Rozdział 30

1K 55 13
                                    

Drugie święto

Ana pov.

Gadałam właśnie z Marcusem. W święta już złożyliśmy sobie życzenia ale to mi nie wystarcza. Wiedziałam, że związek na odległość będzie ciężki jednak nie aż tak. Chciałabym żeby mnie przytulił ale był tysiące kilometrów ode mnie.

-Muszę Ci coś powiedzieć. - nagle spoważniał co trochę mnie zmartwiło. Może chce ze mną zerwać, bo stwierdził że ten związek nie ma sensu. Nie mogę tak myśleć. Jesteśmy przecież super parą!

- Okey- powiedziałam delikatnie załamującym się głosem.

- Bo... Pamiętasz jak rozmawialiśmy przed moim wyjazdem jak Zosia była na jakimś spotkaniu, a Martinus niby był na spacerze?- coś mi nie gra w tej wypowiedzi

- Dlaczego NIBY był na spacerze?-zapytałam delikatnie zaniepokojona.

- Bo nie był..... Słyszał nas i dlatego taki był...- czyli to przeze mnie się pokłócili? Przeze mnie moja najlepsza przyjaciółka na wiecznego doła?

Nagle usłyszałam jak ktoś podciąga nosem.... Spojrzałam przed siebie, a tam stała właśnie Zosia z załzawionymi oczami.

-To prawda?-zapyta starając się być poważną. Zamknęłam laptopa nie zwracając uwagi na Marcusa i podeszłam do niej.

-Przepraszam- powiedziałam cicho, a z jej oczu zaczęły płynąć nie kontrolowane łzy. Przytuliłam ją mocno do siebie. Dziewczyna najpierw nie pewnie ale później odwzajemniła mój ruch i zaczęła głośniej płakać.

- Dziękuję.-powiedziała po chwili o co jej chodzi?

- za co?- spytam szczerze zdezorientowana.

- Gdyby nie ty on cały czas by nie wiedział, a ja nie umiałam bym mu powiedzieć.- zdziwiło mnie to.... Przecież ona zawsze wybuchała złością jak się coś działo a teraz przyjęła to  spokojnie, a jak na nią to już w ogóle.

- Tak czy siak przepraszam. Naprawdę mi przykro.

- Nie przejmuj się ...... Muszę się przejść.- tylko skinęłam głową, a dziewczyna ubrała się i wyszła.

Zosia pov.

Szczerze? Nie mogłam uwierzyć że Ana powiedziała Marcusowi o mnie.
Dlaczego oni w ogóle o mnie gadali?! To że Martinus to usłyszał to już jest tylko bonus.

Szłam na przystanek autobusowy. Ostatnio zrezygnowałam z niektórych zajęć w szkole ale nie po to by się użalać nad sobą w domu. Nie! Nie jestem takim typem osoby. Z Ana zawsze w wakacje jeździmy konno. Tylko że w ciągu roku nigdy nie mamy na to czasu. Teraz jeździectwo stało się ważną częścią mojego życia. Jeżdżę tutaj zazwyczaj z Esterą. Chyba że potrzebuje być sama lub ona nie może.

Stwierdziłam że ona jest osobą która zawsze poprawia mi humor więc do niej zadzwonię...

Jeden sygnał...
Drugi sygnał...
Trzeci syg...

-Halo?- usłyszałam dobrze mi znany zadowolony głos brunetki

- Hej jedziesz ze mną?- dziewczyna od razu wiedziała o ci chodzi.

- Yyy ale że teraz?

- Tak teraz

- Dobra daj mi 15 minut tylko wezmę swoje rzeczy.

-Okey pa

- pa - sprawdziłam czy jakiś autobus będzie w tedy jechał. Ooo za 20 minut jedzie. Estera mieszka 2 minuty od przystanku więc powinna zdążyć.

Godzinę później

- Prosimy !- aktualnie błagałyśmy naszą instruktorkę żeby pozwoliła nam pojeździć.

- Ugh no dobra zobaczę ktory koń miał dzisiaj najmniej jazd.- my przytaknęłyśmy głową, a kobieta wyszła z pomieszczenia.

- Może już pójdziemy wyszło uszykować to będzie szybciej ?- zapytała Estera.

- Okey chodźmy.

Gdy już wszytko było gotowe włączenie z końmi które zostały nam przydzielone. Poprowadziłyśmy je na plac jeździecki i wsiedliśmy na konie. Trochę się stresowałam bo to zwierzę nie pałało do mnie jakaś wielką sympatią.

Przez cały czas myślałam co mam zrobić? Jak mogę pogadać z Martinusem? Czy uda mi się jeszcze to naprawić?

- Zosia ! Jedź na przeszkodę! - krzyknęła moja instruktorka.

Jestem już blisko. Podnoszę się delikatnie na siodle i skaczę. Kolejna przeszkoda i kolejna... Jeszcze ostatnia i muszę zwolnić by koń odpoczął. Po raz kolejny podnosze się delikatnie i nagle koń się zatrzymuję. W tym samym momencie podnosi tylnie nogi, a ja wypadam z siodła. Uderzam placami i głową o ubity piasek. Na chwile pomimo cały obraz był czarny i było cicho tak kompletnie cicho jednak po chwili wszytko wróciło. Nade mną stała Ania, czyli instruktorka, a Esterą trzymała konie, które próbowały jej się wyrwać.

- Musimy ją wziąć do szpitala! Dzwońcie po pogotowie!!- krzyczała Ania.- Zosia słyszysz mnie?- na to tylko delikatnie skinęłam głową czego od razu pożałowałam.

Po chwili ambulans przyjechał, a już byłam w drodze do szpitala.

___________________________________________________________________________________________

Hejka!
Tak jak obiecałam wstawiam rozdział!!!
Liczę, że wam się spodoba!!

Osobiście mam mega fioła na punkcie tej piosenki co jest na górze:-P

Pozdrowionka

~sophietofi123

First Kiss || Marcus & MartinusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz