Tymon, dwa lata wcześniej
Zamykam oczy i wypuszczam kopertę z dłoni. Opieram się o ścianę, czując zbierające się łzy w kącikach oczu... spieprzyłem to.
― Tymon... są jeszcze inne uczelnie, inne możliwości... ― Próbuje pocieszyć mnie Mike.
Zagryzam mocno usta, kręcąc głową. Ja chcę baseball, na tej uczelni... ale spieprzyłem to.
― Tymon, to tylko szkoła... ― Zaczyna Edith.
Patrzę na nich i nie mogę uwierzyć, że tak wszystko przyjmują ze spokojem. Jedyną skruszoną choć trochę osobą wydaje się być Jasper, widzę łzę w jego oku... Wygląda, jakby też stracił kiedyś szansę.
― Tymon, przecież możesz jeszcze złożyć papiery na inne uczelnie w Pittsburghu, kto powiedział, że akurat na sportową? ― Śmieje się z wypowiedzi Alicii.
― Mhmm... To powiedz mi do cholery, gdzie jeszcze mają baseball w tym stanie na uczelni, hę? ― Ścieram szybko łzę.
Ich miny, widzę w nich niby współczucie, ale też żal... spieprzyłem to.
Opadam na kanapę i nie wiem, co ze sobą zrobić. Nikt nie zwróci mi już tych lat, które zaprzepaściłem nie ucząc się w liceum, nikt nie powtórzy za mnie egzaminów... spieprzyłem to.
Obiecuję już nigdy nie wyzywać kujonów, naprawdę!
Mam wrażenie, że papier leżący na ziemi, śmieje mi się prosto w twarz: spieprzyłeś to!
Zdaję sobie sprawę, że jasno postawione przez rodziców warunki właśnie się spełniają: "Albo uda ci się baseball, albo kończysz marketing z zarządzaniem, aby potem przejąć firmę ojca". Słowa mamy odbijają się w mojej głowie jak echo, nie mogę wręczy wytrzymać. Dodatkowo radość Mike'a z powodu, że się dostał i odnalazł Tajemniczą wcale nie ułatwia mi życia, cieszę się z jego szczęścia, ale gdzieś głęboko w moim szarym sercu.
Wstaję i zaczynam wychodzić, chcę być sam, najlepiej w ciszy albo z gitarą, obojętnie, byle sam. Czuję nagłe szarpnięcie dłoni i wiem, że mój plan nie pójdzie jednak tak szybko.
― Nigdzie nie idziesz. ― Głos Michaela drażni moje uszy.
― Idę. ― Próbuję wyrwać dłoń.
― Tymon, nie zachowuj się jak dziecko, dobrze wiesz, że jakoś się ułoży. Może znajdziesz ten kierunek na... ― Emocje wstrząsają moim ciałem i mam ochotę im wszystkim najchętniej przywalić, już zaciskam pięść.
― To, że tobie się zawsze udaje, Mike, nie znaczy, że do cholery mi też! Zawsze masz wszystko i wszystkich tak, jakbyś chciał, przecież ty nawet masz zapewniony udział w lidze, prawda? Tatuś Edith obchodzi się z tobą jak z jajkiem i załatwi ci wszystko, co będziesz chciał. Ważne, żebyś tylko nie skrzyw...
― Skończ! Wcale tak nie mam! Obydwoje pracowaliśmy na miejsce w drużynie i gramy do tej samej bramki. No i nie mieszaj w to Edith, rozumiesz? ― Ton jego głosu jest surowy.
― Mike, zostaw mnie. ― Udaje mi się wyrwać dłoń i tym samym przemierzyć drogę do drzwi.
― Pamiętaj, że od kilku lat nie mam ojca i pracuję na całą rodzinę. A ty masz chociaż rodziców każdego dnia!
Włosy jeżą mi się na karku i słowa, które wypływają z moich ust są bardzo szorstkie:
― Tylko że grobem moich rodziców stała się praca, dobrze o tym wiesz. Niby są, a tak naprawdę nie.
Zatrzaskuję za sobą drzwi i daję upust wszystkiemu. Walę w koło swojego srebrnego mustanga i klnę siarczyście pod nosem. Mam dość studiów, a nawet się jeszcze nie zaczęły. A najbardziej mam dość samego siebie i swojej głupoty... spieprzyłem.
Szukam w schowku papierosów. Nie palę na co dzień, nawet nie wiem, po co wożę tę jedną paczkę w samochodzie. Z drugiej strony chyba dlatego, że próbuję udawać takiego złego i twardego.
Siadam na miejsce kierowcy i zaciągam się dymem papierosowym, czując okropne drapanie w krtani i gardle. Nikotyna nieco uspokaja moją krew i oddech, ale nie jest wstanie wymazać słów matki i kartki, którą otworzyłem kilka minut temu... spieprzyłem.
Kątem oka zerkam w lusterku na gitarę akustyczną, która samotnie spoczywa na fotelu. Wyrzucam niedopałek za okno i zabieram mój skarb na kolana. Palce zaczynają powoli, ale pewnie biec po strunach, wydobywając z nich dźwięki pierwszej piosenki, jaka przychodzi mi do głowy, mój ochrypnięty głos zaczyna wypełniać auto:
I'm from the East side of America
Where we choose pride over character
And we can pick sides but this is us, this is us, this is.Pierwsza łza spada na moje coraz bardziej drżące ręce.
And don't believe the narcissism
When everyone projects
And expects you to listen to 'em
Make no mistake, I live in a prison
That I build myself, it is my religion
And they say that I am the sick boy
Easy to say, when you don't take the risk, boy
Welcome to the narcissism
We're united under our indifferenceŁzy nie mają końca, nie mam sił... spieprzyłem.
I am the, I am the, I am the sick boy
I am the, I am the, I am the sick boy
They say that I am the sick boy
And they call me the sick boy*Krzyczę całym sobą i chcę się ukryć przed samym sobą. Moja radość i szczęście znikają jak para wodna zmieszana z powietrzem. Zostałem z tym wszystkim sam, kompletnie utracony...
• • •
*piosenka "Sick Boy" ― The Chainsmokers
Tłumaczenie użytych fragmentów piosenki:
Jestem ze wschodniej strony Ameryki
Gdzie wybieramy dumę zamiast charakteru
I możemy wybierać strony, ale to jesteśmy my, to jesteśmy my, to jesteśmy .I nie wierz w ten narcyzm
Kiedy wszyscy mówią
I oczekują, że ich wysłuchasz
Nie popełnij błędu, mieszkam w więzieniu,
Które sobie buduję, to moja religia
I mówią, że jestem chorym chłopcem
Łatwo powiedzieć, kiedy nie ryzykujesz, chłopcze
Witamy w narcyźmie
Jesteśmy zjednoczeni pod naszą obojętnościąJestem, jestem, jestem chorym chłopcem
Jestem, jestem, jestem chorym chłopcem
Mówią, że jestem chorym chłopcem
Mówią, że jestem chorym chłopcem
I nazywają mnie chorym chłopcemMam taki plan, aby każdy rozdział miał u góry utwory, ale właśnie w wersji instrumentalnej. Podoba się Wam ten pomysł, czy wolicie standardowe utwory? Chcę, aby muzyka powodowała, że emocje wzbudzą się w Was jeszcze bardziej.
A tak swoją drogą, jak tam po pierwszym prologu? Zaskoczeni? Rozczarowani?
Jak myślicie, kogo będzie drugi prolog? ;D
Pozdrawiam K. Brunner
CZYTASZ
Utraceni | Tom 2
Novela JuvenilDla nich szanse i nadzieje zniknęły w przeciągu jednego dnia. Utracili marzenia, pasje oraz własną wartość. Teraz próbują kryć się pod różnymi maskami i ciętym humorem, ale w środku ich serca są skruszone i na skraju upadku. Stracili coś, czego nie...