W samochodzie panowała napięta atmosfera. Stephan nie odzywał się. Od momentu, w którym wsiadł do auta z jego ust nie wydobyło się ani jedno słowo. Andreas próbował załagodzić sytuację, ale wszelkie jego próby kończyły się tak samo. Valerie chciała mu pomóc, ale czuła w kościach, że w ten sposób tylko pogorszy sprawę. Zdawała sobie sprawę, że jedyną rzeczą, która poprawi naburmuszonemu Niemcowi humor jest jej zniknięcie.
— Nie rozumiem po co jedziemy za miasto — westchnął Andreas, nie spodziewając się żadnej odpowiedzi.
Wbrew jego przewidywaniom Stephan na chwilę oderwał wzrok od drogi, tylko po to, żeby Wellinger mógł zobaczyć jak przewraca oczami. Po chwili znowu spoglądał przed siebie, ale wreszcie postanowił się odezwać.
— W mieście nie ma nikogo, więc może znajdziemy kogoś gdzieś indziej — burknął.
— Ta, jasne — stwierdził Andreas obserwując mijane budynki — Może jeszcze znajdziemy w lesie mnóstwo małp, które potrafią mówić i okaże się, że jesteśmy na ich planecie, tylko nasza trójka.
— Nie żartuj sobie — wtrąciła Valerie — Wezmą nas za wymierający gatunek i wsadzą do klatek. Chyba nie chcesz tak skończyć.
— Wszystko mi jedno — odparł, wystawiając rękę za okno.
Stephan pokręcił zawiedziony głową. Znał dobrze swojego przyjaciela i ponownie działo się to co miało miejsce tak wiele razy od dnia, w którym miał wypadek. Andreas w wielu rzeczach nie widział sensu, wolał siedzieć bezczynnie i czekać, zamiast ruszyć się i zrobić coś co mogłoby polepszyć sytuację. Poddawał się zanim w ogóle zaczął coś robić.
— Gdybyś to ty rządził pewnie moglibyśmy już w tym hotelu budować sobie trumienki — wyszeptał.
— Co? — zapytał Wellinger.
— Nic, nic.
Wszystkie okna w samochodzie były otwarte, ale w jego wnętrzu wciąż było gorąco. Valerie spoglądała niepewnie w niebo, słońce świeciło coraz jaśniej, nie zapowiadało się na deszcz, wszystko się zgadzało. Zastanawiała się czy powiedzieć o wszystkim Andreasowi, ale nie chciała go martwić, nie chciała, żeby się bał. Stephanowi nie miała zamiaru mówić nic, wiedziała, że i tak jej nie wysłucha.
A miała im do powiedzenia bardzo dużo. Właściwie była to tylko jedna rzecz, która była odpowiedzią na to co się stanie, a ta informacja miała duże znaczenie. Jednak wiedziała, że razem z taką wiedzą pojawia się strach, Valerie się bała, nie chciała, żeby bali się też oni. Czasu było coraz mniej.
Stephan nie miał zamiaru zatrzymywać się na żądanie pozostałych, a z samochodu chciał wysiąść dopiero w momencie, który uzna za stosowny. W gruncie rzeczy sam nie wiedział jak ten moment ma wyglądać. Liczył, że gdzieś za miastem znajdzie ludzi, którzy wyjaśnią to co się stało. Liczył, że tam będzie bezpieczniej. Jednak nie mógł w stu procentach przewidzieć co odnajdzie. Prowadził auto donikąd, ale nie miał zamiaru się do tego przyznać.
Aż w końcu godzinę później coś zmusiło go do wyjścia z samochodu, coś co okazało się tylko omamem. Gdy samochód przejeżdżał obok zniszczonego budynku Stephan usłyszał wołanie. Krzyk, w którym było słychać smutek i bezsilność. Zatrzymał auto i nasłuchiwał, ale nic się nie działo.
— Dlaczego się zatrzymałeś? — zapytał Andreas.
— Słyszeliście ten krzyk? Tam ktoś jest — stwierdził.
— Niemożliwe. To stara fabryka, nikt tam nie chodzi, zresztą jest w opłakanym stanie — wtrąciła Valerie — Wątpię, że ktoś tam poszedł, a jeżeli nawet to prosi się tylko o kłopoty. To miejsce jest zbyt niebezpieczne.
CZYTASZ
fear in your eyes || lellinger
FanfictionAndreas i Stephan są przyjaciółmi, którzy nie potrafią przyznać się do swoich uczuć. Obaj porzucili skoki narciarskie i chociaż żaden z nich nie chciał tego robić - nie mieli innego wyboru. Zagubieni próbują ułożyć swoje życie, a w celu zdobycia łat...