Rozdział 19

470 40 2
                                    

Randall wstał i powolnym krokiem podszedł do ogniska. Wpatrywał się w nie dłuższą chwilę zupełnie nieobecnym wzrokiem. Nie odzywałem się i nie poganiałem, samemu będąc zdziwionym swoją cierpliwością.

– Opowiem ci pewną historię, jeśli oczywiście chcesz – rzekł głębokim głosem. Pokiwałem ochoczo głową, ale nie wiem czy widział ten gest, gdyż nawet na mnie nie spojrzał.

– Pamiętasz swojego ojca, Louis? – kontynuował.

Zdziwiłem się tym pytaniem. Nie tego się spodziewałem.

– Jedynie mam w pamięci kilka wspomnień z nim związanych – odparłem szczerze. – Jednak już nie pamiętam dokładnie jego twarzy ani głosu. Czy to istotne? – dodałem na końcu, marszcząc brwi. Nie były to wspomnienia do których chętnie wracałem i nie chciałem o nich mówić, szczególnie jakiejś obcej osobie.

– Może to i dobrze – rzekł cicho, jakby do siebie samego. – Co siedziało w jego głowie gdy... – urwał. – ...to wie tylko on sam.

O czym on bredzi!? Na pewno wciąż ma na myśli mojego ojca?

– Gdy co? – zapytałem dociekliwie, a jednocześnie cicho i spokojnie, jakbym rozmawiał z osobą, która za chwilę ma wyjawić swój największy sekret. Jednak z każdą chwilą coraz większa konsternacja malowała się na mojej twarzy.

– Gdy dowiedział się kim jesteś – spojrzał na mnie wnikliwie, a języki ognia wciąż tańczyły mu na źrenicach.

– Przecież podobno on sam był Dzivnieks! – prychnąłem. – To dla niego nie powinno być zaskoczenie – zaśmiałem się niewesoło.

Podczas tej wymiany zdań coraz więcej pytań pojawiało się w mojej głowie. Te zdawkowe odpowiedzi nawet w najmniejszym stopniu nie zaspokajały mojej ciekawości. To powodowało coraz większe rozdrażnienie i miałem ochotę pozwolić swojemu językowi by zalał Pana Randalla lawiną pytań. Dobrze jednak, że to nie on podejmuje decyzje, tylko mój rozum i zdrowy rozsądek.

– Wciąż jest i to potężnym, ale zawsze chciał więcej i nie mógł na tym poprzestać. Zapewne nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś Dzieckiem Dziedzictwa – westchnął. – Choć do tej pory krążyły jedynie na ten temat legendy, w które nikt na szczęście nie wierzył. On jakoś dostarł do źródła prawdy – Randall zaczął chodzić w jedną i drugą stronę, a w jego ruchach można było zauważyć jakieś napięcie, choć głos niczego nie zdradzał.

– Nasza pradawna i dobrze strzeżona tajemnica ujrzała światło dzienne – kontynuował. – Gdy dowiedział się o wszystkim, z czasem całkowicie zaślepiła go żądza potęgi. Twoja matka zauważyła niepojące zmiany w jego zachowaniu i uciekła razem z tobą w ostatnim momencie.

Nie wierzyłem własnym uszom. To przecież to nie mogła być prawda. Może ten „człowiek" ma po prostu zbyt bujną wyobraźnię? Zresztą moja matka powiedziała mi, że to ojciec sam odszedł.

– Nie – zaśmiałem się, kręcąc głową. – Ja nie jestem żadnym Dzieckiem Dziedzictwa. Musiało się Panu coś pomylić. Proszę mnie teraz wypuścić, a obiecuję, że nie złożę nigdzie skargi za te przetrzymywanie mnie tutaj siłą – rzekłem już bardziej stanowczym głosem.

– Rozumiem – odparł, kiwając głową. – Czyli musimy zrobić to inaczej.

Podszedł do mnie powoli. Z niezrozumieniem w oczach patrzyłem na jego poczynania. Podniósł swoją łapę i zatrzymał ją tuż nad moją głową, a ja automatycznie skuliłem się.

– Nie bój się – odparł dźwięcznym głosem, jakby dobiegającym z mojej głowy. – Może jedynie zawirować Ci się w głowie.

Następnie zamknął oczy i położył ciężką łapę na mojej głowie. Poczułem jak nagły i nieprzyjemny impuls przeszedł przez moje ciało, a dziwne mrowienie ogarnęło je całe. Czułem się tak, jakbym stawał się coraz lżejszy, a ja sam odpływał coraz wyżej.

Randall! Nie złapiesz mnie! 

Usłyszałem przyjemny śmiech i ujrzałem przed sobą biegnącą dziewczynkę z długimi blond włosami. Wydawało mi się, że ją bardzo dobrze znam. Nie wiem dlaczego, ale przypominała mi bardzo moją mamę.

Chłopak z bujną, czarną czupryną bez wielkiego wysiłku dogonił ją i klepnął w ramię.

Znowu złapałem! – zaśmiał się szczerze, nie wykazując ani trochę zmęczenia.

Dziewczynka ciężko dysząc upadła na wznak w trawę, a obok niej chłopak. Po chwili odezwała się:

Czy musisz już iść? Może pobawimy się jeszcze? – zapytała, podnosząc się na łokciach i patrząc na niego błagalnie. Chłopak spochmurniał.

Niestety muszę już iść. Czeka mnie niedługo rytuał przejścia, dzięki któremu stanę się następcą Pana Zwierząt – odparł cicho. – Taki jest mój obowiązek – dodał bez cienia emocji na twarzy.

Wstał i otrzepał spodnie. Następnie po chwili zastanowienia przyklęknął przed dziewczynką i ujął jej złożone ręce w swoje.

Nie będę mógł już przychodzić tutaj na łąkę, by pobawić się – zaczął z łamiącym się głosem. – Czekają na mnie inne obowiązki, ale jakbyś potrzebowała pomocy, to daj sygnał, a na pewno przybędę.

Szybko wstał i zaczął uciekać z polany, zanim ona mogła coś odpowiedzieć. Dziewczynka otworzyła usta, a następnie ukradkiem otarła łzę.

Nagle cały obraz zaczął się zamazywać się. W miejscu polany pojawiły się pojedyncze wysokie drzewa, a pośrodku wyrosła wystającą skała. Stał na niej dumnie Randall, w swojej postaci ludzko-zwierzęcej. Gęsta grzywa powiewała na wietrze na wszystkie strony, a on sam wpatrzony był w jeden punkty, jakby kogoś wyczekiwał. Zdałem sobie sprawę, że to muszą być jego wspomnienia, które chce mi pokazać.

Nagle drgnął, ale jakby szybko się zreflektował. Spojrzałem w tym samym kierunku co on. Z cienia wyszła kobieca postać w kapturze, trzymając w rękach jakieś zawiniątko. Przyklękła przed Randallem i podniosła rękę, by zsunąć kaptur.

Mama?! Co ona tu robi?! Z niedowierzaniem patrzyłem na tę scenę. Chciałem podejść, powiedzieć coś, ale żadnej z tej rzeczy nie mogłem uczynić. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że na rękach trzyma małego chłopca.

Witaj, Aileen – rzekł do niej Randall głębokim głosem.

Witaj, Randallfie – odparła, a oboje uśmiechnęli się lekko.

Macierzyństwo ci służy.

Dziękuję – dygnęła lekko. – Proszę, powiedz, w jakiej sprawie mnie tu sprowadziłeś i to jeszcze z moim Louisem? Wiesz, że nie łatwo było znaleźć dobrą okazję, by wymknąć się w tajemnicy z domu.

Czy to naprawdę tym małym dzieckiem jestem ja?! Cóż, może i niektóre szczegóły się zgadzają.

Tak, dlatego jeszcze bardziej doceniam to, że przyszłaś. Sprawa jest trochę nietypowa, bo dotyczy Twojego dziecka – odparł, patrząc na jej zawiniątko.

Z Louisem jest wszystko w porządku – odparła obronnie i instynktownie przycisnęła dziecko bardziej do swojej piersi.

Tak, jak najbardziej – pokiwał energicznie głową. – Jednak w dniu swoich urodzin dostał pewien dar, który może zmienić się również w nasze przekleństwo.

Nagle spojrzeli sobie w oczy, jakby chcieli wyczytać z nich wszystko, a w około na chwilę zaległa głęboka cisza. 

School for Freaks ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz