X. Miłość i inne tajemne mechanizmy

3.7K 274 241
                                    

T/I

Tak naprawdę nie obudziły mnie promienie słońca, które wpadały przez okno i oświetlały twarz. Obudziło mnie to, że ktoś wrzasnął zaraz nad moim uchem. Podniosłam się gwałtownie, ledwo unikając bliskiego spotkania z deskami łóżka nade mną. Odwróciłam głowę w poszukiwaniu źródła hałasu. Clarisse przechadzała się po całym pomieszczeniu, klaskając w dłonie i krzycząc "Pobudka!". Przetarłam oczy. Nie było najmniejszej wątpliwości, że jest bardzo wcześnie, ale tu najwyraźniej panowały inne reguły. Próbowałam przypomnieć sobie, gdzie jestem. Obóz Herosów, Ares, tata. Łapię. Ziewnęłam i wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą. Było za wcześnie. Jeszcze zbyt dobrze nie funkcjonowałam.

– (T/I)? – Usłyszałam dziewczęcy głos, dochodzący z prawej strony. Meagan, córka boga wojny, którą poznałam na kolacji. Jasnobrązowe włosy miała spięte w niedbały kok, a fiołkowe oczy otoczone tak dużą ilością czarnej kredki, że zdecydowanie robiła dość imponujące wrażenie. Spodziewałam się jeszcze, że wymaluje sobie barwy wojenne na czole. Byłaby do tego zdolna. – Chyba ktoś do ciebie, masz gościa.

– O tej porze? Kto... – urwałam, widząc stojącą w drzwiach uśmiechniętą córkę Afrodyty. – No jasne, Piper.

– Dzień dobry, z tej strony Piper McLean. Tylko na chwilę – dodała, patrząc na groźną minę Clarisse. – Spokojnie, słońce. Dwie minutki.

Podeszła do mojego łóżka i usiadła na nim, nie zważając na resztę nieprzyjaznych spojrzeń mojego rodzeństwa. Przyniosła ze sobą małą torbę, którą teraz położyła pomiędzy nami.

– Wolno ci tu w ogóle przebywać? To nie wrogie terytorium? – spytałam, kiedy Piper mocowała się z zamkiem torby.

– Teoretycznie nie, praktycznie to wszystko mi wolno. – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko. – Trafiłam z czasem, przyszłam w samą porę. Co nie zmienia faktu, że strasznie późno wstajecie.

Zerknęłam na nią z niedowierzaniem wymalowanym na zaspanej twarzy, odgarniając z oczu rozczochrane włosy.

– Jasne, strasznie późno.

Piper pokręciła głową. W końcu poradziła sobie z otwarciem torby.

– Przyniosłam ci trochę ubrań. Zwinęłabym z garderoby, ale moje siostry od razu by zauważyły, więc pożyczam ci część swoich. Powinny pasować – powiedziała, odwracając torbę do góry nogami i wysypując jej zawartość na prześcieradło.

– A gdzie te piękne, różowe, brokatowe spodnie z tęczowymi jednorożcami? Nigdzie ich nie widzę. – Przejrzałam wszystkie ciuchy, większość nadawała się do założenia. – Ale tak na serio, to dziękuję. Czytasz mi w myślach, miałam cię poprosić o jakieś... – Wytrzeszczyłam oczy na widok jednej rzeczy. – Naprawdę, Piper? Myślisz, że to ubiorę? To jeszcze bluzka, czy już stanik? – spytałam, pokazując jej zielony materiał.

– Jeszcze bluzka, nie przesadzaj. Ładnie byś w tym wyglądała.

– Może, ale publicznie się tak nie pokażę.

Piper przewróciła oczami i wzięła ode mnie tą nieszczęsną bluzkę.

– Wybierz coś, przebierz się i idziemy na śniadanie – oznajmiła dziewczyna i zrobiła krótką pauzę. – Mam też jedną prośbę.

– Tak, pytałaś już, pójdę z tobą na tę szermierkę – potwierdziłam, wstając z łóżka i odkładając na bok szary podkoszulek razem z czarnymi spodniami. – Tylko się ogarnę i możemy wychodzić.

– Właściwie to chciałam cię poprosić o większą przysługę. Wyciągnęłabyś z nami Valdeza?  – zapytała, wlepiając we mnie niewinne spojrzenie kolorowych oczu.

What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz