"Słońce"

1.1K 55 5
                                    

Nacisnąłem na klamkę od drzwi do domu mojej partnerki, oczywiście tylko i wyłącznie patrolowej (dop.aut. przynajmniej jak na razie haha). Niestety nic. Musieli zamknąć się od środka, zresztą co się dziwić, jest piąta nad ranem, większość ludzi śpi. Większość. Jednak moja intuicja mnie nie zawiodła, rzeczywiście działo się tu coś niedobrego. Tak czy siak, muszę tam wejść. Muszę znaleźć na to jakiś sposób, przecież trzeba jej pomóc, koniecznie.
***Chwilę później***
Cholera jasna, próbowałem już chyba wszystkiego, ale nic nie przejdzie! Chyba zostaje mi po prostu wyważyć drzwi, przecież nie zostawię jej tu samej na pastwę losu, żeby ten facet ją zakatował na śmierć!!! Dobra, biorę się za to, najwyraźniej nie mam wyjścia.
***
-Szymon? Co ty tu robisz? - spytała, krzycząc, wciąż trzymana przez tego faceta Aśka. Normalnie gdyby nie to, że jestem policjantem, urwałbym mu jaja, nie pozwolę, żeby ktokolwiek w taki sposób traktował kogoś, kto jest dla mnie przynajmniej w jakimś stopniu ważny, kogoś, na kim mi zależy.

- Ehhh, długa historia, kiedyś ci opowiem. A ty, gnoju, puść ją! - krzyknąłem ze znacznym zdeterminowaniem w głosie. Byłem w stanie zrobić wszystko, byleby tylko ona wyszła z tego cało. Nie mogę pozwolić na to, żeby wciąż ją krzywdził, żeby zachowywał się w stosunku do niej w taki właśnie sposób, ona niczym sobie na to nie zasłużyła!!!

-Tak się pan policjant do mnie odzywa? Może trochę szacunku, co? - zaśmiał się głośno mężczyzna. Coś świtało mi w głowie, że go kojarzę, ta twarz wydawała mi się znajoma. No tak, już wiem kim był. To przecież ojciec Aśki. Poznałem go na jednej z interwencji. No tak, wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Teraz jednak zamiast rozmyślać powinienem jej pomóc.

- Ja mam cię szanować? Chyba na początku to ty powinieneś zacząć szanować swoją córkę, a nie ja ciebie! Co ty kurwa jesteś jakimś damskim bokserem, żeby w taki sposób traktować osobę, która tak dużo dla ciebie zrobiła? Poza tym ostatni raz mówię, puść ją, bo inaczej się policzymy! - zagroziłem mu. Tak, właśnie w tamtej chwili wydusiłem z siebie wszystko, co chciałem powiedzieć. Wreszcie chyba coś do niego dotarło.

-Chcesz, to masz! - krzyknął, drwiąc ze mnie. W tej samej chwili puścił ją, puścił moją księżniczkę. Sęk w tym, że szturchnął ją z takim impetem, że spadła na podłogę, no i zaryła policzkiem o dywan.

-Boże, Asia, chodź, pomogę ci! - krzyknąłem i natychmiast podbiegłem do niej, pomagając jej wstać.

-Szymon... Od samego początku chciałam ci o tym wszystkim powiedzieć... - zaczęła się jąkać, gdy wziąłem ją na ręce. Po jej chudych policzkach spływały duże łzy.

- Już wszystko dobrze. Nie martw się, wystarczająco dobrze się tobą zaopiekuje, nie płacz. - powiedziałem i starłem leciutko jedną z podróżujących po jej policzku łez. Było ich bardzo dużo. Kurwa, dlaczego wtedy, podczas tamtej interwencji nie zauważyłem, że tu dzieje się coś złego? No dlaczego? Mogłem zamknąć tego typa i ulżyć jej w cierpieniu, ale tego nie zrobiłem. Chyba będę sobie to wypominać do końca życia, jestem tego pewien.

- Chodź, słońce, muszę cię stąd zabrać. - dodałem.

"You know your my saving grace" ~ Szymon i AsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz