(Harry)
Wokół mojego nadgarstka znajdowała się biała, szpitalna opaska i była odrobinę za ciasna.
Nie widziałem się z Louisem już od kilku dni. Teraz mogę z nim rozmawiać wyłącznie przez telefon.
To tortura.
I oni nazywają to terapią?
- Czy ktoś chciałby przejść się wokół i przedstawić? - zapytała opiekunka grupy. Jej zielone oczy były duże i czyste. Nawet zastanawiałem, czy ona kiedykolwiek płakała. Ktoś tak niewinny, jak ona jest równocześnie ignorantem w ciemnym zakątku świata.
- Clyde! Co ty na to, abyś zaczął?
Dziękowałem bogu, że nie chodziło o mnie.
Dzieciak wzruszył ramionami i odchrząknął, rozglądając się wokół ze źrenicami rozszerzonymi od świrowstwa i narkotyków. Głównie świrowstwa, jednak.
- Hej, mam na imię Clyde. Mam osiemnaście lat i nie wiem, po co tu do kurwy jestem – powiedział sucho. Część mnie także zastanawiała się, dlaczego on tu jest... Wyglądał, jak jeden z tych popularnych dzieciaków, które co weekend wybierają się na imprezę.
- Hej! - zaprotestowała jakaś blondynka. - On przeklina!
- Tak, wiem, Melanie. Czasami ludzie przeklinają, gdy się zdenerwują lub zezłoszczą... - jej głos był miodem. Nie mogłem udawać, że mi się nie podobał. -Jesteś zły, Clyde?
- Tak, Stacy. Jestem kurewsko zły – warknął, niemal wyrzucając w twarz Stacy fakt, iż może przeklinać.
- Opanuj swój język, proszę, Clyde. Takie słowa mogą mieć zły wpływ na niektóre osoby... Nie chcielibyśmy tego, prawda?
Przewrócił swymi piwnymi oczami, krzyżując ramiona i opadając na krzesło. Zeskanowałem wzrokiem tatuaż, który ciągnął się od jego nadgarstka, aż do przedramion i pomyślałem sobie, czemu Louis nie zainteresował się tatuażem? Są tak gorące, że szkoda, by ich nie miał.
Clyde pozostał cicho jak kołek, kiedy kolejka ruszyła. Cieszyłem się, że poradziłem sobie wcześniej w łazience, więc nie przerwę nikomu moimi przesadnymi jękami. To już wystarczająco wstydliwe, a co dopiero w szpitalu psychiatrycznym? Trzy tysiące razy gorsze.
Ledwo zorientowałem się, że kilka smutnych przedstawień później nastąpiła moja kolej, więc szybko podniosłem wzrok do góry, czując rozprzestrzeniający się rumieniec. Co powinienem powiedzieć?
- Jestem Harry – powiedziałem, nerwowo pocierając kciuki. Pozostałem cicho, a Stacy patrzyła swoim jasnym, oczekującym wzrokiem.
- To wszystko? - zapytała, jakby dając mi małą zachętę.
Przełknąłem i nieco przesunąłem się na krześle. Nienawidzę, gdy ludzie się na mnie gapią.
Przestańcie się na mnie gapić.
Przestańcie.
- Uh, cóż – wyjąkałem, a potem wtrąciła się pewna dziewczyna z długimi, czarnymi, kręconymi włosami.
- Pośpiesz się, dobra? Nie mamy całego dnia – powiedziała, a Stacy rzuciła jej zakłopotane spojrzenie, a potem uciszyła.
- Nie przejmuj się Eden, Harry. No dalej. Ile masz lat? - zapytała.
- Szesnaście.
Łatwe. Dlaczego nie złoszczę się i nie płaczę, jak wszyscy pozostali?
- Ulubiona rzecz na świecie?
Oh, wtedy nadeszły łzy.
- Louis – powiedziałem z zaciśniętym gardłem, a Clyde podkreślił to wszystko jeszcze bardziej przewracając oczami. Wiedział, że nie wytrzymam.
- Louis? - powtórzyła po mnie Stacy, marszcząc swoje perfekcyjnie wykrojone brwi. - Kto to może być?
Powinienem po prostu ukazać się i powiedzieć? Moje serce obiło się o żebra, zanim pozwoliłem słowom wyjść. Czułem się, jakbym tonął w kropli wody.
- Mój chłopak – był to cichy, drżący szept, wypowiedziany pod nosem. Kiedy cała grupa zaczęła mocniej mi się przyglądać, pomyślałem, że zaraz wybuchnę na kawałki.
- Naprawdę? To wspaniale, Harry. Tak się cieszę, że mogłeś się tym z nami dzisiaj podzielić! - zaszczebiotała tak, jakbym właśnie nie ujawnił się przed bandą ułomnych nieznajomych. - Nie chciałabym ci przerywać, ale zbliżyliśmy się do końca. Nie chcielibyście stracić obiadu, prawda?
Nie, nie chciałbym. Kurwa.
Głównie dlatego, że Louis ma mnie dzisiaj odwiedzić z jakąś pizzą i napojami gazowanymi.
Każdy oprócz mnie wstał, spiesząc korytarzem, by dorwać coś 'dobrego' ze szpitalnego jedzenia (jeżeli coś takiego w ogóle istnieje),a ja po prostu czekałem. Czekałem, aż nie zostałem zawołany na piętro odwiedzających, aby zobaczyć mojego skarba. Poczułem, jakby moje kończyny topiły się niczym masło, kiedy go ujrzałem.
On zaświeca gwiazdki na moim niebie, nie wątpię w to.
Niemal wskoczyłem w jego ramiona, przytulając go tak mocno, że mogłem go troszkę zranić... Ale hej, miłość jest bolesna.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem – wymamrotałem w jego koszulkę, pachnącą piżmową wodą kolońską. Byliśmy sami w pokoju, poza strażnikiem. Z radością zajmował się swoim telefonem i zajadał pączka, więc to dało Louisowi i mi trochę czasu na całuski w policzek i usta.
- Ja tęskniłem za tobą nieskończenie bardziej, Bambi – powiedział. Kiedy dał mi bukiet białych róż, moje oczy natychmiast odrobinę się zamgliły. Jest taki słodki, to powinno być nielegalne.
Chwyciłem je i powąchałem solidnie, z przymkniętymi oczami. Zachichotałem, czując się szczęśliwiej, mimo że kichnąłem, a to wydusiło ze mnie jęk. Jęk, z którym Louis był bardzo zaznajomiony.
Louis po prostu przyciągnął mnie do siebie i poprowadził do stołu, gdzie znajdowały się talerze i plastikowe sztućce do pizzy, którą mieliśmy zjeść. Radośnie usiadłem i wziąłem sobie kawałek, biorąc małego gryza, a potem patrząc na Louisa.
Coś było inaczej, mogłem to poczuć. Naprawdę nie miałem pojęcia, co to mogło być, ale my wszyscy miewamy przeczucia. Coś jak pewnego rodzaju szósty zmysł.
- Więc – rzekł, próbując zamaskować wielki uśmiech. - Mam dla ciebie niespodziankę.
Małe dziecko wewnątrz mnie zapiszczało. Myślę, że miałem rację na temat tego cichego głosiku w mojej głowie. Wiedziałem, że coś jest inaczej.
- Gdzie?!
Położył rękę na stole, a na jego nadgarstku znajdował się delikatny rysunek Bambiego.
- Jesteś jak jelonek. Silny jak cholera, ale delikatny. Pięknie stworzony, mądry, z umiejętnością ucieczki w razie potrzeby.
Topiłem się. Przyrzekam, w tamtym momencie byłem kałużą.
- Ale Bambi, ze mną zawsze jesteś bezpieczny i zawszę będę cię kochał. Nic nigdy tego nie zmieni... Więc poszedłem i wytatuowałem to na stałe.
Nawet nie zorientowałem się, że płaczę, kiedy ostrożnie śledziłem tatuaż palcem. Ale czułem się szczęśliwiej, niż przez ostatnie dni. Może nawet tygodnie.
- To piękne, Louis – wydusiłem, a potem pochyliłem się nad stołem, by złączyć usta z moim wspaniałym chłopakiem. Czy mógłby być bardziej perfekcyjny?
- Ręce przy sobie! - wrzasnął strażnik zza okienka, rzucając nam mordercze spojrzenie. To sprawiło, że podskoczyłem, ale na końcu ja i Louis po prostu się śmialiśmy.
Uwaga do siebie: Następnym razem wziąć ze sobą pączki, by zająć dłużej strażnika po to, by Louis mógł mi zrobić hand joba.
YOU ARE READING
You Put the O in DisOrder PL (Larry)
FanficOrgazm. Widzisz to słowo i myślisz, że to gorące, prawda? Źle. Co jeśli masz go wiele razy dziennie? Przed swoją klasą. Przed swoimi nauczycielami. Swoimi przyjaciółmi. Swoją mamą. Harry Styles jest siedemnastolatkiem z Anglii, u którego właśnie zdi...