(T/I)
Jeszcze do dziś byłam święcie przekonana, że moim największym osiągnięciem w karierze herosa pozostaje pokonanie w walce najlepszego szermierza, jakiego ma w swoich szeregach ten cudaczny obóz dla dzieci starożytnych bóstw. Otóż nie. Szczyt mych możliwości objawiał się dokładnie teraz. Od kilkunastu minut bez przerwy wysłuchiwałam niezwykle pokręconej gadki Percy'ego Jacksona, owego osławionego wojownika i przy okazji wyjątkowo upierdliwego indywiduum. Nadal nie postradałam zmysłów, za co należy mi się co najmniej list gratulacyjny.
– Frank, błagam cię, powiedz mu, żeby się zamknął – poprosiłam bardzo kulturalnie półboga, który opierał się ze znużeniem o barierkę areny do walki. Założę się, że odleciał myślami daleko stąd, gdzie nie docierał głos syna Posejdona.
Percy wydawał się odrobinę oburzony tym, że nie ekscytuje mnie jego wykład.
– Co? – mruknął Zhang, najwyraźniej wyrwany z transu. Też chciałabym umieć tak po prostu przestać słuchać. Przydałoby mi się to, jeżeli w grę nadal wchodziłyby poruszające monologi zbawcy Olimpu. – Ach, tak. Właśnie.
– Majaczysz, Jackson. Frank się załamał. Ja również mam dość – zaczęłam, po czym usiadłam sobie na arenie, oparłam plecami o stół z bronią i wyciągnęłam nogi przed siebie. – Przyszliśmy tutaj, żeby powalczyć. Pokazać Zhangowi naszą codzienną treningową rutynę. Zaprezentować to, jak ja pięknie ciacham mieczem i jak ty przegrywasz z kretesem.
– Ostatnio cały czas wygrywałem! – zaprotestował natychmiastowo chłopak, celując we mnie oskarżycielsko bronią. – Takie słowa szkodzą mojemu wizerunkowi. Poza tym...
Nie było nam dane dowiedzieć się, co poza tym miał nam do powiedzenia, ponieważ na Percy'ego z impetem wpadł jakiś niepozornie wyglądający półbóg. Prawdopodobnie odrzuciła go siła uderzenia. Jackson odwrócił się gwałtownie, żeby znaleźć sprawcę incydentu, jego obowiązkiem było poniekąd jako takie utrzymywanie porządku na arenie.
– No na Hadesa, La Rue – wymamrotał żałośnie, odwracając się do nas i jedną rękę podając poszkodowanemu, a drugą zasłaniając sobie twarz. – Wstawaj, (T/I), miecz w dłoń, ale już.
Uśmiechnęłam się do niego życzliwie, nie ruszając się z zajmowanego miejsca. Zjechałam wręcz do pozycji leżącej.
– Będziemy musieli wynieść cię na tarczy – oznajmiłam spokojnie, po czym uniosłam dłoń, odginając po kolei palce. – I to za trzy, dwa, jeden...
Clarisse walnęła z całej siły płazem miecza w barierkę. Następnie zaczęła wydzierać się na Percy'ego. Sprawa wyglądała dość poważnie, bo rozpoczęła od zwrotu "Perseuszu Jacksonie".
– Tak, o ciebie chodzi, widzisz tu kogoś o równie idiotycznym imieniu?
Percy westchnął ciężko i spojrzał na mnie błagalnie.
– Oj, przechlapane – mruknęłam. La Rue nadal chwaliła się swoim imponującym zasobem epitetów. Lepiej nie przytaczać takich sformułowań. Dobrze, że nie było tu Harley'a, ma dzieciak pamięć do tego typu pojęć. – O, tego słowa jeszcze nie znałam. Przyda się.
Frank z czystym przerażeniem obserwował rozgniewaną Clarisse.
– Ona tak zawsze? To taki tutejszy zwyczaj? – spytał niepewnie.
– Cóż, raczej standard. Na bogów, tego za wiele, zasłoń sobie uszy.
– Dlaczego wrzeszczy tylko na mnie? To ty z naszej dwójki jesteś bliżej ucięcia sobie drzemki podczas treningu – zauważył Percy z urazą. – Jest to wyjątkowo niesprawiedliwe...
CZYTASZ
What's up, Valdez? | Leo x Reader [Zawieszone]
Fanfiction- Teraz przez chwilę możesz stać się półboginią, córką Aresa, na której punkcie oszalał pewien brązowowłosy chłopak z Domku 9. - Leo Valdez, syn Hefajstosa, określany przez swoich przyjaciół jako "zabawny inaczej" po zerwaniu ze swoją dziewczyną Kal...