My Crush Is A Killer / Ticci Toby

Rozdział XI

*Kate*

Spałam sobie spokojnie gdy nagle coś zaczęło łaskotać mnie w nos. Był to ogon Evila który położył się obok mnie. Momentalnie zaczęłam kichać.

- Evil!

- Cco..... Pyszny był ten ptaszek... Mrrr

- Kocie, obudź się.

- Aaaaa!!!

- Co się stało?

- Morline zabrała mi ptaszka. Co ja zjem na obiad!?!

- To tylko sen Evil. A teraz zabieraj swój ogon z mojej twarzy.

-Już już , daj mi chwilkę.

Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek. Była 4.15. O 5.00 mieliśmy być gotowi na wyjazd do Kanady. Pobiegłam do łazienki i ogarnęłam gniazdo, które nie wiadomo skąd znalazło się na mojej głowie. Ubrałam czarne leginsy, wysokie kozaki, ciemny szary stanik i jeansową kamizelkę, która miała wycięte dziury na skrzydła. Pomalowałam moje usta na czarno i założyłam czarną czapkę z daszkiem. Zeszłam na parter gdzie czekała na mnie moja ekipa. Chłopacy patrzyli na mnie jak na 8 cód świata. Clockwork patrzyła na mnie z zazdrością. Próbowała to ukryć, ale coś jej nie pykło.

- No to idziemy?

- Idziemy! /Ekipa bez Clocky\

Ruszyliśmy biegiem na parking opuszczonego szpitala, gdzie czekał na nas przygotowany wcześniej mały samolot, którym udamy się do Kanady po nowego członka stowarzyszenia creepypast. Jako człowiek nie miałam zbyt dobrej kondycji. Przywołałam Clouie i sama zmieniłam się w śnieżnobiałego wilka z kolorowymi oczami. Evil został w domu z Sally ze względów bezpieczeństwa. Po chwili ujrzałam nasz środek transportu. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Po chwili samolot wystartował. Dziwne. Czy Clockwork właśnie się do mnie uśmiechnęła?!? Dzisiaj nie zaczepila mnie ani razu. Myślę, ze to jest cisza przed burzą. Z takimi rozmyśleniami zasnęłam z głową na kolanach mojego misia z czekoladową czupryną.

A oto i rozdział wstawiony po naprawdę długiej przerwie. Mam nadzieje ze wam się spodobał. Nie zapomnijcie dać gwiazdeczki, która zadecyduje o przyszłości tego opowiadania. A narazie wyczekujcie kolejnych części! :)