Część 5

513 63 19
                                    


 Andreas.

-I jak? Fajny ten nowy?- zapytał Richard kiedy poszedłem na siłownie, gdzie wszyscy ćwiczyli.

-Tak.

-Nie odgryzłeś mu ręki? Aż dziwne. To chyba jakiś cudotwórca.

Nie zwracałem uwagi na to co do mnie później mówił. Kiwałem tylko twierdząco głową. Zastanawiałem się co trener powiedział o mnie Stephanowi, że ten był dla mnie taki... inny niż wszyscy. Nie krzyczał, nie dogryzał mi. Był nowy, więc może chciał się przypodobać. A może po prostu nie miał ochoty ze mną rozmawiać i robił to żebym szybko sobie poszedł.

Zrobiło mi się smutno jak o tym pomyślałem. Gdzieś z tyłu głowy miałem nadzieję, że może się zaprzyjaźnimy. Że powie mi od czego ma małą bliznę na lewym policzku, dlaczego nosił taki dziwny wisiorek z dwoma puzzlami i wyjaśni, dlaczego chował telefon w tylnej kieszeni spodni. Przecież to nienormalne. Jak tak można?

-Halo, tu ziemia. Wellinger, zgłoś się- usłyszałem i zobaczyłem ubranego w kurtkę i czapkę Markusa- O żyjesz. Siedziałeś tak dziesięć minut. Jedziemy już.

-Tak, już się zbieram.

Z centrum treningowego do mojego domu nie było daleko, ale biorąc pod uwagę fakt, że Markus jeździł z prędkością 40 kilometrów na godzinę, to jechaliśmy tam przez pół godziny.

-Dzięki za podwózkę- odpiąłem pas, do którego zapinania zmuszał mnie Markus i już chciałem wysiadać, ale powiedział:

-No, tylko nie zapomnij wziąć jej na następny trening.

Zaraz. Wziąć czego?

-Co mam wziąć?- popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

-Nie połknąłeś za dużo przeciwbóli? Przed chwilą obiecałeś mi pożyczyć książkę.

-Wybacz, zamyśliłem się trochę. A tak! Faktycznie. Będę pamiętać- starałem się wypaść przekonywująco- To do zobaczenia.

Tylko którą on chciał tą książkę?

Przez 3 dni miałem wolne. Chciałem wrócić na treningi, bo wiedziałem, że na kolejnym będę mógł zdjąć to cholerstwo z ręki. Wprawdzie wizja tapowania nie podobała mi się specjalnie, bo trzeba często te tapy odklejać, co nie jest najprzyjemniejszą rzeczą na świecie, ale lepsze to niż ta kamizelka.

Kiedy jechałem z Markusem na tening miałem wspaniały nastrój. Myśl, że Stephan raz na zawsze zdejmie mi ten cholerny stabilizator z ręki, działała na mnie pobudzająco. Nawet przestało mi przeszkadzać pielgrzymkowe tempo Eisenbichlera.

-Witajcie koledzy!- zakrzyknąłem, wchodząc na siłownię. Wszyscy razem z trenerem patzyli na mnie ze zdziwieniem.

-Piłeś?- pierwszy odezwał się Karl.

-Andreas, dobrze się czujesz?- zapytał Schuster.

-Wspaniale! Jak młody Bóg. To co? Kiedy pójdziemy uwolnić mnie od tego okropieństwa?

-Aaa, więc to o to chodzi. Stephan idź z nim i zdejmij mu ten gorset.

Leyhe odłożył na ławkę papiery, które jeszcze chwilę wcześniej dokładnie przeglądał. Szliśmy do jego gabinetu i w przypływie mojego dobrego nastroju, nawet panna Wagner wydawała mi się sympatyczna.

-Nie boli cię już ten bark?- zapytał, kiedy kładł obok mnie rolke z niebieską taśmą i nożyczki.

-Jeszcze trochę. Ale pospiesz się.

-Spokojnie dzieciaku- zaśmiał się i zaczął zakładać rękawiczki.

Chwilę potem Stephan powiedział, że mogę iść do szatni przebrać się na trening.

-Dzięki.

-Proszę. Fajnie widzieć cię szczęśliwego.

-Fajnie, że komuś na tym zależy.

Beautiful traumaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz