Dojechaliśmy do domu. Z samochodu wysiedliśmy ignorując się. Nick nawet nie chwilę nie spojrzał w moim kierunku. Traktował mnie jak powietrze. Josh starał się mimo wszystko odezwać się do mnie, ale ja udawałam, że go nie słyszę. Być może miał jakieś tam minimalne wyrzuty sumienia albo chciał coś przez to osiągnąć.
Kiedy przekroczyliśmy próg domu, od razu chciałam schować się w swoim pokoju.
-Larissa, telefon - Nick odezwał się do mnie ozięble
Wiedziałam doskonale do czego zmierza, ale skąd wiedział, że go mam. Przecież był dobrze ukryty. Początkowo nic się nie odezwał, ale w końcu musiałam się przyznać.
-Mam iść sam po niego? Nie wiem czy to dobry pomysł - z podejrzanym uśmiechem ruszył w kierunku schodów
-Czekaj, nie kłopocz się. Sama pójdę - zaśmiał się
Wolałam już oddać mu ten telefon niż miałam się przekonać co miał na myśli i co miał oznaczać ten dziwny uśmieszek.
Szybko wróciłam z powrotem i niechętnie oddałam mu mój telefon, który schował do kieszeni. Mam tylko nadzieję, że przy okazji nie sprawdzi sobie co w nim mam. Choć co ja się łudzę na pewno to zrobi. I po mojej prywatności.
-Jeszcze jedno. Nie myśl sobie, że jesteś tutaj jakąś księżniczką i będziesz całymi dniami siedzieć w pokoju. Od dzisiaj wykonujesz wszystkie obowiązki. Teraz my sobie odpoczywamy - ostatnie słowo wyraźnie podkreślił w dodatku w jego głosie można było wyczuć sarkazm
Czyli od dzisiaj zostałam jeszcze ich sprzątaczką. Ciekawe co jeszcze bo przekąską już jestem, sprzątaczką również to co następne w takim razie. Dobrze, że tutaj w miarę nie ma dużo do sprzątania bo oni dbają o czystość mimo wszystko.
-Zjedz obiad i bierz się do pracy - nawet na mnie nie spojrzał
-Mogę? Ah dziękuję ci mój litościwy panie - rzuciłam złośliwie, słyszałam jeszcze jak Josh się śmieje, ale ja odwróciłam się na pięcie i skierowałam do pokoju odnieść bagaż
-Jeśli nie chcesz dowiedzieć się co twój pan robi z nieposłusznymi to lepiej do nie denerwuj - spojrzał na mnie i błysnął czerwonymi oczami
-Wybacz panie - ukłoniłam się specjalnie i w tym momencie Josh już nie wytrzymał ze śmiechu
-Idealnie do siebie pasujecie - rozbawiony opuścił salon
Odniosłam walizkę na górę, przebrałam się w jasne jeansy i białą bluzkę z krótkim rękawem po czym wróciłam na dół, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Postanowiłam, że zrobię sobie kanapkę bo to jest najszybsze. Kiedy zjadłam mój posiłek i weszłam do salonu, złapałam się za głowę. Jak oni w tak krótkim przeciągu czasu zrobili taki wielki bałagan. Przecież ja do wieczora tego nie posprzątam. Nijako, że nie miałam żadnego wyboru wzięłam się za porządki.
Uprzątnięcie tego bałaganu zajęło mi dobre 3 godziny, a to był tylko salon. W między czasie ktoś zadzwonił do drzwi, ale wolałam poczekać, aż któryś z nich zejdzie i otworzy bo jeszcze potem znów mi się oberwie. A na dziś mam już dość kazań Nicka.
-Mogłaś otworzyć - do drzwi podszedł Josh
-A potem mielibyście pretensje, nie dziękuję - wróciłam do swojej pracy, ale kątem oka spojrzałam kto przyszedł
Do Josha przyszła piękna blond włosa dziewczyna. Nie wyglądała na wampira, była to raczej śmiertelniczka bo tak mu wierzyła w każde słowo, że aż niedobrze mi się zrobiło. Mówił jej komplement za komplementem, a ta była w siódmym niebie. Szczerze mówiąc wątpię by miał z nią poważne plany, a te komplementy były szczerze i nie miały na celu pomóc mu osiągnąć jego celu.
Dziewczyna zatrzymała się na chwilę przy mnie by posłać mi pogardliwe spojrzenie. Powiem, że bardzo uroczo z jej strony.
-Znalazłeś sobie nową sprzątaczkę? - zaśmiała się ze mnie
-To dziewczyna Nicka
-Przepraszam - mina odrazu jej zrzedła
Czy Nicka naprawdę wszyscy tutaj znają. Przecież chyba żadnym seryjnym mordercą nie jest, że gdy tylko ludzie słyszą to imię mają ochotę uciec jak najdalej. Zresztą wszystko możliwe.
Josh objął dziewczynę ramieniem i zabrał do siebie do pokoju, ale zanim weszli po schodach na wyższe piętro. Odwrócił się w moim kierunku i błysnął swoimi kłami. Czyli po prostu ujawnił mi co ma zamiar z nią zrobić. Nie podoba mi się jak traktuje ludzi, ale nie mogę nic na poradzić. Pozostaję mi zająć się swoją pracą i modlić by nie skończyć jak ta dziewczyna. Czasami jednak cieszę się, że to Nickowi zostałam obiecana, a nie Joshowi bo już bym pewnie dawno zakończyła swój żywot.
3 godziny później
Była godzina 23.30. Pół godziny temu dopiero skończyłam pracę, dlatego postanowiłam napić się jeszcze herbaty i usiąść na chwilę po ciężkim dniu pracy.
-Posprzątaj pokój dla gości - do kuchni wszedł Josh
Kiedy zobaczyłam jego zakrwawioną koszulę już wiedziała do jakiego sprzątania mnie angażuje. I nie zamierzam przybywać w jednym pokoju z trupem i jeszcze wycierać krew należącą do niej.
-Sam posprzątaj swój bałagan
-Larissa ja nie proszę. Chyba, że chcesz być następna - szepnął mi na ucho
-Ciałem się potem zajmę - rzucił na odchodne
Jak to się stało, że stoję właśnie w pokoju dla gości, a przed moimi oczami leży martwa dziewczyna cała we krwi. Nie chętnie weszłam do pokoju. Choć wcale nie uśmiechało mi się tutaj sprzątać. Powoli zaczęłam ścierać krew, ale mimo wszystko spoglądałam kątem oka na dziewczynę. Bo wiecie ja to ogólnie jestem tchórz. Josh kazał mi ją jeszcze czymś nakryć by nie leżała tak na środku pokoju. Dlatego wzięłam jakąś płachtę, która leżała w rogu pomieszczenie. Nakryłam dziewczynę, ale kiedy ukucnęłam w jej pobliżu, aby zmyć kolejną kałużę krwi. Złapała mnie za rękę, myślałam że umrę. A najgorsze jest to, że nie chciała mnie puścić. Nie wiem skąd nagle w niej tyle siły było. Kiedy krzyknęłam do pokoju momentalnie przybiegli bracia. Udało mi się wyrwać rękę z jej uścisku, ale gdy chciałam uciec z pomieszczenia wpadłam w drzwiach na Nicka.
To był pierwszy raz kiedy Nick mnie przytulił. Głaskał mnie po włosach i mówił mi bym się uspokoiła, że już nie muszę się bać. Jest przy mnie i nic mi nie grozi. Może to dziwne, ale czułam się naprawdę bezpiecznie.
CZYTASZ
Skradziona wolność
VampireNazywam się Larissa mam 19 lat i zostałam obiecana mężczyźnie, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Wszystko to za sprawą niewyparzonego języka mojego taty. Gdyby wtedy nie obraził jednego z ważniejszych wampirów w mieście teraz nie było b...