Prolog.*

1.2K 82 5
                                    


• dostałam pozwolenie na tłumaczenie tej książki od autorki, sugaberi Oryginał możecie znaleźć na jej profilu w języku angielskim. Enjoy~


***


Wizyta w szpitalu zawsze była ciężka. Było to miejsce wypełnione chorobami i smutkiem. Jednak jego białe ściany i kafelki podłogi, kontrastowały z czernią śmierci. Wyśmiewali cię, gdy ty siedziałeś i patrzyłeś jak twoi bliscy umierają, nie mogłeś nic zrobić, by ich uratować. Kłamstwa były pokryte cukrem, a ty łapałeś je, chwytając tym samym nić nadziei, która pozostała. Zaprzeczenie osadzone głęboko w sercu.

Iwaizumi już raz spotkał się ze śmiercią; śmierć zabrała jego ojca. Choroba Alzheimera, przejęła mózg jego matki, która ją zjadła. Bolesne było obserwowanie, jak powoli umiera nie mogąc nawet opuścić szpitala. I nie było nic, co Hajime mógł zrobić, aby jej pomóc.

Teraz stanął przed drewnianymi drzwiami. Niewielka, szklana szczelina pozwoliła mu zajrzeć do środka. Kobieta siedziała na środku łóżka, a prześcieradła ciągnęły się po jej nogach. Mała fiolka została przyklejona do wewnętrznej części łokcia. Zastanawiała się nad telewizorem, który wisiał włączony, tuż przed jej oczami. Jej twarz była blada, a wargi lekko popękane. Wyglądała tak, jakby nie potrafiła nawet zarejestrować, co się dzieje w telewizji.

Hajime odwrócił wzrok, spoglądając na małą płytkę, którą wkręcono w ścianę. Stała liczba 103 była biała, Poniżej wsunięto w szczelinę pasek, na którym widniało nazwisko: Iwaizumi.

Patrzył na to tak, jakby miało to rozwiązać jego problemy. Nikt nie wiedział jak ta prosta karteczka zasmuciła chłopaka. To było jego rodzinne nazwisko. Nie powinno być napisane na rozerwanej kartce i przyklejone do ściany szpitala.

Iwaizumi zapomniał o Oikawie, który stał u jego boku. Tooru patrzył na przyjaciela kątem oka. Zdawał sobie sprawę, ze te podróże nigdy nie będą łatwiejsze. Ból Iwaizumiego stawał się jego bólem. Po każdej niedzielnej wizycie wracali do domu Oikawy i kładli się na jego łóżku, przyciągając się wzajemnie jak najbliżej mogli.

Tooru wyciągnął rękę w kierunku Hajime, aby ich palce się złączyły. Ciało Iwaizumiego przechodziły dreszcze i mrugał szybko powiekami. Spojrzał na swoje stopy i poczuł silne ramiona przyjaciela oplatające jego biodra od tylu.

"Wszystko będzie w porządku, Iwa-chan," szepnął, całując czubek jego głowy.

Iwaizumi pochylił się do niego i zacisnął ręce wokół jego ciała. Poczuł ciepło oraz bicie jego serca. To był znak, że jest tu, żyję, oddycha.

"Kocham cię." Odpowiedział cicho.

Tooru schował twarz w zagłębieniu jego szyi. "Ja ciebie też."

Czekali, milczeli. Żaden z nich nie był gotów stanąć twarzą w twarz z tym, co kryło się za drzwiami. Iwaizumi widział matkę za drzwiami w tak beznadziejnej sytuacji. Jego ból odbijał się na sercu kapitana drużyny.

W odbiciu szyby chłopak widział siebie i Hajime. Jego oczy były zamglone. Szare. Puste. Bez ostrzeżenia Iwaizumi ruszył do przodu, a Tooru wstrzymał na chwilę oddech, gdy jego dłoń napotkała na zimną klamkę. 

Otworzył drzwi. Głowa jego matki była zwrócona w kierunku odgłosu. Chłopak podchodząc, wziął twarde, plastikowe krzesło i podsunął do łóżka.

"Cześć, mamo." przywitał ją. Jego głos był mocny, ale łagodny jakby zwracał się do dziecka. Matka wpatrywała się w niego z podziwem, znowu spotykając go pierwszy raz.

"Hajime, mamo" powiedział. "To jest moje imię."

Spodziewał się braku odpowiedzi. Nawet bez informacji od lekarzy mógł stwierdzić, że była w ostatniej fazie swojego życia. Każde powitanie było pierwszym, tym samym słowem wyciągniętym z nowego pakietu.

Chłopak nie naciskał na matkę, aby myślała i spróbowała sobie przypomnieć. "Jak się czujesz?"

Po chwili nieświadomego spojrzenia kobieta odpowiedziała: "Dobrze."

"Czy robiłaś wszystko, co lekarze ci zalecają?"

"Tak."

Oikawa stał w kącie i patrzył jak rozmawiali. Czuł się pusty. Nie wypełniony depresją czy anomalią, pusty emocjonalnie. Trudno było tak patrzeć na Iwaizumiego; osobę, którą kochał i umacniał mur w sobie, by uchronić go przed bólem. Jednak nic się już nie dało zrobić.

 Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka niosąca tacę z jedzeniem w rękach. Uśmiechnęła się serdecznie do trójki okupującej pokój.

"Cześć chłopcy, nadszedł czas na jej obiad." powiedziała.

"Właśnie skończyłem." Iwaizumi kłamał. Właśnie weszli do pokoju nie będąc w nim dłużej niż dziesięć minut.

"Lekarz jest przy oddziale, jeśli chcesz z nim porozmawiać." powiedziała.

"Tak, dziękuję."

Iwaizumi wstał z krzesła i grzecznie odstawił mebel na poprzednie miejsce. Wychodził z pokoju, a Oikawa poszedł w ślad za nim.

Lekarz był przy biurku. Biała karta laboratoryjna, kilka szuflad i tyle. Haijme podszedł do niego czekał na odpowiedź.

"Och" powiedział lekarz, gdy zobaczył dwójkę chłopaków. "Iwaizumi-san, witaj"

"Witam"

"Dzień dobry" odpowiedział przy okazji Oikawa.

Iwaizumi nie tracił czasu. "Co z moją matka?"

Doktor zamknął oczy i westchnął "Robimy wszystko co w naszej mocy."

"Rozumiem." powiedział chłopak.

Spoglądając w dół na szafki, lekarz kontynuował. "Leki spowolniły ten proces, ale to nieuchronne, że zniszczą jej mózg. Pozostaje nam nic innego, jak złagodzić ten ból."

Iwaizumi skinął.

"Chcesz ją sprawdzić?"

Chłopak potrzasnął głową.

"W  porządku. Zakładam, ze zobaczę cię w przyszłą niedzielę."

"Oczywiście." Iwaizumi odpowiedział: "Dziękuję, doktorze."

"Dobrze." Lekarz spojrzał na zegarek. " Jeśli mogą mi panowie wybaczyć."

Hajime patrzył, jak mężczyzna odchodzi. Tysiące myśli napływały mu do głowy i gniew powoli wzbudzał się w jego głowie, aż do palców. W tym momencie gardził wszystkim, co go otacza. Jaki cel miało umieszczenie jej w tym szpitalu? Ten głupi, wybielony budynek, do którego posyłają ludzi, aby umarli. Nie znosił tego, że nie mogli nic zrobić, by pomóc matce. Powiedzieli, że jej śmierć była nieunikniona. Na całym świecie nie było nic, co mogłoby jej pomóc.

Oikawa położył rękę na jego ramieniu, składając delikatny pocałunek na jego głowie i zamknął mu oczy.

"Wracamy do domu?"

Iwaizumi skinął głową po raz kolejny; nie wiedział ile razy to zrobił.

Poszli korytarzem do klatki schodowej, która prowadziła na parter. Minęli recepcję i zbliżyli do szklanych drzwi rozsuwanych, które prowadziły na zewnątrz. Wraz z wykryciem ruchu drzwi rozsunęły się, wpuszczając do pomieszczenia chłodne, jesienne powietrze.


***


Więc, mamy prolog, czyli pierwsze koty za płoty. Książka liczy piętnaście części, a rozdziały postaram się wstawiać regularnie co dwa, trzy dni. Jak zostało wspomniane wyżej, książka jest tłumaczona i jestem bardzo wdzięczna za zgodę, jaką otrzymałam od autorki. Jeśli jest tu jakaś dobra duszyczka, która umie w angielski i chciałoby się jej korektować rozdziały (Choć wątpie, by komuś się chciało XD) To mozna pisać ¯\_ツ_/¯


✔️ɴɪᴇ  ᴢᴀᴘᴏᴍɴɪᴊ ᴍɴɪᴇ ᴏᴋᴇʏ? ; ɪᴡᴀᴏɪOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz