XVII. Bitwa o jeden pocałunek

3.1K 240 327
                                    

Leo

Trwające już parę dobrych chwil milczenie, panujące w Domku 9 po wygłoszonym przeze mnie wykładzie, dotyczącym naszej strategii bitewnej, przerwał Will Solace. Wyprostowałem się na krześle, w oczekiwaniu na słowa uznania od grupowego domku Apolla. Coś w stylu "Leo, ty naprawdę jesteś geniuszem". Ewentualnie "Twój intelekt wprawił nas w zakłopotanie i dlatego wszyscy siedzimy w bezruchu, z niedowierzaniem na twarzach". Nie obraziłbym się też za "To zaszczyt być z tobą w drużynie."

Will oparł się ręką o ścianę, zmierzył mnie wzrokiem i odkaszlnął, zapewne układając odpowiednią wypowiedź w głowie.

– Jesteś powalony, Valdez.

Odpowiedział mu pomruk aprobaty zebranych w domku Hefajstosa obozowiczów. Rozłożyłem szeroko ręce, nie dowierzając własnym uszom.

– Halo, ludzie – zaprotestowałem. – Staram się jak mogę. Układam plan, który może zapewnić nam zwycięstwo.

– To na serio nie ma prawa się udać. Mam parę uwag i są to kwestie...

– Kwestie, bez których ta koncepcja nie miałaby sensu. Wiem, o co ci chodzi, Will, ale naprawdę wszystko przemyślałem.

– Mi tam się bardzo strategia podoba – wtrącił Harley, który siedział na górnym posłaniu piętrowego łóżka i machał nogami w powietrzu. Uśmiechnął się szeroko. – Zostałem uwzględniony, i to jak. Będzie czadowo.

– Właśnie, pierwsza sprawa – powiedział Solace. – Harley.

Opadłem na oparcie drewnianego krzesła i założyłem ręce na piersi.

– Wątpisz w Harley'a? – spytałem poważnie. – Przemyśl swoją odpowiedź kilka razy.

– Nie chodzi o to, czy wątpię w jego umiejętności, czy też nie. – Przysunął sobie krzesło do stolika i usiadł naprzeciwko mnie, splatając dłonie przed sobą. – To jeszcze dziecko. Bez urazy, Harley, ale...

– Proszę nie nazywać mnie dzieckiem. Nie życzę sobie tego.

– Widzisz, nie życzy sobie tego – zaznaczyłem z lekkim uśmiechem.

– To nie są żarty. Nie walczymy tylko z dziećmi Aresa, ale też z dziećmi Ateny. A one zdecydowanie głupie nie są. Szczególnie Chase.

– Annabeth wykorzystuje wszystkie słabości przeciwnika, żeby wynieść z tego jak najwięcej korzyści. A w tym przypadku chyba wiemy, jakie są założenia dotyczące mojej roli w bitwie o sztandar. Uznała, że moim słabym punktem będzie...

– Niskie IQ? – podsunął Harley. Udawał, że nie widzi spojrzenia, jakie mu rzuciłem.

– Dowcip ci się ostatnio wyostrzył, młody – zauważyłem, natomiast mój brat jedynie wzruszył ramionami.

– Jego słabym punktem – odezwała się Nyssa, przysiadając na krawędzi stolika – jest to, że przestaje używać czegoś takiego jak mózg, kiedy widzi na horyzoncie pewną dziewczynę. Półboginię, która jest córką Aresa i Annabeth na pewno wyśle ją po sztandar, ponieważ jest przekonana, że jakakolwiek linia obrony, którą Valdez sobie przygotuje, upadnie w starciu z urokiem osobistym (T/I). On momentalnie przy niej głupieje.

Przez pomieszczenie przetoczyły się zbiorowe gwizdy i wiwaty.

– Dyskretnie, niezwykle dyskretnie, Nyssa.

– Wyjaśniłam to w możliwie najprostszy sposób. Poza tym, wszyscy wiedzą o twoich miłosnych podbojach. Uwierz mi, dzięki Jacksonowi cały Obóz Herosów czeka na twój następny ruch.

What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz