5

174 20 15
                                    

Izrael - Jerozolima

Były godziny wieczorne. Mimo to po mieście ciągle można było znaleźć tłumy ludzi, głównie turystów. Niektóre sklepy i restauracje ciągle były otwarte mimo iż w mieście od wielu lat obowiązywał stan wojny. Wszędzie na każdej ulicy kręcili się żołnierze i uzbrojeni policjanci gotowi zastrzelić każdego kto próbował by zakłócić spokój miasta. Jednak nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi. Po tych wszystkich latach zlali się z tłem miasta i wydawali się czymś naturalnym.  Nawe ostatnie światowe zamachy tego nie zmieniły. Nie przeszkadzało to też pewnemu młodzieńcowi. Na oko koło dwudziestolatek. Był dosyć wysoki choć szczupły. Był szatynem a jego włosy były dobrze i starannie ułożone. Miał bystry wyraz oczu ale miał przyjazny wyraz twarzy. Ubrany był w czarną, na pewno nie tanią, marynarkę. Przechadzał się pod słynną Ścianą Płaczu. Kilka osób dalej się przy niej modliło. Nie przeszkadzało to jednak młodzieńcowi. Był za bardzo zabsorbowany oglądaniem starożytnej budowli która i dziś ma dla ludzi olbrzymie znaczenie. Uśmiechną się z politowaniem.

- Panie - Podszedł do niego pewien mężczyzna, na oko 25-28 lat,  po czym ukłonił się lecz ten w ogóle nie zareagował a zamiast tego ciągle wpatrywał się w dawną Wielką Świątynie - Wszystko zostało przygotowane - Na te słowa postanowił odpowiedzieć

- Bardzo dobrze się spisałeś Aronie - Powiedział spokojnym tonem

- Dziękuje Panie - Mężczyzna wyprostował się i pozostał na swoim miejscu wyczekując aż jego pan wyda swoje następne polecenie 

- Jak myślisz... - Przerwał by upewnić się że Aron zrozumie - Co ludzie jeszcze widzą w tej budowli 

- Przepraszam ale nie rozumiem panie - Powiedział mężczyzna zaskoczony pytaniem

- Minęło tyle wieków, tyle pokoleń, Świątynia podupadła, praktycznie nie istnieje a na pewno nie jest tym czym była kiedyś a mimo to ludzie wciąż ku niej lgną - Przerwał na chwilę swój wywód zastanawiając się nad własnymi słowami - Nie jestem w stanie tego pojąć

- Myślę... - Zaczął powoli Aron - Że ludzie nie wieżą w siebie, nie wieżą w swoje czasy i swoje dokonania, dlatego zawsze wpatrują się w dzieła i dokonania przodków wierząc iż pomogą im znaleźć swój... cel, drogę, inspiracje... - Przerwał gdy zdał sobie sprawę że jego pan teraz w niego się wpatruję - Panie?

- Chyba masz racje Aronie - Przymkną oczy - Ludzie nie wieżą w samych siebie, ale co jest tego przyczyną? - Aron znał swoją odpowiedź na to pytanie

- Religia! - Natychmiast odpowiedział a na twarzy młodzieńca wykwitł szeroki uśmiech

- Prawda... - Zrobił pauzę - Choć nie cała - Jeszcze raz spojrzał w stronę dawnej Świątyni - Po co ludzie się na nią zgodzili? Bo są głupi? - Pokręcił głową - Nie, to bardziej złożone - Spojrzał na Arona - To strach ich zaślepia, strach przed nieznanym, strach który wywołuje u nich nienawiść która sprawia że teraz cała planeta cierpi w wyniku ich działań

- Ma pan racje - Zgodził się - Niemagiczni nigdy nie potrafili odróżnić swoich druk i czekali aż ktoś inny im je wytyczy - Młodzieniec kiwną głową na znak że się zgadza ze zdaniem Arona - Co więc należy zrobić, panie? - Młodzieniec przebiegle się uśmiechną a w jego oku pojawił się błysk

- Przypomnieć im mój drogi Aronie - Na te słowa na początku zszokowały Arona lecz szybko szok zmienił się w euforie którą ledwo w sobie zduszał - Należy im przypomnieć o tym o czym tak usilnie chcieli zapomnieć - Odwrócił się w stronę Arona i skierował się w stronę wyjścia a mężczyzna uklękną w tym czasie przed nim

- ეს მოხდება დიდი ბატონის, დავითის სახლის ვაჟთან  (Es mokhdeba didi bat'onis, davitis sakhlis vazhtan) - Powiedział w swoim języku a młodzieniec się szeroko uśmiechną***

- A więc czekaj na nas Gravity Falls, już niedługo tam dotrzemy - Powietrze wypełnił cichy chichot młodzieńca 


Wodogrzmoty Małe - Pacifica

- Pacifica! - Zawołała mnie szefowa

- Już idę - Pracuje w niewielkim ale pięknie zadbanym sklepie z kwiatami i innymi akcesoriami ogrodniczymi. Jest to dobrze płatna i przede wszystkim spokojna praca. Niektórzy  są zdziwieni kiedy mnie tu widzą, w końcu pochodzę z zamożnej rodziny, ale nie obchodzi mnie to. Tak moim rodzicom udało się odzyskać sporawą część majątku ale postanowiłam że będę pracować sama za siebie przez co odcięłam się od rodziców którzy nie pochwalili mojej decyzji. Cóż nie ich sprawa. Zeszłam na dół gdzie stała moja szefowa. Była to starsza miła pani.

- O już jesteś, mam prośbę byś wystawiła te róże przed sklep - Wskazała na kilkanaście skrzyń z pięknymi białymi i czerwonymi różami

- W porządku psze pani - Powiedziałam i szybko wzięłam się za swoją pracę. Naprawdę bardzo ją lubiłam

Po jakimś czasie prawie skończyłam swoją pracę. Zostało kilka skrzynek. Usłyszałam jak za mną zatrzymał się samochód. Odwróciłam się i od razu go rozpoznałam. Takich starych rzęchów to raczej już po świecie niewiele jeździ. Wysiedli z niego panowie Pines i, o boże, Mabel! Już chciałam do nich podejść i się przywitać kiedy z auta wyszła jeszcze jedna postać. Początkowo nie poznałam tej osoby ale szybko zdałam sobie sprawę kto to. Nie mogłam uwierzyć i zastygłam w miejscu niczym posąg

- Nie możliwe - Dalej wpatrywałam się w chłopaka - Dd-Dipper?!





*** Jestem bardzo ciekaw kto odgadnie co do za język i jaki to kraj  :3




NapiętnowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz