Rok 2025
Świat nie zatrzymał się nawet na chwilę. Życie na ziemi istniało, choć tysiące badaczy i ekspertów ostrzegało przed rychłym końcem. Nie potrafili dokładnie sprecyzować w jaki sposób świat się skończy, ale byli pewni swoich słów. Wszystko co ma swój początek ma również swój koniec — chyba tylko i wyłącznie dlatego niektórzy bali się tego co miało nadejść, choć w gruncie rzeczy nie mieli nawet pojęcia czego się spodziewać. A koniec nadszedł niespodziewanie i choć miał zabrać ze sobą wszystko co żywe, okazał się być zbyt nieuważny i mało dokładny. Znaleźli się szczęśliwcy, którzy przetrwali najgorsze, nie mając nawet pojęcia, że świat właśnie się kończy.
Wszystko trwało zaledwie jeden dzień. Z samego rana pojawiła się epidemia, która zaczęła zbierać swoje żniwa. Niektórzy byli na nią odporni, zbierali się w grupy i z nadzieją wyruszali w podróż w poszukiwania nowego domu. Byli tym tak przejęci, że nie zauważyli czarnych chmur, które pokryły niebo — czarnych chmur, z których zaczął padać deszcz. Nie był normalnym deszczem, który przecież nikomu by nie przeszkadzał. Czerwone krople, które parzyły skórę, wypalały w niej dziury i skazywały na powolną śmierć. Można było się przed nimi schronić, jednak deszcz nie przestawał padać, pioruny wzburzały taflę wody i wywoływały coraz większe falę, wybuchł sztorm, a z każdą chwilą ognistej cieczy było coraz więcej, a ludzie, którzy nie zdążyli się przed nią schronić rozpuszczali się w niej i nie pozostawał po nich żaden ślad. Ku zdziwieniu wszystkich czerwona woda nie niszczyła budynków, ani aut, tylko w kontakcie z ludzką skórą okazywała swoją niszczącą moc.
Po kilku godzinach deszcz przestał padać i choć wszyscy myśleli, że koniec już za nimi — okazało się, że nadszedł czas na najgorsze. Cichy szept rozbrzmiał w głowach osób, które przetrwały. Szept, tak mroczny i przerażający do tego stopnia, że ludzie zaczęli wyrywać sobie włosy z głowy, próbując pozbyć się tego głosu. Nie mówił czułych słów, nie mówił nic co chcieliby usłyszeć. Namawiał do złego. Niektórym mówił, że mają się zabić, innym, że mają zabić swoich najbliższych — chciał zniszczyć wszystkich ludzi, wykorzystując do tego ich samych. Nawet najsilniejsi ulegli, ziemia powoli zaczęła pustoszeć, a czerwona woda likwidowała wszystkie ciała i wspomnienia dawnego życia. Śmierć zawładnęła światem.
Jednak nie przewidziała tego, że przypadkiem nie uda się jej dotrzeć do osób, które były ukryte głęboko pod ziemią i nie miały zielonego pojęcia o tym co dzieję się na zewnątrz. Nie wiedziała, że gdzieś tam zbłąkane dusze ukryły się i niczego nieświadome czekały aż znowu będą mogły wyjść na zewnątrz. Na zewnątrz, gdzie czekała ich niemiła niespodzianka.
Tydzień przed katastrofą...
Andreas czytał broszurę w oczekiwaniu na Stephana, swojego najlepszego przyjaciela, który właśnie brał prysznic. Mieszkali razem już od czterech lat, co dobrze wpłynęło na ich znajomość. Choć ścieżki ich uczuć były niewątpliwie skomplikowane, udało im się wytrwać w przyjaźni, nawet kiedy ich wspólna pasja przestała nią być.
Skoki narciarskie ich połączyły i żaden z nich nie miał co do tego wątpliwości. W gruncie rzeczy, gdyby nie one, pewnie nigdy nie stanęliby na swojej drodze. Zbyt różne charaktery, zbyt odmienne poglądy i różnica zdań wywoływały między nimi częste kłótnie, jednak nauczyli się gasić pożar, zanim wybuchł na dobre. Strasznie irytował ich fakt, że wszyscy ich znajomi z kadry zgodnie twierdzili, że zachowują się jak stare dobre małżeństwo, ale choć starali się udawać, że tak nie jest, sami w głębi serca czuli do siebie coś więcej niż przyjaźń. Jednak żaden z nich nie chciał się do tego przyznać, więc po prostu mieszkali razem, spotykali się i umawiali na randki z przypadkowo poznanymi dziewczynami, nieświadomi tego, że swoje przeznaczenie mają tuż za ścianą. Jeden był zazdrosny o drugiego, ale duma nie pozwalała im okazywać wobec siebie tego typu uczuć.
Andreas przestał skakać trzy lata wcześniej, kiedy podczas jednego z konkursów upadł niefortunnie na zeskok i złamał sobie nogę. Złamanie było jednak na tyle poważne, że po jego zrośnięciu wciąż utykał — co wiązało się z brakiem możliwości kontynuowania kariery. Zostały mu tylko reklamy, bo mimo iż nie mógł już robić tego co kochał, to ludzie wciąż go kojarzyli, a tysiące nastolatek wciąż wzdychało na widok jego zdjęć w fioletowej czapce. Był już poważnie zirytowany faktem, że wszyscy kojarzyli go tylko i wyłącznie z Milką, czapka spłonęła w kominku razem z nartami, które pociął w drobne kawałeczki i choć mieszkanie przez cały wieczór miało nieprzyjemny zapach, Andreas niczego nie żałował.
Stephan nie miał aż tak wielkiego pecha, ale i jego kariera szybko się skończyła. Nigdy nie był zadowolony z własnych skoków, więc nie zdziwił się, kiedy trener stwierdził, że na jego miejsce ma co najmniej dziesięciu juniorów, których skoki ogląda się zdecydowanie lepiej, a poza tym ich technika jest na lepszym poziomie niż jego. Choć przez te słowa lekko zabolało go serce, Stephan nie miał zamiaru o nic się kłócić. Wiedział, że w tym wypadku sytuacja finansowa może się zrobić krucha, ale liczył, że pieniądze z reklam, w których grał również on — okażą się antidotum na ich problemy.
Ludziom zaczęły się nudzić rozrywki, które były im oferowane. Teatr, opera, a nawet kino nie trafiało już do serc ludzi. Nawet pokoje z zagadkami stały się nudne, więc rozwój musiał ruszyć do przodu. I tak czerpiąc wiedzę z historycznych faktów powstało coś, co stworzono tylko dla osób odważnych, na których strach nie robi najmniejszego wrażenia. Choć bunkry wciąż źle się kojarzyły, to okazały się marketingowym strzałem w dziesiątkę. Za odpowiednią kwotę można było trafić do takiego bunkru i spróbować przetrwać, oczywiście w każdej chwili można było zrezygnować z dalszego udziału.
Pierwsze z tego typu miejsc utworzono w USA, ale to właśnie Andreasowi i Stephanowi zaproponowano reklamowanie nowej rozrywki i darmową wizytę w jednym z bunkrów.
— Trochę to dziwne, że to akurat Niemcom proponują reklamę, to może się trochę źle kojarzyć — burknął Andreas, kiedy odczytał broszurkę, w której wyjaśniono wszystkie zasady.
— Chyba to mają na celu, wiesz, powrót do przeszłości — zaśmiał się Stephan.
Wellinger przewrócił oczyma i zagłębił się dalej w lekturze, kiedy zobaczył kwotę, która miała być ich własnością, po nagraniu spotu reklamowego wstrzymał oddech.
— Jeżeli tam nie pojedziemy popełnimy największy błąd w swoim życiu — stwierdził.
— Mówisz poważnie? Pamiętaj, że masz trzydzieści lat, utykasz, a trzy dni w stalowym czy jakimś tam pomieszczeniu chyba nie wpłyną dobrze na twój stan.
— Na mój stan może i nie, ale na stan naszego konta wpłyną bardzo pozytywnie — powiedział Andreas uśmiechając się szeroko — Nie każ mi dłużej prosić, pojedźmy tam na te trzy dni, a potem będziemy mieli spokój co najmniej na dwa lata.
Stephan spojrzał na swojego przyjaciela, który właśnie zaczął robić do niego wielkie oczy. Dobrze wiedział jak się zachować, żeby osiągnąć swój cel. Leyhe mięknął za każdym razem, kiedy wpatrywał się w niego swoimi rozanielonymi oczyma.
— Dobra Andreas, mam nadzieję, że wytrzymam całe 72 godziny w twoim towarzystwie — burknął.
— To będą najpiękniejsze 72 godziny jakie ze mną spędzisz — stwierdził Wellinger, cmokając ustami w stronę swojego przyjaciela.
Obaj nie mieli pojęcia, że dzięki tej decyzji staną się jednymi z nielicznych, którzy przeżyli. Nie spodziewali się, że trzy dni spędzone w zamknięciu uratują im życie.
CZYTASZ
fear in your eyes || lellinger
FanfictionAndreas i Stephan są przyjaciółmi, którzy nie potrafią przyznać się do swoich uczuć. Obaj porzucili skoki narciarskie i chociaż żaden z nich nie chciał tego robić - nie mieli innego wyboru. Zagubieni próbują ułożyć swoje życie, a w celu zdobycia łat...