Wstałem późno, więc musiałem się szybko szykować. Ubrałem się w pierwsze z brzegu rzeczy z krzesła, który służy mi za szafę. Nie byłem zdziwiony, że były to czarne ubrania. Wszystkie takie mam. Wyszedłem z domu uprzednio biorąc kurtkę i upewniając się, że mój opiekuńczy tatuś śpi i nie będzie się zbytnio mną interesował. Pod presją czasu byłem zmuszony pójść najkrótszą drogą w pobliżu, której występuje bardzo drapieżny gatunek ssaków. Na szczęście w obrębie mojej szkoły grasuje tylko pięć przedstawicieli tego gatunku. Jest i też smutna wiadomość, a mianowicie owy gatunek na tym terenie ma szansę rozmnażania, bo występuje jedna Samica Alfa i jej wybranek, który wygrał casting na Samca Alfę. Do tego troje podwładnych, którzy konkurowali na Samca Alfę chcąc rozmnażać się z samicą.
Podróż z punktu Y do punktu Z minęła bez żadnych potyczek z nowo nazwanym gatunkiem ssaków "ZMOBBINGUJEMYCIĘ". Objawy tej "choroby" to agresja oraz inne tego pokroju cechy. Osobniki dotknięte zachowaniem zarażonych odczuwają wielkie skutki ich manipulacji, co osłabia je i prowadzi do autodestrukcji. Zachowanie tego gatunku było widziane już przez wiele osób ale nie potrafiących o tym mówić głośno, przez co takie dzikie zjawiska się przyjęły w społeczeństwie jako "normalne". Nie powiedziałbym, że mobbing jest "normalny", jest często spotykany ale nie jest to zachowanie ludzkie. Mogę się wypowiedzieć na ten temat będąc ofiarom chorego gangu "MOBBINGOWCÓW".
Kiedy wychodziłem ze szkoły gang już na mnie czekał.
- Hej! Jak cię widzę to mam ochotę wysłać SMS o treści "pomoc"..., a tobie to i tak nic nie pomoże. - odezwała się Samica Alfa - Emma.
- No co cześć dziewczynie odpowiedzieć nie możesz? - powiedział wyzywająco Max.
- Wasza mentalność nie obliguje mnie do konwersacji ze mną. Żegnam ozięble. - odważyłem się powiedzieć. Nie będę przecież tylko stać i patrzeć jak mnie poniżają.
- Zamknij mordę, bo wali gównem! - krzyknął Max.
- Nie bardziej niż tobie! - już nie wytrzymałem i się uniosłem. Nie mogą mnie ciągle poniżać. Jestem ssakiem tak jak i oni mam prawo do tych samych rzeczy. Nie mogą mnie ograniczać.
- Co?! Pyskować się zachciało? Hę? - droczył się ze mną Max. - Uważaj bo twoja piękna buziunia ucierpi!
- Tacy silni jesteście, że idziecie pięciu na jednego? - próbowałem ratować swój tyłek. Niestety zapowiadało, się że to nic nie da.
- Zamknij ryj, bo nic z ciebie nie zostanie! - wtrąciła się już zirytowana Emma.
- Bo co? - denerwowałem ją. - W pięciu tacy silni się czujecie?
- Żebyś się nie zdziwił! - chyba trochę się zagalopowałem.
Natarła na mnie Emma z całej siły kopiąc mnie w klejnoty. Trafiła. Nie zdążyłem się odsunąć. Zsunąłem się po ścianie i położyłem się gładko na ziemi. Bolało niemiłosiernie. Żadko mnie w aż tak złym stanie zostawiali, a do końca naszego spotkania jeszcze się nawet odrobinkę nie przybliżyliśmy.
- Widzisz? Nie musieliśmy w pięciu cię atakować byś rozłożył się na ziemi. - powiedziała kpiąco. - Choć Max, nie będziemy się nad nim rozczulać. A wy chłopcy odprowadźcie naszego mądrego rozmówcę do domu. Niech w końcu zrozumie, że jego argumenty nic nie dadzą.
Kopali mnie jeszcze kilka dobrych minut. Przestali kiedy połączenie ze światem żywym o mało nie zostało przerwane. Jeden z nich przerzucił mnie przez ramię jak worek z ziemniakami. Nie byłem w stanie rozpoznać ich twarzy. Nieczęsto doprowadzają mnie do takiego złego stanu ale jak już to robią, zacierają za sobą ślady, między innymi grożąc mi.
Byłem taki bezsilny. Nic nie mogłem zrobić. Tylko czekać aż zostawią mnie samego przy moim domu. Jeden z nich jak zdążyłem zauważyć wziął mój plecak, a że mojego kochanego tatusia nie ma to mają moją wolną chatę i klucz do niej. Bałem się co mogą ze mną zrobić. Teraz kiedy mnie ubezwładnili mogą zrobić ze mną wszystko, a nawet zabić pozorując samobójstwo. Niby pragnę umrzeć ale zawsze jakaś nadzieja pozostanie. Nie mogę się poddać! Dla niej! Ale już nie miałem siły. Zamknąłem oczy i zasnąłem.
Trzymałem mamę za jej już zimną i siną rękę. Ciężko było jej oddychać. Była umierająca, a ten debil nie odwiedził jej praktycznie w ogóle od początku jej wizyty w szpitalu. Niestety szpital to będzie ostatnie miejsce jakie w życiu zobaczy. Nie ma szans na ratunek. Chemoterapia nic nie dała, tylko ją osłabiła, więc trzymałem teraz moją łysą, słabą ale jednocześnie silną mamę za rękę. Fizycznie nie miała szans, za to psychicznie walczy do ostatniego tchu. Dla mnie.
Pamiętam jej ostatnie chwile z niezwykłą dokładnością. Nie była typową umierającą. W porównaniu do innych pacjentów nie myślała o tym, że lada moment może zatrzymać się jej praca serca lub tak po prostu przestać oddychać. Myślała o mnie i mojej przyszłości. Żartowała ze mną jak dawniej. Nie dawała po sobie poznać, że cierpi. Wydawała się zdrowsza ode mnie, nie licząc łysej głowy, zimnych kończyn i woskowatego koloru skóry. Była niczym anioł stróż, który mimo wszystko nie da sobie podciąć skrzydeł i będzie czuwać przy swoim człowieczku do końca i jeszcze dalej.
"Nie zważaj na przeciwności losu Alex, trzymaj się marzeń i postanowień jak mnie teraz... do końca" - ledwo dokończyła, a jej serce przestało bić. Jej oczy się mimowolnie zamknęły... na zawsze... zasnęła... już się nie obudziła. Nie pamiętam już nic więcej niż jej spokojną twarz, niecierpiącą.
Po zatrzymaniu akcji serca mojego anioła stróża lekarze się zerwali i przybiegli do niej. Odciągnąwszy krzyczącego i robiącego histerię mnie na bok zaczęli ją reanimować. Wiedzieli, że to nic nie da ale przecież tu jest jej syn... nie można pokazać złego obrazu NFZ.
To sen! To tylko pieprzony sen! Po dojściu do siebie po koszmarze zauważyłem gdzie leżę. No tak!!! Cholerni MOBBINGOWCY zostawili mnie w krzakach koło mojego domu. Pewnie za kilka lat stwierdzę, że to śmiesznie brzmi ale wtedy nic mi nie było do śmiechu! Wszystko mnie bolało, byłem słaby, spocony, brudny i jeszcze na dodatek miałem koszmar. TEN koszmar. Ten co nawiedza mnie praktycznie co noc od tego wydarzenia i za każdym razem go tak przeżywam.
Zmusiłem się by wstać. Nie było to proste, szczególnie od bólu ale dałem radę. Niedaleko miejsca gdzie spałem leżał mój plecak. Wziąłem go do rąk i od razu zacząłem szukać kluczy. Na szczęście te debile mi ich nie zabrały, bo bym miał jeszcze większe piekło w domu.
Chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę domu. Oby ojca jeszcze nie było. Starałem się oczyścić umysł, nie powiem, z niemałym sukcesem. Otworzyłem powoli drzwi w obawie, że zaraz ktoś się na mnie rzuci ale tak się nie stało, więc spokojnie wszedłem do domu. Czekała mnie długa i bolesna podróż po schodach. Ledwo ale dałem radę dojść do ich końca. Rzuciłem niedbale plecak pod drzwi mojego pokoju i skierowałem się w stronę mojej ogromnej i prestiżowej łazienki, którą na szczęście miałem na wyłączność.
Zaspokoiłem fizjologiczną potrzebę i nie patrząc na godzinę stwierdziłem, że koniecznie muszę wziąć prysznic już nie zważając na rachunki, za które jestem karany.
Już miałem włączyć playlistę i pójść spać ale dostałem powiadomienie GG.
Sebastian: Hej :)
I już wiedziałem, że długo nie pośpię.