Leo
Nawet z daleka słychać było odgłos krzyżujących się mieczy. Percy Jackson wymachiwał ostrzem, zbijając ciosy (T/I). Poruszali się po całej arenie, wirując w idealnej harmonii cięć i ataków. Wszystko działo się tak szybko, że nie za bardzo byłem w stanie zarejestrować co się, na bogów, dzieje. Widocznie wystarczy zniknąć na dosłownie parę godzin, a już dwójka półbogów postanowi powalczyć sobie na śmierć i życie, a przy okazji będzie próbowała pozabijać się nawzajem.
Nie wiedziałem, jak do tego doszło, ale jednego byłem stuprocentowo pewien.
Spróbuj zrobić jej krzywdę, a nie żyjesz, Jackson.
Tylko spróbuj choćby ją drasnąć tym twoim zaczarowanym mieczem, a pożałujesz. Osobiście tego dopilnuję.
Ktoś niezbyt uprzejmie zwrócił mi uwagę, kiedy walnąłem go łokciem.
– Ile razy mam przepraszać? Przesuńcie się wszyscy. Chcę po prostu przejść bliżej – warknąłem, nie spuszczając ani na chwilę wzroku z areny.
– Bliżej twojej przyszłej dziewczyny, Valdez? – spytał nie kto inny jak Connor, wyłaniający się z tłumu. Zaraz za nim zobaczyłem jego brata, który położył mu rękę na ramieniu i nachylił się w moją stronę z charakterystycznym, najwyraźniej rodzinnym u Hoodów uśmiechem.
– Nie powinno cię dziwić, że o wszystkim wiem – powiedział, poruszając znacząco brwiami.
– I nie dziwi, Travis. Wątpię, żeby kiedykolwiek w życiu Connor ci o czymś nie powiedział – zauważyłem, nadal nie przestając torować sobie przejścia pod barierkę. Synowie Hermesa szli za mną. Odwróciłem się, mierząc ich podejrzliwym spojrzeniem. Connor uśmiechnął się ironicznie. – Ilu osobom jeszcze wygadałeś, kretynie?
Chłopak wyciągnął przed siebie ręce i zaczął liczyć na palcach obu dłoni.
– Dziewięć, dziesięć... – mamrotał cicho, a Travis zaczął chichotać pod nosem.
– Żartujesz, tak? – zapytałem z nadzieją, równocześnie rozważając, czy nie przyprowadzić do nich Harley'a z jakimś mechanizmem i nie kazać mu się zająć odpowiednimi kabelkami.
– Owszem – odparł, unosząc do góry głowę. Ciągle się uśmiechał. – Wiemy tylko my. I to od nas zależy, co z tą informacją zrobimy. Pamiętaj o tym.
– Spadaj, Hood. Jeden i drugi. Nie mam teraz czasu – uciąłem, ledwo unikając zostania zdeptanym przez dwójkę półbogów, którzy pojawili się znikąd zaraz przede mną.
– Z kulturą, panowie, z kulturą! – krzyknął Travis, starając się utrzymać równowagę po tym, jak został popchnięty przez jakiegoś chłopaka. – To ta dzicz od Aresa. Nie do wiary, że pozwalają im wychodzić między porządnych półbogów.
– Spokojnie, stary. Wysadzimy im chatę – zapewnił Connor, śmiejąc się z rozgniewanej miny brata.
Już miałem im powiedzieć, żeby trzymali się z daleka od dzieci Aresa, kiedy uświadomiłem sobie, że i tak nie posłuchają. Poza tym, jeśli coś rozwalą, to może będę miał wymówkę, żeby przyjść do Domku 5. Sprytnie przemyślane, Leo. Jestem z siebie dumny.
– No leć, kochasiu! Pamiętaj o poufnych informacjach, w posiadaniu których jesteśmy! – zawołał za mną Connor, gdy wznowiłem przepychankę przez gromadę nastolatków.
A wal się, pomyślałem. Ty i twój szantaż.
– VALDEZ! Rusz się, zajęłam ci miejsce w pierwszym rzędzie. – Głos Piper był doskonale słyszalny z niewielkiej odległości dzielącej mnie od areny. Moja przyjaciółka przechyliła głowę w bok, popatrzyła na mnie i pokazała gestem, że mam się pośpieszyć. Jej oczy lśniły od podekscytowania. Uśmiechała się, zerkając na (T/I), jakby miała pewność, kto wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku. Wreszcie udało mi się jakoś dotrzeć aż pod samą barierkę. Stałem obok ławki, na której siedziała rozentuzjazmowana córka Afrodyty, dość sceptycznie obserwujący walkę Jason Grace i Annabeth Chase, przyglądająca się wszystkiemu z uwagą.
CZYTASZ
What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone]
Fanfic- Teraz przez chwilę możesz stać się półboginią, córką Aresa, na której punkcie oszalał pewien brązowowłosy chłopak z Domku 9. - Leo Valdez, syn Hefajstosa, określany przez swoich przyjaciół jako "zabawny inaczej" po zerwaniu ze swoją dziewczyną Kal...