśmy się. Wieczorami zaś kładliśmy się do hamaka, a ja mu opowiadałem co się działo przez cały dzień i czego się dowiedziałem. Tak zupełnie przyjacielsko.

Przerażało mnie trochę to, że żadne z nas nie wracało do wydarzeń sprzed tygodnia. Do tych emocji, które w nas kumulowały się. Czułem się trochę zawiedziony, ale nie chciałem też naciskać na Harrego, skoro sam nie poruszał tego tematu.

– Jutro też przychodzisz? – zagadnął pewnego razu, gdy już się zbierałem do wyjścia.

– Nie mogę. Jutro udzielam korepetycji – oznajmiłem.

– No tak. Racja – odrzekł krótko.

– Co jest? – zapytałem z niezrozumieniem. Nie informował mnie o jakiś jutrzejszych planach.

– Nic, po prostu chciałem wiedzieć czy przyjdziesz – spojrzał mi w oczy.

– Już obiecałem Sethowi, że jutro porobimy zadania, których nie rozumie – odparłem ze skruchą.

– Rozumiem – pokiwał głową z kamiennym wyrazem twarzy. – To cześć i dzięki – rzekł z wahaniem i otworzył mi drzwi.

– To cześć i do zobaczenia – uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem.

Było już dosyć ciemno na zewnątrz, jednak latarnie oświetlały mi drogę. Westchnąłem. Poczułem wielką chęć wygadania się przyjacielowi. Wyciągnąłem telefon i wybrałem odpowiedni numer.

– Halo? – usłyszałem.

– Siema – odrzekłem. – Masz czas?

– Dla ciebie zawsze. Co tam? – zapytał z troską.

– A tak chciałem pogadać.

– Czekaj, czekaj.. czy ty dzisiaj nie miałeś być u Harrego? – usłyszałem nutkę podniecenia w jego głosie.

– Właśnie wyszedłem. Nie wiem, może mi się wydawało, ale dziwne było jego zachowanie. Może już nie chce bym przychodził? – zapytałem ze smutkiem. Naprawdę bardzo dobrze spędzało mi się z nim czas i cieszyłem się, kiedy wybijała ta godzina w której mogłem do niego iść.

– Co ty wygadujesz? A co dzisiaj się wydarzyło? – usłyszałem zaciekawienie w jego głosie.

– Wszystko było dobrze dopóki nie powiedziałem, że jutro nie przyjdę, bo udzielam korepetycji – westchnąłem przeciągle.

School for Freaks ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz