Część 14

410 58 16
                                    


Stephan

Nie spałem od szóstej. Nie mogłem. Wiedziałem, że czeka mnie dość nieprzyjemna wizyta w domu. Jednak ta bezsenność miała swoje plusy. Mogłem przez cztery godziny patrzeć, jak Andreas śpi czasami cicho pochrapując. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie pobawić się tą jego blond grzywą, zawsze rozczochraną na wszystkie strony świata.

Zacząłem gładzić go wierzchem dłoni po policzku.

-Kochanie, wstajemy. Budzimy się- zmarszczył nos i machnął ręką, jakby odganiał natrętnego komara- Ej! Nie bawimy się tak- zaczął dotykać mnie po twarzy- Co ty robisz?

-Szukam wyłącznika- odpowiedział- Więcej ze mną nie śpisz.

-Pff, jeszcze o to poprosisz.

Im bliżej byłem domu, tym bardziej się denerwowałem. Andreas cały czas starał się mnie zagadywać, żebym chociaż przez chwilę nie myślał o spotkaniu Leny.

-Dobra, idę. Jakbym nie wracał przez dwadzieścia minut, to znaczy, że nie żyję.

-Nie mów tak. Wejdź tam, zrób co masz zrobić i wracaj do mnie szybko- uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

-Kocham cię.

Przypomniała mi się ostatnia wizyta tam. Wrzaski rodziców, płacz i rzucanie się na mnie z rękami przez Lene. Miałem cichutką nadzieję, że nie będzie jej w domu, ale niestety jej auto stało na podjeździe. Wszedłem do środka i rozejrzałem się dookoła. Nic się tam nie zmieniało. Nadal nie odkładała kluczy na miejsce, wciąż rozrzucała wszędzie buty i cały czas używała tych samych perfum.

-No witam, postawnowiłeś jednak wrócić?- zapytała, schodząc ze schodów i zawiązując szlafrok.

-A co? Przeszkadzam? Masz gościa? Może mojego brata? Przyszedłem po kilka dokumentów, które będą mi potrzebne do rozwodu- poszedłem do salonu. Tam znajdowała się szafka, gdzie zawsze trzymaliśmy papiery.

-Dalej to rozpamiętujesz? Nie mógłbyś mi wybaczyć tego jednego razu? Nie pamiętasz jak było nam razem dobrze?- objęła mnie od tyłu i zaczęła jeździć dłońmi po moim torsie.

-Nie. Ostatnie pół roku było czystym koszmarem. Rozmawialiśmy może przez dwadzieścia minut. Żyliśmy jak obcy ludzie.

-Jakoś jak dwa miesiące temu szedłeś ze mną do łóżka, to ci to nie przeszkadzało!

-Bo jeszcze wtedy nie wiedziałem, że jesteś taką zdzirą. Mam co chciałem, a teraz żegam.

-I tak ci nie dam tego rozwodu, rozumiesz?!- usłyszałem na odchodne. Z ulgą zatrzasnąłem za sobą drzwi i wróciłem do swojego samochodu.

-I jak? Aż tak źle?- zapytał Andreas, kiedy podałem mu teczkę z dokumentami.

-Ta kobieta jest szajbnięta. Muszę się przewietrzyć. Jedziemy gdzieś, gdzie nikogo nie ma i będziemy mieć chwilę czasu dla siebie.

-Wywiozłeś mnie do lasu. Czy powinienem się obawiać?- zaśmiał się, kiedy dojechaliśmy na miejsce.

-Nie, idziemy na spacer.

Przeszliśmy między drzewami około 500 metrów. Pierwszy raz trzymaliśmy się za ręce. Mogliśmy się zachowywać jak normalna para. Zaprowadziłem Andreasa nad mały wodospad. Oprócz szumu wody panowała tam absolutna cisza. Kochałem tam przebywać. Zawsze jak miałem jakiś gorszy okres, to tam mogłem się schować. Na powalonym w przeszłości drzewie byłem zdolny przesiedzieć cały dzień.

-Pięknie tu. Pewnie przyprowadzałeś tu dziewczyny, żeby je bałamucić- Andi szturchnął mnie ramieniem.

-Raz tu byłem z jedną. Siedziałem na tym pieńku, ona na moich kolanach i wtedy pierwszy raz w życiu się całowałem. Nagle jakiś robak ugryzłm mnie w tyłek, a ja się wystraszyłem i poderwałem tak mocno, że zrzuciłem ją na ziemię. Cały romantyzm szlak trafił.

Doprowadziłem Andreasa tą opowieścią do łez. Śmiał się tak głośno, że na pewno przegonił wszysztkie żywe stworzenia z okolicy.

-Dobrze, że ze mną ci tak źle nie poszło, bo też miałbym złe wspomnienia pierwszego pocałunku- powiedział, kiedy w końcu się uspokoił.

Zaraz, co?

-Byłem twoim pierwszym?

Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.

-Chcesz być też ostatnim?

To, że bez wahania odpowiedziałem "chcę", było dla nas obu potwierdzeniem prawdziwości tej deklaracji.


Zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt misiaczki moje! :D  

Beautiful traumaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz