∆PrusPol • Nyo!Prusy • Nyo!Polska∆
★To jest dzieło mojego życia. Jestem z tego fanfika dumna i nic tego nie zmieni. Dziękuję za uwagę.★
Julchen Beilschmidt była znana ze swoich słodkości.
Słodkości Julchen Beilschmidt nie były natomiast znane ze swojego przepisu.
Chcecie go poznać?
•
•∆•∆•∆•
•Felicja jak zwykle leżała na łóżku. W końcu co innego miało robić jej osłabione chorobą ciało. Uśmiechnęła się powoli, kiedy na korytarzu prowadzącym do jej pokoju dało się słyszeć miarowe kroki. Chociaż kto wie. Pojawiały się one przecież tak często, zawsze w zgodnych odstępach czasu, zawsze w zgodzie ze ściśle ustalonym harmonogramem, zawsze o tej samej godzinie. Tak często, że pewnie nawet gdyby ich zabrakło, Felicja nadal by je słyszała.
Tymczasem dźwięk kroków został na chwilę zastąpiony skrzypieniem drzwi, po czym znów rozległ się w pokoju, tym razem o wiele głośniejszy. Dziewczyna nie musiała czekać długo, by chwilę później białe włosy pojawiły się w zasięgu jej wzroku, skrywając za swoja kurtyną równie białą twarz ich właścicielki.
-Zgadnij, co ci przyniosłam. - uradowany głos Julchen rozległ się w pokoju.
-No niech zgadnę. Może to samo, co dzień w dzień przez ostatnie pół roku? - odparła ironicznie dziewczyna, po czym podniosła się na łokciach, jednocześnie strzepując z twarzy swoje blond kosmyki, które zasłaniały jej widok. Oczywiście ujrzała dokładnie to, czego się spodziewała. Wielka, kilkupiętrowa patera z ciastami i ciastkami maści wszelakiej została postawiona przez blade dłonie na jej szafce nocnej. Teraz Felicja podniosła się już całkowicie, przesuwając się powoli na skraj łóżka, a następnie wstając na swoje chwiejne, koślawe nóżki.
Julchen tymczasem przystawiła do szafki nocnej dwa krzesła, zaczerpnięte z głębi pokoju. Mogło by się to wydać bezcelowe, bo po co niby jeść przy jakiejś szafce nocnej, skoro ma się do dyspozycji stół, jednak to był ich rytuał. A rytuałów nie wolno było przerywać.
Blondynka grzecznie poczekała aż albinoska przyszykuje jej miejsce, po czym usiadła na nim. Tak jak zwykle, dzień w dzień przez ostatnie pół roku.
Spojrzała na paterę. Jak już wspomniane było, pełna ona była przeróżnych słodkości. Od makowców i szarlotek, przez babeczki i wafelki, po pralinki i małe czekoladki.
Felicja od razu przeleciała po nich wzrokiem, sumiennie omijając znienawidzony sernik. Skład patery za każdym razem był inny, dlatego zawsze miała problem z wybraniem czegoś dla siebie. Wzięła więc po prostu do ręki filiżankę herbaty, która również zawsze do zestawu była dołączona, i kontynuowała swoją kontemplację w ciszy.
-Które z nich są zatrute? - spytała w końcu, kierując wzrok na Julchen, licząc, że ta odpowie jej na pytanie. Zdarzało się już, że wskazywała je ona blondynce. Wtedy dziewczyna mogła je ominąć, chociaż czasem nawet ta wiedza nie powstrzymywała jej przed sięgnięciem po te najważniejsze dzieła albinoski.
Zatrute ciasteczka miały to do siebie, że były smaczniejsze. O tak. O wiele smaczniejsze. To właśnie dzięki truciźnie dało się wydobyć z nich tak wyjątkowy smak, i obie bardzo dobrze o tym wiedziały.
-Sama musisz zdecydować. - no cóż. Najwyraźniej tym razem Felicja była skazana na łaskę ślepego losu.
Julchen właśnie nałożyła na talerzyk szarlotkę. Odkroiła kawałek i włożyła go sobie do ust, delektując się nim. Następnie spojrzała wyczekująco na blondynkę.
CZYTASZ
Pruskie gówno i te sprawy
FanficOne shoty z hetalii, tego szatańskiego pomiotu. Zamówienia otwarte. Wszyscy zginiemy.