3

344 71 14
                                    

Andreas siedział na pryczy wymachując nogami, musiał je trochę rozruszać, jednak cały czas pamiętał, że nie może przesadzić, bo ból może powrócić, a tabletek przeciwbólowych miał przy sobie niestety niewiele. Spoglądał na Stephana, który siedział na swoim materacu. W jednej dłoni trzymał lampę naftową, a drugą przewracał kartki w książce, którą położył sobie na kolanach. Mimo słabego oświetlenia czytanie szło mu dość sprawnie, a kiedy zaczytywał się w kartach książki, czas upływał zdecydowanie szybciej.

— Kiedyś stracisz wzrok od czytania w takich warunkach — burknął Andreas.

— Nie udawaj, że się o mnie martwisz — zaśmiał się Stephan — Czy pan "widzę tylko czubek własnego nosa" w końcu dostrzegł, że na świecie żyją jeszcze inni ludzie oprócz niego?

— Bardzo śmieszne, dostrzegam innych ludzi, a ciebie to w szczególności. Nie chce być złośliwy, ale od kiedy nie skaczesz trochę się rozszerzyłeś Steph, musimy chyba drzwi powiększyć.

Stephan spojrzał na Wellingera i zrobił skwaszoną minę, którą chciał mu zasugerować, że właśnie poczuł się obrażony. Mimo wszystko Leyhe był zadowolony, że jego koledze humor dopisuje. Czasami był po prostu nie do zniesienia, w szczególności kiedy powracał ból nogi. W każdy inny dzień takie przekomarzanki były dla Stephana jak dar z niebios, uwielbiał droczyć się ze swoim przyjacielem, nawet jeżeli ten stosował chwyty poniżej pasa. Zawsze mógł się odpłacić tym samym.

— Przy okazji kupimy ci chodzik, żebyś mógł się bezpiecznie po mieszkaniu poruszać — burknął.

Andreas pokazał mu język. Podniósł się z pryczy i podszedł do półki, na której leżały przeróżne potrzebne im rzeczy. Wellinger poczuł, że jeżeli zaraz czegoś nie zje, to jego kiszki zagrają marsza, którego Stephan wolałby nie słyszeć. Przejrzał etykiety na puszkach, po czym spojrzał w stronę przyjaciela i zapytał:

— Co powiesz na uroczą kolację we dwoję, w świetle lampy naftowej, szef kuchni oferuje wodę niegazowaną i fasolkę po bretońsku z puszki?

— Andi, oszalałeś? Czy ty chcesz zamienić ten bunkier w komorę gazową? — odparł Leyhe.

Andreas wzruszył ramionami i mimo wszystko wziął jedną puszkę, wrócił na swoją pryczę i miał zamiar skonsumować fasolkę. Stephan obserwował go kątem oka, sam nie miał apetytu, ale nie chciał zabraniać mu jeść. Pierwsza łyżeczka wylądowała w ustach Wellingera, który skrzywił się, kiedy poczuł smak sosu. Dużo brakowało fasolce z puszki, do fasolki, którą robiła jego mama, ale nie miał zamiaru rezygnować z jedzenia. Mógłby dotrwać do końca pobytu bez jedzenia, bo zostało jeszcze 36 godzin, ale choć jedzenie zupełnie mu nie smakowało, nie miał zamiaru z niego zrezygnować.

Stephan szybko zauważył, że coś jest nie tak. Jego przyjaciel zaczął skrobać łyżeczką w puszce i jadł zdecydowanie wolniej niż robił to zazwyczaj. W mieszkaniu wiele razy robił to w takim tempie, że często dławił się jedzeniem. I chociaż Leyhe wiele razy próbował go przekonać do tego, że nikt mu z talerza jedzenia nie zabierze i może zwolnić, bo to nie wyścig — Wellinger wciąż robił to samo, jak gdyby słowa przyjaciela do niego nie docierały.

— Przypomnij mi dlaczego ja z tobą zamieszkałem? — wypalił nagle Stephan.

— Bo chciałeś mieszkać ze swoim idolem, Steph doceń to, że się zgodziłem. Tysiące dziewczyn o tym marzy, a ty dostałeś ode mnie niepowtarzalną okazję na spełnienie swoich marzeń — stwierdził Andreas z uśmiechem na twarzy.

— Wszystkie uciekłyby po tygodniu spędzonym w twoim mieszkaniu — burknął Leyhe — No chyba, że ich największym marzeniem byłoby również zostanie czyjąś kucharką i sprzątaczką.

fear in your eyes || lellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz