Część 2

568 60 22
                                    

Stephan

-Na większym zadupiu to centrum treningowe nie mogło być zlokalizowane- powiedziałem do siebie, kiedy parkowałem samochód pod moim nowym miejscem pracy. Wziąłem kilka głębokich wdechów i wysiadłem z auta. Z bagażnika wyjąłem torbę, w której miałem laptopa z rozpisanymi planami ćwiczeń dla całej drużyny i teczkę z ich wynikami wydolnościowymi. Spędziłem nad tymi papierami ponad dwa tygodnie. Przynajmniej miałem czym zająć głowę.

Trochę obawiałem się współpracy z nimi. Wprawdzie od zawsze zajmowałem się sportowcami, ale zwykle byli to piłkarze po zakończeniu kariery. Oni będą wymagać większej uwagi i cierpliwości. Są młodzi, ambitni i będą chcieli mieć wszystko na już.

Spojrzałem na telefon. 9:59. Idealnie. Nie mogłem nie popatrzeć na piękne, zielone oczy, które zdawały się wiercić mi dziurę w głowie. Trzeba zmienić tą cholerną tapetę.

W recepcji siedziała kobieta po czterdziestce. Już od pierwszej chwili wiedziałem, że się nie polubimy.

-Dzień dobry. Miałem się dzisiaj stawić. Jestem nowym fizjoterapeutą kadry skoczków- powiedziałem, starając się patrzeć jej w oczy. Niestety, nie dało się nie patrzeć na wąsika, który zdobił jej górną wargę. Miałem taki jak zacząłem dojrzewać i dzisiaj w wieku 29 lat nie mogę sobie darować, że kiedykolwiek wyszedłem z własnego pokoju z takim koperkiem. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, zastanowiła się chwilę i powiedziała:

-Pana godność?

Już dawno ją straciłem. Takie zdanie przeszło mi przez myśl jako pierwsze, ale wątpię, że byłaby to odpowiedź satysfakcjonująca kobietę.

-Stephan Leyhe.

Przejrzała kilka kartek i rzuciła jadowidym tonem:

-Spóźnił się pan.

-Nic podobnego. Przekraczałem próg budynku minutę przed czasem- starałem się być sympatyczny, ale coraz mniej mi to wychodziło.

-O 10 powinien być pan w gabinecie trenera Schustera- wstała zza lady. Przecisnęła się przez szczelinę między ścianą a blatem recepcji i ruszyła w stronę windy- Za mną proszę.

Co za jędza. Mogłaby się uśmiechnąć od czasu do czasu albo chociaż udawać miłą. Przestałem się dziwić dlaczego najwięcej kontuzji przytrafia się na treningach. Gdyby taki babsztyl posłał mi jedno ze swoich morderczych spojrzeń to od razu upuściłbym sobie sztangę na nogę.

Wprawdzie jechaliśmy tylko na pierwsze piętro, ale zdawało się to trwać wieczność. Kiedy winda się zatrzymała, a kobieta chciała z niej wyjść,  miałem ochotę podstawić jej nogę, ale powstrzymałem się, bo usłyszałem swoje nazwisko.

-Pan Leyhe! Miło mi pana widzieć. Zapraszam do gabinetu- trener Schuster wskazał na szare drzwi z numerem 8- Panno Wagner, czy moi zawodnicy już są?

-Jak zwykle- rzuciła lodowato i wróciła do windy.

-Aha, czyli nie ma Freitaga. Proszę mnie poinformować kiedy będą wszyscy. Dziękuję! - powiedział z uśmiechem zanim automatyczne drzwi zamknęły kabinę- Żebyś się tam zatrzasnęła fanco.

Mimowolnie się zaśmiałem. Już polubiłem tego gościa. Odwrócił się w moją stronę i dodał:

-Proszę wybaczyć. Ta kobieta potrafi doperowadzić do szału. Jeszcze się pan o tym przekona. Zapraszam do środka.

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem to ściana ze zdjęciami zawodników. Było ich naprawdę mnóstwo, ale to świadczyło o tym, ile sukcesów odnieśli ci ludzie.

-Proszę usiąść. Wskazał mi krzesło za biurkiem. Może darujmy sobie uprzejmości i przejdźmy na ty. Werner- wyciągnął rękę, którą od razu uścisnąłem.

-Stephan.

-Dobrze, więc może zanim będzie komplet zawodników to rzucę okiem na plany treningowe. Najpierw jednak chciałbym zobaczyć rozpis rehabilitacji Wellingera. To bardzo ważny zawodnik w mojej drużynie i nie mogę pozwolić, żeby ta kontuzja zaważyła na jego karierze.

-Oczywiście. Zacznijmy od tego, że oglądałem jego upadek sprzed dwóch tygodni i byłem zdziwiony, że doznał aż takiej kontuzji i akurat barku. Przy takim upadku najbardziej powinien ucierpieć kręgosłup albo kostki bo nie wypięły mu się narty. Przejrzałem jego badania i plany treningów. Ten chłopak ma za słabe mięśnie w rękach. Wprawdzie jest w stanie dużo podnieść, ale to po porządnej rozgrzewce. Przy nagłym nacisku albo szarpnięciu powstają takie kontuzje. Dlatego najbardziej będziemy musieli nad tymi rękami popracować- kontynuowałbym mój wywód, ale zadzwonił telefon, stojący na biurku Wernera.

-Chodźmy na salę. Wszyscy już są.

Im bliżej byliśmy sali, tym większy strach czułem. To nie był sters przed pierwszym dniem w pracy. To był autentyczny strach, który paraliżował moje ciało i przyspieszał oddech. Jakby za tymi dużymi, ciężkimi, metalowymi drzwiami był morderca, który tylko czeka żeby wbić mi nóż w serce.

Szkoda, że wtedy nie wiedziałem, że to ja będę mordercą, wbijającym nóż w serce niewinnego chłopaka. Gdybym wiedział, uciekłbym stamtąd. 



Witajcie! Jest i druga część. Tak jak zapowiedziałam, części będą się pojawiać co 2-3 dni, więc kolejna będzie w poniedziałek :D  

Beautiful traumaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz