Leo
Musiałem przyznać, że byłem pod wrażeniem. Po pierwsze, plan Hoodów nie okazał się jednak tak idiotyczny, jak zakładałem na początku. Nie doceniłem facetów. To, co rozgrywało się teraz na moich oczach było warte wszystkich przygotowań, wszystkich maszyn, wszystkich, tak jak określiłaby to (T/I), ustrojstw i pierdół. Rzeczywiście miałem z tym trochę zachodu, ale byłem pewny, że się opłaciło. Po drugie, chciałem pogratulować braciom tupetu. I odwagi. I kompletnej głupoty także. Jak na moje idealne wyczucie tej cienkiej granicy, której nie powinno się przekraczać, jeśli chce się mieć jakiekolwiek szanse na wyjście z akcji bez szwanku... Hoodowie nie tyle co ją przekroczyli, a przelecieli nad nią helikopterem z turbonapędem. Zaczynałem po raz kolejny bardzo poważnie myśleć nad swoim życiem, kiedy Connor dał znak Travisowi, żeby odpalał wyrzutnię farby.
Zerknąłem na (T/I). Patrzyła na mnie z zaniepokojonym wyrazem twarzy, więc mogłem być raczej pewny, że uważa to samo co ja. A mianowicie, że tak łatwo tego nie ogarniemy. Hoodowie za bardzo się rozkręcili. Wzruszyłem ramionami, mówiąc, że nie mam pojęcia, jak uratować sytuację. Udawajmy, że nas to nie dotyczy, a może gang złożony z dzieci Afrodyty i Hekate nie rzuci się na nas z żądzą mordu. Miałem przeogromną nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
Chciałem jeszcze troszeczkę pobyć ósmym cudem świata.
– Leo? Proszę, powiedz, że masz zaplanowaną drogę ucieczki – wyszeptała córka Aresa, gdy silnik maszyny się włączył, a ze środka dobyło się kilka niskich pomruków. Drew Tanaka otworzyła usta i ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w dzieci Hermesa. Pozostałe potomstwo Afrodyty odsunęło się pod ściany domku, z nieufnością spoglądając na metalową konstrukcję Valdeza.
– Hoodowie się rozdzielą. My w żadnym wypadku nie możemy. Trzymasz się mnie. Nie odstępujesz mnie na krok, jasne? – spytałem, patrząc jej w oczy. – Wyciągnę nas z tego, nie martw się.
– Ufam ci, ale gdzie...
– Zobaczysz. Wszystko jest pod kontrolą. Prawie. Plan B to twoje sztuki walki.
– Nie chcesz, żeby od nich zależało twoje życie. Muszę je jeszcze dopracować – stwierdziła z powagą.
Uśmiechnąłem się pod nosem, nie odrywając od niej wzroku. W tym właśnie momencie na jej twarzy odmalowało się niekryte przerażenie. Uzmysłowiłem sobie, że niestety wiem, co jest jego przyczyną. Odwróciłem się w stronę Domku Afrodyty i otworzyłem szeroko oczy.
Silnik wyrzutni wydał jeden donośny, sygnalizujący gotowość dźwięk, zanim wybuchnął strumieniem zielonej farby prosto na front budynku. I przy okazji na Drew, która stała centralnie na środku wejściowych schodków. Przyłożyłem dłoń do ust, tłumiąc coś pomiędzy niekontrolowanym śmiechem, a okrzykiem zwycięstwa i satysfakcji.
Travis operował przy sterowniku maszyny, przesuwając go w prawo i lewo tak, że wkrótce domek dzieci bogini miłości pokrył się śmierdzącym graffiti na całej powierzchni. Przy okazji oblał jeszcze półbogów stojących przed wejściem farbą ze specjalnymi składnikami, gwarantującymi niezapomniane wrażenia dla zmysłu węchu. Niektóre dziewczyny zaczęły piszczeć z obrzydzeniem i próbowały uciekać, zeskakując po stopniach i usiłując znaleźć się poza zasięgiem wyrzutni. Zanim Hood wykorzystał cały zapas farby, rozpętało się niezłe zamieszanie. Najgorzej oberwała Tanaka, co specjalnie mnie nie zdziwiło. Zastanawiałem się tylko, ile czasu zajmie dzieciom Afrodyty doprowadzenie do porządku i domku, i siebie samych.
Większość obozowiczów nie zdołała zachować spokoju na widok Drew, całej oblepionej ciemnozieloną, cuchnącą farbą. Jeśli ktoś się wtedy nie zaśmiał, osobiście chcę mu pogratulować. Wyczyn godny nie lada wysiłku.
CZYTASZ
What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone]
Fanfiction- Teraz przez chwilę możesz stać się półboginią, córką Aresa, na której punkcie oszalał pewien brązowowłosy chłopak z Domku 9. - Leo Valdez, syn Hefajstosa, określany przez swoich przyjaciół jako "zabawny inaczej" po zerwaniu ze swoją dziewczyną Kal...