Z pamiętnika Dawida Kubackiego
1:05
Wygląda na to, że koniec z tymi wywiadami. Wszyscy się pakują, machają nam na pożegnanie i rozchodzą się do swoich aut i pędzą do łóżek. A my? My zbieramy manatki i idziemy na imprę!
1:15
Idziemy na parking, do bardzo miłego pana kierowcy, który obiecał mi podwózkę. Kamil zasypia niemal na stojąco, Stefanek właśnie dostał ataku euforii, bo dotarło w końcu do niego, że mamy medala ("MAMY MEDALA, CZAICIE TO?!? CHŁOPAKI! MAMY MEDALA, MEEEEDAAAAALAAAA MAMY!!!" - tak mniej więcej to brzmi. I strasznym echem się niesie po tej koreańskiej głuszy), Maciek z nosem zwieszonym kwintę, trzeba mu szybko jakiegoś drinka spreparować, żeby się chłopak rozhulał jak Hula. No i Sztefan. Musimy jeszcze wymyślić, jak mu się wymknąć, skoro...
1:20
...moment. Gdzie nasz bus?
1:21
HALO, HALO, STAŁ TU PRZED CHWILĄ!!!
1:22
Kamil zauważa jakąś tablicę informacyjną. Po dłuższych machinacjach z translatorem koreańsko-angielsko-polskim wychodzi nam, że tutaj stał ostatni autobus dla dziennikarzy. Ostatni autobus, który odjechał... dziesięć minut temu.
1:25
Chłopaki na mnie krzyczą. A to nie moja wina! Kierowca mnie okłamał! I to na dodatek w koreańskim angielskim! Wychodzi na to, że transport nam spierdzielił i jesteśmy w dupie. Czarnej, jak otaczające nas ciemności i głębokiej, jak rów Mariański, z braku lepszego porównania.
1:35
Sztefan próbuje dodzwonić się do Adama, czy po nas przyjadą. Niestety, brak zasięgu.
1:36
Maćkowi padł Ajfon. No to teraz będzie dodatkowa panika. Przecież jak go sie odetnie do sieci to dostaje paranoi. O już mu się włączyło, wrzeszczy, że coś szeleści w krzakach.
1:37
Kurde, faktycznie szeleści.
1:38
O CHOLERA, TO CHYBA DZIKI, WIEJEMY!
1:45
Nie wiem, co to było, ale było duże, włochate i wrogo nastawione. Być może to yeti. W każdym razie wróciliśmy na teren skoczni, dość mocno oświetlony. Kiedy dookoła nie panują egipskie (koreańskie) ciemności, to jakoś nam tak raźniej. Aż Kamil się obudził i Stefan jakby nieco się uspokoił. Maciej nadal panikuje.
1:50
Próbujemy dalej dodzwonić się do Adama. Mój telefon pojechał wraz z nim do hotelu, Maćkowy się rozładował, Sztefan nie ma zasięgu, Kamil nie ma do Adasia numeru, a Stefan... A Stefan się dodzownił.
1:53
No i dupa. Pietrek znalazł zapasy wódki, ale na imprezę Norków i Niemiaszków nie dotarli. Ani on, ani Adam, ani wódka. Zdaje się, że musimy wracać na piechotę.
1:54
Ale to pięćdziesiąt kilometrów. Słabo.
1:56
Sztefan zarządził zebranie sztabu i znalezienie rozwiązania tej sytuacji.
1:57
Po delikatnej sugestii, że jest jedynym przedstawicielem sztabu uznał, że ze względu na wyjątkowe okoliczności może nas awansować do czasu rozwiązania tajemnicy znikniętego autobusu. Ja bym to raczej nazwał tragedią i to bynajmniej nie grecką.
1:58
Chyba już nie lubię tej Korei.
CZYTASZ
Koreański survival, czyli nigdy nie ufaj skośnookiemu kierowcy autobusu
FanfictionNo i jesteśmy medalistami olimpijskimi. Hura, czy coś. W sumie to otworzylibyśmy szampana, ale... tak jakby utknęliśmy na skoczni. Sami. W ciemności. I nie mamy się jak stąd wydostać. Czy uda nam się przetrwać do rana? Oto jest pytanie!