Część 11

801 48 3
                                    

[Dalej perspektywa Alec'a.]

Wciągnęliśmy się w wir walki. Staraliśmy przedrzeć się do budynku jak najszybciej, ale to nie należało do prostych rzeczy. Nas była piątka a naszych przeciwników setki. Ale wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać, bo Nina na nas liczy.

Strzelałem do rywali z łuku jak szalony, a Jace mnie osłaniał. Prawdziwa współpraca parabatai. Po swojej lewej widziałem jak walczą Simon z Clary. W ich przypadku też widać, że są parabatai. Jedno dokładnie wie co zamierza zrobić drugie. Nigdzie jednak nie widziałem mojej siostry. Zacząłem się o nią martwić.

Walczyliśmy już dobre 30 minut. Każdy z nas był zmęczony i ranny, a przeciwnicy tylko przybywali. Powoli traciłem nadzieję. Nagle w oddali usłyszałem głos Izzy.

-Ruszcie się! -krzyczała do nas. Zauważyłem, że Iz przedarła się przez linie wroga i pozwoliła nam na duże przybliżenie się do budynku. Z daleka widziałem, że jest wycieńczona i ranna, ale jak to ona, była uparta i dążyła do celu po trupach. Dosłownie. Całą grupą pobiegliśmy w kierunku Isabelle. Biegłem przed ostatni, za mną biegła Clary. Gdy już prawie byłem przy siostrze, usłyszałem głos rudowłosej. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Clary leży na ziemi i broni się przed trzema przeciwnikami.

-Clary już biegnę! Dasz radę! -krzyknąłem do niej i bez zastanowienia ruszyłem jej na pomoc.

Reszta musiała zostać i pomóc Izzy przedzierać się dalej. Z oddali zacząłem eliminować osoby które zagrażały życiu Clary. Gdy do niej dotarłem, nikogo obok niej żywego już nie było. Dziewczyna była poturbowana i trzymała się za nogę. Schyliłem się przy niej, przed tym sprawdzając czy nic nam nie grozi.

-Pokaż tą nogę. -poleciłem.

-To nic takiego, pomóż mi tylko wstać i ruszamy do walki. -powiedziała starając się zataić to jak bardzo cierpi.

Nie słuchając dziewczyny rozdarłem jej nogawkę i spojrzałem na jej łydkę. Widniało tam bardzo głębokie nacięcie długości około 15 centymetrów.

-Clary, masz mocno rozciętą nogę. Nie dasz rady nawet stać, a co dopiero walczyć. -powiedziałem spokojnie.

-Nie, to nie prawda. Muszę walczyć. -powiedziała uparcie.

-Ale nie możesz. Muszę Cię zanieść w bezpieczne miejsce. -powiedziałem i zacząłem podnosić ją na rękach. Ona chwyciła mnie za koszulkę i spojrzała mi prosto w oczy. W jej oczach zauważyłem łzy.

-Ja muszę jej pomóc. Muszę, bo wiem jak to jest odkryć o sobie tak trudną prawdę. Nie mogę odpuścić. -powiedziała.

-Ale na pewno ona nie chce, aby z jej powodu coś poważnego Ci się stało. -odpowiedziałem i usłyszałem za sobą niepokojące odgłosy. Odwróciłem się już z Clary na rękach i zobaczyłem kolejnych przeciwników. Niosąc Clary na rękach nie mam szans. Zacząłem biec w stronę towarzyszy, ale obciążenie dziewczyny mnie spowalniało, a wrogowie też byli szybcy. Już mieli nas dorwać, gdy za nami pojawiła się przeźroczysta ściana. Ściana zaczęła się powiększać aż stworzyła kopułę dookoła budynku, oddzielając naszą grupę od większości przeciwników. Pod kopułą zostało około 10 wrogów, którzy szybko zostali pokonani. Zastanawiałem się kto nam pomógł. Doniosłem Clarissę do reszty i posadziłem ją na ziemi. Simon podszedł do niej szybko i nałożył jej odpowiednie runy. Jednak rana nie goiła się tak jak powinna.

-Co teraz zrobimy? -zapytała Izzy. Moja siostra wyglądała razem ze mną najgorzej. Była cała w siniakach. W wielu miejscach miała rany cięte. Do tego jeszcze kulała. Spojrzałem na pozostałych. Każdy był pocięty, poobijany i wykończony. Spojrzałem na siebie i zauważyłem, że mam złamaną rękę. Nawet tego nie poczułem. Jace też zauważył moje złamanie i momentalnie podszedł do mnie i nakreślił mi runy.

Love which nobody expected // Alec Lightwood //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz