Rozdział 2.

658 71 41
                                    

Po czwartej godzinie lekcyjnej pożegnałem się z przyjaciółkami, które miały teraz lekcję niemieckiego w innej sali. Niestety tak się złożyło, że trafiliśmy do oddzielnych grup. Szedłem powolnym krokiem w stronę swojej sali, póki nie spostrzegłem Louisa Tomlinsona wraz ze swoją ekipą. Pochylali się na kimś i wyśmiewali się z czegoś, a najpewniej z kogoś. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się blond czupryna.

Jeden z kolegów Louisa podniósł blondyna za koszulkę i rzucił nim o blaszane szafki. Chłopak syknął cicho z bólu, patrząc na swoich oprawców ze strachem. Nie mogłem przecież tak bezczynnie stać. W ciągu dwóch sekund znalazłem się przy wcześniej wspomnianych osobach.

– Cześć Zayn, jednak przemyślałeś moją propozycję na temat wstąpienia w nasze skromne progi? – spytał Tomlinson, posyłając mi złośliwy uśmieszek.

Prychnąłem cicho, odpychając jednego osiłka od chłopaka. Louis wielokrotnie proponował mi, abym dołączył do ich ekipy i razem z nimi robił "porządek" z mięczakami. Oczywiście za każdym razem kazałem mu się rozpędzić i pierdolnąć głową w ścianę. Może wyglądałem jak dupek czy typowy bad boy, ale nie byłem nim. Nienawidziłem znęcania się nad słabszymi, jednak sam nic nie robiłem, aby ich bronić. Za dużo roboty. Jednak w tym blondwłosym  chłopaku było coś, co kazało mi go chronić. Mimo iż zrobiłem to pierwszy raz, a świadkiem tego jak nad nim się znęcają byłem... zbyt dużo razy.

– Louis, mówiłem ci tyle razy, abyś dał sobie spokój. Prędzej miałbym maksymalną ilość punktów na sprawdzianie z matematyki niż bym do was dołączył. Nie zadaję się z frajerami, a teraz zostawcie tego blondyna i idźcie zająć się... czymś bardziej pożytecznym. – spojrzałem na nich, zakładając ręce na klatce piersiowej, a gdy kruczowłosy chłopak chciał coś powiedzieć od razu mu przerwałem. – No chyba, że mam to załatwić siłą, a tego byście nie chcieli, prawda Louis?

Spojrzałem znacząco na szatyna, który burknął coś pod nosem, po chwili odchodząc na pięcie. Reszta podążyła za nim. Miałem kiedyś małe starcie z Louisem, które przegrał, dlatego od tamtego czasu tak bardzo się mnie uczepił. Wie, że jestem silny i chce, abym mu pomagał w biciu i poniżaniu innych uczniów.

– Dziękuje... – z rozmyśleń wyrwał mnie cichy, delikatny głosik dobiegający zza moich pleców.

Odwróciłem się i spojrzałem na blondyna, który po chwili mocno się zarumienił spuszczając głowę. Urocze, pomyślałem.

– Wszystko okej? – spytałem, gdy blondyn podniósł swój plecak.

Pokiwał tylko głową i szybko odszedł, wycierając dłonią łzy, które najprawdopodobniej cisnęły mu się do oczu.

• • •
Miłego dnia!

He was like a flower • ziall ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz