6.

86 1 0
                                    

- Trafiłam? Ale co?

- No nie mów! Ty nigdy w to nie grałaś! – Powiedział śmiejąc się.

O co mu chodzi?

- Ta gra polega na tym, że dziewczyny rywalizują z chłopakami. Każdy dostaje po cztery kieliszki wypełnione albo wodą albo wódką. Dlatego są trzy kolejki. Kto trafi na więcej czystej upija się i odpada. Ten kto wytrzymał jest trafionym i przechodzi dalej.

- Nie rozumiem. Czyli cały czas piłam wodę? – To chyba najgłupsze pytanie jakie mogłam zadać. Przecież czułam alkohol.

- Nie. Kilka kieliszków jest z wódką, kilka z wodą. Trzeba pić wszystkie raz po raz bo wtedy nie wyczujesz wody. A jeżeli trafisz na wódkę szybko się upijesz.

- Uwaga ludzie! Koniec przerwy! Wybieramy! – Krzyknął Tony stojąc na schodach.

Ci którzy wytrzymali wstali z krzeseł. Wstało czterech chłopaków. Spojrzałam na mój rząd. Wstały trzy dziewczyny.

- Wstawaj.– Szepnął mi Nathan do ucha.

- Nie chcę.

- Musisz. Nie odpadłaś w trakcie więc grasz dalej.

- Nikt przecież nie widzi czy jestem nawalona czy nie.

- Dziewczyno ty nic nie rozumiesz. Oni widzieli. – Wskazał ręką w górę. Spojrzałam się w tamtym kierunku i zobaczyłam niebieskie oczy, które wywiercały we mnie dziurę. Tony stał na schodach w towarzystwie rudej dziewczyny i Chrisa.

- Przecież nic mi nie zrobią jak zrezygnuje. – Oderwałam wzrok od bruneta.

Nathan zaśmiał się gardłowo.

- Oni nie ale alkohol tak.

Skrzywiłam się i spojrzałam się Nathana. Czy on sobie ze mnie żartuje? Jak alkohol może mi coś zrobić?

- Będziesz musiała wypić karne drinki.

- Karne drinki?

- Tak.

- Dobra. Mogę je wypić. – Powiedziałam pewnie.

- Nie możesz. To mieszanka przeróżnych alkoholi, niekoniecznie dobrych.

- Dam radę. – Nadal się upierałam.

- Jeżeli masz zamiar rzygać przez kolejne kilka dni to nie ma sprawy. – Usłyszałam głęboki męski głos gdzieś za sobą. Tony.

No tak. Jeszcze brakowało tu pana obrażalskiego.

- Kim ty jesteś żeby mi rozkazywać? – Wstałam rozwścieczona. – I co to w ogóle jest za gra? Tyle alkoholu może ich nawet zabić! – Pokazałam ręką wszystkich dookoła.

Zbyt dużo promili w organizmie zagraża życiu i do tego jeszcze picie go na czas. Co to ma być? Jakiś cholerny wyścig?!

- Chyba nie sądzisz, że jestem aż taki głupi żeby upijać wszystkich na mojej imprezie? – Zaśmiał się. – To jedna z najsłynniejszych czystych, nie ma w sobie aż tylu procent alkoholu ile sobie myślisz. Ludzie czują się po nim wstawienie ale tylko przez jakiś czas. – Przybliżył się o krok do mnie. – Na tym właśnie polega ta zabawa. – Pochylił się i wyszeptał mi do ucha.

Stałam oniemiała. Może i miał rację, a ja niepotrzebnie panikuje. Zresztą sama wypiłam kilka kieliszków, nikt mnie do niczego nie zmuszał. Po co ja się tu w ogóle pchałam?

Chwyciłam torebkę i trącając lekko chłopaka ramieniem ruszyłam w kierunku wyjścia. Ale ze mnie idiotka! Po co ja tu przyszłam?!

Tuż przy wejściu zobaczyłam Kevina, rozmawiał z jakimś chłopakiem. Obaj trzymali w rękach czerwone kubeczki.

- Cheryl! Już wychodzisz? – Krzyknął za mną. – Poczekaj! Cheryl!

Poczułam szarpnięcie za ramię. Odwróciłam głowę w stronę przyjaciela.

- Hej! Co jest? Już idziemy? – Zapytał się patrząc na moją twarz.

- Nie. Znaczy ty możesz zostać, a ja pojadę do domu.

 - Czemu już idziesz? Co się stało? – Zaczął zadawać pytania.

- Nic. Po prostu jestem już trochę zmęczona. – Dla urzeczywistnienia mojego kłamstwa potarłam czoło dłonią. – A ta muzyka i ci wszyscy ludzie... Pojadę do domu i trochę odpocznę. – Wymyśliłam wszystko na poczekaniu i modliłam się w duchu żeby uwierzył.

- Pójdę tylko po kurtkę i możemy jechać. – Rzucił i pokazał przelotnie ręką dudniący hałasem budynek.

- Nie. Ty tu zostań i baw się. Ja sobie poradzę. Jestem już dużym dzieckiem. – Obróciłam wszystko w żart, inaczej by mnie nie puścił. Może jest czasem złośliwy ale kiedy trzeba, troszczy się o swoich znajomych. Oczywiście na swój sposób.

- Dobra, jak sobie chcesz. – Powiedział jakby obrażony i ruszył w kierunku zgromadzonego na zewnątrz tłumu śmiejących się nastolatków. Cóż... On już taki jest.

Chwyciłam torebkę żeby znaleźć telefon by jakoś dostać się do domu. Wezwałam taksówkę i poszłam w kierunku wyjścia z ogromnego placu.

Szłam i szłam ale żwirowa ścieżka nadal się nie kończyła a taksówki nigdzie nie było widać. Super!

Jak na zawołanie zobaczyłam żółtą taksówkę. Pomachałam ręką, a siwy kierowca zatrzymał auto.

- To pani dzwoniła? – Opuścił szybę i odezwał się lekko zachrypniętym głosem.

- Tak to ja. – Usiadłam na tylnym siedzeniu. – Na Ross Street, poproszę.

Mój telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wygrzebałam go z torebki i sprawdziłam kto i czego ode mnie chce.

 Kevin

Jakby się coś działo to dzwoń, wrócę w nocy albo nad ranem. Dobranoc xx

Uśmiechnęłam się czytając wiadomość. A jednak się martwi. 

Zła Reputacja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz