Rozdział 1

182 17 3
                                    

Biegłam najszybciej jak się da. Wiatr muskał moją delikatną twarz i brązowe włosy ,a słońce ledwo świeciło mi w moje piękne oczy. #NowySzekspirSięRodzi.

A tak na serio to wioter wioł i niszczył i tak nie zrobioną fryzurę. Słońce jebało po gałkach ocznych. Wyjście do szkoły bez okularów słonecznych to wielkie zło. Jeszcze dodatkowo ubrałam się na czarno i zielono. Żyć lub umierać. W tej chwili wybrałabym to drugie.

Szybko wbiegłam do szkółki mając nadzieję, że Petera i Neda nikt nie zabił po drodze. Znając życie to pewno siedzą i gapią się na tą dziewczynę. Jak ona ma na imię?

Przez chwilę błądziłam po korytarzach aby znaleźć swoją klasę.

Ta szkoła to istny labirynt, ale nie taki jak Biedronka w Polsce. Bez uprzedzeń, tak jestem Polką i jestem z tego dumna. A przynajmniej z naszej historii. Nie z ludzi... ani polityki. Nie, nie i jeszcze raz nie.

Po paru minutach doszłam do swojej szafki. Otworzyła się z głośnym piskiem jak to stare i używane szafki.
Gdy chciałam wyjąć książki i włożyć je do torby, zapanowała ciemność przysłowiowo "jak w dupie u murzyna". Że też ja zawsze daje się tak podejść.

-Ok dobra. Zgadywanka?- nikt mi nie odpowiedział.

-Ned?- nadal nic nie widziałam.

-Mich?- dobra nie mam czasu na zabawę.

-PETER, PALCE Z MOJEJ TWARZY BO SWOJEJ NIE POZNASZ!!!- krzyknęłam, że chyba na cały korytarz się rozniosło.

Zabić, zlikwidować, spalić na stosie jak czarownicę. Albo pająka... jak kto woli.

-O, poznałaś mnie?- Peter przywrócił należne mi światło, uśmiechając się głupio.

-Wiesz, że jedyne osoby, które mnie lubią to: TY, Mich, Luciel i Ned- wyliczałam po kolei na palcach.

-Za to należy Ci się pac pac- po chwili dodałam i uśmiechnęłam się przebiegle.

- Co to jest?- spytał się głupio.

Oj zaraz się dowiesz co to jest.

-O to- walnęłam go z pięści w brzuch.

To była chwilka, złapał się za brzuch i zwijał się z bólu po posadzce.
Tak od urodzenia tak mam, po prostu wiem gdzie wymierzyć.

-Och SHIIT, będę miał siniaka.- po małej przerwie odezwał się Peter.

-No trudno- odpowiedziałam z pełną satysfakcją.

Po całej konfrontacji zapakowałam wszystkie książki do torby, a następnie ruszyłam za tym pacanem w stronę klasy.
Dosiadłam się do Luciela, który jak zwykle w swoim świecie oglądał Arty z Miką i Yuu (Owari o Seraph się kłania).
Luciel jest wysoki i ma blond włosy, jego oczy wyglądają jak ocean. Zasłaniają je jednak trochę czarno-żółte okulary. TO TYLKO MÓJ PRZYJACWEL BEZ SHIPÓW PROSZĘ. Większość dziewczyn leci, ale on czeka aż postać z Anime.
Jego trzeba do psychiatryka dać, a w sumie jak oglądam Arty z Sherlockiem to sama nie jestem lepsza.

Po chwili zadzwonił dzwonek i nauczycielka (czyt. stara baba) weszła do klasy. Ned z Pakerem (błąd specjalnie) usiedli przed nami, a M.J za nami w ostatniej ławce.

Time skip

-Ja tu się nudzę, pomóż mi proszę- co chwilę szeptałam do Lucia.

-Co ty człowieku chcesz?- zapytał się blondyn- Przecież minęło dopiero dwadzieścia minut- dopowiedział.

-Mhm, co chcesz przez to powiedzieć?- mruknęłam cicho.

-To, że możesz przez telefon wejść do byle jakiej organizacji, a leżysz i ślęczysz nad uchem.- odpowiedział.

-Ciszej Alois- zganiłam go mówiąc dla niego jedno z najgorszych rzeczy.

Nienawidzi tego, a ja czasem nie mogę ze śmiechu.

-Nie.Nazywaj.Mnie.Tak- szepnął przez zaciśnięte zęby- Może dziś siedziba Avengers?

-Ok- zgodziłam się zadowolona z zajęcia na matmie z, której mam cztery i nie muszę za bardzo nic robić.

Wyciągnęłam telefon i zaczęłam majstrować przy programie.

Nauczycielka oczywiście gadała o Pitagorasie, graniastosłupach i tak dalej. Była w swoim żywiole tak bardzo, że nie zauważyła, że nikt jej nie słucha.
A ja byłam w swoim żywiole.

Mój program działał coś na kształt osoby, która wykonuje polecenia i dopowiada od siebie coś dodatkowego. Taki mózg tylko, że w telefonie.
Założyłam słuchawki aby słuchać Mona (tak go nazwałam).

-Monday- szepnęłam.

-Tak panno Laufen*- odpowiedziała sztuczna inteligencja.

-Dziś akta Avengers - powiedziałam i uśmiechnęłam się niczym Joker.

No to zabawę czas zacząć.

************************************
Ok hejka dziewoje wiem, że z tego ff dobrego nie wyjdzie ale zawsze coś.

*Laufen (niem.)- biegać
To nie ma nic związanego narazie z Laufeyem lub Laufeysonem. Narazie😉

Miłego dziewoje moje❤❤

Jelonek na wolności? //AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz