Rozdział 3

134 21 14
                                    

Obudziłam się po szybkim szarpnięciu moich włosów.

-Ałaa- mruknęłam i próbowałam odpędzić to co mnie obudziło.

Loki pastwił się nade mną z zieloną energią w oczach, próbując mnie obudzić.
Złapałam kota za boki i szybko rzuciłam nim na fotel.

I BELIEVE I CAN FLYY

No dobra koniec tych żartów, która godzina?
Chwilę potem leżałam na łóżku gapiąc się jak głupia w telefon.
12:34
Zwykle wstawałam o czwartej nad ranem, a nadal jestem nie wyspana.
Jest wtorek hmm... mam przesrane?

Po minucie gapienia się w zegarek stwierdziłam, że zostanę w domu.
Mamy nie ma cały dzień, więc chyba mogę zostać.

Przeciągnęłam się na łóżku przy okazji zwalając ładowarkę.
Po drugiej paralotni w tym pokoju wstałam z wyrka i poszłam po jedzenie do kuchni.

My best friend... LODÓWKA.

Puszczam tylko piosenkę Girls like you Maroon 5 i zaczynam do niej tańczyć.

Po chwilii tańczenia i śpiewania moje śniadanie było już gotowe.
I nie, nie były to tosty, grzanki, naleśniki z "dodadkiem" syropu klonowego lub Bóg wie co innego. Była to poprostu jajecznica... z chlebem.

Uśmiechnęłam się na myśl o w końcu mało wyimaginowanym śniadaniu.
Wzięłam sobie jeszcze widelec, usiadłam i już miałam zacząć jeść, a tu nagle...

Ding dong

-No JAPIERDOLE- przeklnęłam sama do siebie i trzasnęłam w stół. Nosz śniadania nie można do jasnej już zjeść.

-Jeżeli to: ksiądz, listonosz, mama, Peter lub ktokolwiek inny to przysięgam zabiję z premedytacją- krzyknęłam przed podejściem do drzwi.

Otworzyłam drzwi, a tam ku mojemu zdumieniu stała zgarbiona sąsiadka.
To była Pani Hudson i nie niestety to nie była ta z Sherlocka. To była miła starsza pani, która (czego nikt by się nie spodziewał) była bardzo wysportowaną wdową z kotami. Kiedyś, jak to opowiadała była lekkoatletką. Mimo odmiennego stylu życia potrafiła jak nikt inny robić ciasta i inne smakołyki.

-Przeszkodziłam w czymś?- spytała zapewne słysząc moją wcześniejszą wiązankę.

-Nie, dla Pani zawsze mam czas- zaprzeczyłam i uśmiechnęłam się.

Wpuściłam ją do środka po drodze sprzątając stół.

-Herbaty?- spytałam.

-Tak, poproszę drogie dziecko- odpowiedziała idąc za mną do kuchni.

Jestem ciekawa co ode mnie chce, dawno do mnie nie przychodziła. Jeżeli już to robiła to wieczorem gdy mama była. Nigdy nie przyszła rano. Nigdy.

Gdy usiadłyśmy przy blacie kuchennym z herbatą i wcześniej wyciągniętymi ciastkami, Pani Hudson zaczęła opowiadać.

-Ostatnio dostałam wezwanie do odpoczynku- uśmiechnęła się na te słowa.
Spojżałam na nią nie rozumiejąc jej.

-Oh, byłam u lekarza i dostałam skierowanie do sanatorium w innym mieście na dwa tygodnie- sprecyzowała.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.

-Zgaduję, że mam zająć się Pani kotami?- próbowałam odgadnąć powód wizyty byłej lekkoatletyczki.

-No widzisz, nawet nie muszę się prosić- powiedziała popijając napój.-Karmę masz w szafce u góry i przychodź proszę dwa razy na dzień.

-Rozumiem, to Pani jedyna prośba?- spytałam.

-Tak, ale jeżeli już byś mogła kochaniutka to mogłabyś nie opróżniać mi barku ze słodyczy i alkoholu?- puściła mi oczko.
Zaśmiałam się tylko na tą uwagę.

Czasami przychodziłam do Hudson nie tylko nakarmić koty, ale też się trochę najeść. Jak widać to zauważyła.

-No dobrze, widzę, że nie muszę się martwić o swoje koty na ten czas. Muszę już iść- dopiła herbatę i wstała, a ja razem z nią.

Odprowadziłam ją do drzwi i chciałam już pożegnać, ale odezwała się jeszcze na koniec.

-Kochana, masz nowego współlokatora albo chłopaka?- spytała co mnie bardzo zdziwiło.

-Nie mam chłopaka, ale mam kolejnego kota jeżeli chodzi o nowego współlokatora- odpowiedziałam z nieukrywanym zdziwieniem.

-Ah, dobrze to ja się żegnam, do widzenia- wyszła zanim zdążyłam coś powiedzieć.

Okey... to było dość dziwne, ale nie przejmujemy się Laufen spokojnie. Całe twoje życie jest powalone.

Podeszłam z powrotem do blatu po drodze włączając czajnik elektryczny.
Z pełnym brzuchem poszłam się położyć i sprawdzić stan odblokowywania akt.

Gdybym zaczęła na matmie teraz bym już zaczynała czytać akta. Tak teraz mam 70%, więc bardzo się kurwa cieszę. Poprostu marzyłam żeby czekać te pół dnia na oglądanie tajnych rzeczy które MOŻE mi się kiedyś przydadzą.
Nie mam co robić do końca dnia, chyba, że zadzwonię do Petera.
O tak to zajebisty pomysł, a ten zajebisty pomysł da mi lekcje bez zbędnych wysiłków.

-Moon- krzyknęłam rzucając telefonem na łóżko.

-Słucham panienko- odezwała się sztuczna inteligencja.

-Wybierz mi numer do Petera- odpowiedziałam.
Paker, który pewno o tej porze wracał do domu rzadko był zajęty, chyba. Mimo, że wcześniej jadłam śniadanie było już po lekcjach. Czternasta to idealna godzina na śniadanie.

Gdy chłopak odebrał, zaprosiłam go na filmy. Trzeba było mieć jakieś wytłumaczenie, bo chciałam przepisać wypracowanie z angielskiego i lekcje.

Ding dong

No przyszedł w końcu.

Otworzyłam drzwi, przygotowując opierdzielanie szanownego Pana Peterka. Coś tu kurwa jest nie tak.

Uwierzcie nie chciałam otwierać tych drzwi.
Pożałowałam tego.
Cytuję moje ostatnie słowa w domu:

* ekhm* "KIM TY KURWA JESTEŚ" * ekhm ekhm*.

************************************

Hejka dziewoje moje.
Ciekawe kto był za drzwiami hmmm??
No dobra wiem, że nikt nie jest ciekawy i to chujowa książka, ale może kiedyś sama to zaakceptuje.

Nox my bebe❤❤😈 

Jelonek na wolności? //AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz