XX. Nadzieje i niedopowiedzenia

3.4K 234 272
                                    

T/I

Moje myśli dryfowały nieustannie w kierunku wczorajszego wieczora, nocy i dzisiejszego poranka. Zupełnie szczerze, dopiero teraz mogły sobie dryfować, gdzie tylko chciały. Z bardzo prozaicznych względów. Szłam właśnie przez obóz, wracając z prawdopodobnie najgorszego i najbardziej intensywnego treningu mojego życia. Cóż, jak też ujęła to La Rue, jeszcze wiele przed nami. Tak więc dotychczas najgorszego treningu mojego życia.

Od razu po śniadaniu Clarisse zgarnęła wszystkie dzieci pana wojny i poprowadziła większość zajęć. Spontanicznie postanowiła nadzorować, jak dostajemy wycisk. Tylko na szermierce widziałam się przelotnie z Percy'm, który sprawiał wrażenie bardzo wyluzowanego. Uwierzyłabym, gdyby tylko nie tupał nogą w nerwowym oczekiwaniu i nie wypytywał mnie o randkę z synem Hefajstosa z niespotykaną ekscytacją w głosie. Myślałam, że zaraz zacznie podskakiwać albo eksploduje z ciekawości. Udzieliłam mu bardzo skąpych informacji, gdyż Clarisse od razu kazała mu się zająć robotą, a nie pogaduszkami. Jackson chodził obrażony dosłownie przez całą lekcję i próbował się ze mną kontaktować na wszelakie sposoby. Udawał, że musi obgadać ze mną, jakie błędy popełniam przy wymachu mieczem. La Rue stwierdziła, że jedynym błędem powtarzanym na tej części areny jest sama obecność Percy'ego i tak sobie miło konwersowali przez dłuższą chwilę.

– Ale ja muszę wiedzieć – nalegał Percy, patrząc mi przez ramię, czy grupowej Domku 5 nie ma czasem w zasięgu wzroku. Jednocześnie ze mną rozmawiał i wygłaszał uwagi do walczących obozowiczów, co dawało dość komiczny efekt. – Wyżej ten miecz! Lepiej! Pewnie McLean wie już wszystko, na sto procent jej powiedziałaś, a ja zawsze dowiaduję się ostatni, tak? Większy wymach! Z energią! Wróg nie będzie stał i czekał! No to co, jak było? Zbyt ogólnikowa ta twoja relacja, ja chcę szczegółów, trzeba to przeanalizować, (T/N).

– Jackson, na litość bogów – zaczęłam, wzdychając i unosząc w górę miecz. – Od godziny ósmej rano walę w worek treningowy. Gołymi pięściami. – Tu pokazałam mu prowizorycznie obandażowane knykcie. Skrzywił się lekko. – W międzyczasie pojedynkuję się z rodzeństwem, wspinam na ściance, robię pompki i biegam. Nie widziałam się w ogóle z Piper, bo nie miałam czasu. Więc nie nadawaj mi bez przerwy nad uchem, proszę cię bardzo, bo wszystko mnie boli, jestem zdenerwowana i mogę cię przypadkiem dźgnąć. Bez urazy. Po prostu nie mam siły.

– Złożymy skargę na Clarisse do Chejrona? – zaproponował syn Posejdona z uśmiechem. – Błagam. Ciebie wykańcza fizycznie, a mi dokucza.

– Percy, ile ty masz lat?

– No dobra, nęka mnie, lepiej?

– Zostaw (T/I) w spokoju i zajmij się tym, czym trzeba, JACKSON! – warknęła córka Aresa zza barierki.

– Już lecę, LA RUE! Zeusie! Tu się toczą losy relacji międzyludzkich!

Clarisse wzięła głęboki oddech, wlepiając w Percy'ego mordercze spojrzenie.

– Uciekaj – doradziłam chłopakowi poważnym tonem, przerzucając miecz przez ramię. – Później ci opowiem, obiecuję.

Półbóg nie wydawał się zachwycony perspektywą zdobycia wszystkich potrzebnych mu do prawidłowego funkcjonowania informacji później. Westchnął teatralnie na samo słowo później.

Wracając jednak na chwilkę do teraźniejszości, lawirowałam między półbogami w kierunku zbrojowni, żeby odłożyć na miejsce broń dzierżoną aktualnie w ręku. Drugą ręką natomiast przyciskałam sobie kawałek papierowego ręcznika do lewego łuku brwiowego, który na wskutek niesprzyjających okoliczności podczas walki został elegancko przecięty. Niewątpliwie nabawiłam się małej blizny. Clarisse na widok krwi na mojej twarzy stwierdziła, że to nic wielkiego i jakoś się pozbieram. Myślę, że na skręcony kark zareagowałaby z identycznym nastawieniem. Byleby tylko Solace mnie nie spotkał, bo biedak zejdzie na zawał.

What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz