LVIII

625 128 59
                                    




           

Uchylił lekko ciężkie powieki, by zaobserwować poplamiony sufit w swoim własnym pokoju. Nie pamiętał, by sam kładł się do łóżka, a więc jasnym było, że ktoś mu w tym pomógł. Dopiero, kiedy poczuł delikatny dotyk na swoich włosach, zdał sobie sprawę, że nie znajduje się w tym miejscu, tak do końca sam.

Zamknął oczy i mruknął cicho z zadowoleniem. Wszędzie rozpoznałby ten zapach i czuły dotyk.

-Kihyun...- szepnął.

-Obudziłem cię?- Zapytał szczerze zmartwiony. - Nie chciałem...

-Kihyun...- powtórzył miękkim głosem, kompletnie ignorując słowa przyjaciela.

-Nic się nie stało,Wonho.Nie martw się- starał się go uspokoić.

-Ki...hyun- Powtórzył trzeci raz, ale jego słowa zostały zniekształcone szlochem, który z siebie wydał.

-Wonho -westchnął, czując, że i mu się zbiera na łzy.Nienawidził, gdy któryś z jego przyjaciół cierpiał. - Ty moje głupie i bezmyślne  dziecko, nie płacz- poprosił, przytulając się do chłopaka, który w międzyczasie zdążył już podnieść się do siadu. - Nie możesz wiecznie płakać- poradził mu. - A teraz na spokojnie, co się stało?

-Zrobiłem straszną głupotę- mówił niewyraźnie. - Ja... ja po prostu czułem, że nie mogę tego dłużej trzymać w sobie... To nie miało tak wyglądać, wszystko miało być dobrze... Ja... Chciałem w końcu być szczęśliwy... Chciałem sprawdzić jak te słowa będą brzmiały w moich ustach i...woa~ To było naprawdę niesamowite.

-Wyznałeś mu miłość?- Zapytał spokojnie

-Zapytałem się tylko... Czy mogę...- Westchnął. - Kihyun...?

-Tak?

-Czym jest miłość?I dlaczego zawsze mi umyka? Ja... naprawdę miałem nadzieję, że tym razem zrobię to dobrze.

-Ale przecież nic nie zrobiłeś źle...- Zapewnił go.

-Zawiodłem Hyungwona... Gdybyś...- Głos mu się załamał. - Gdybyś widział wtedy jego wzrok... Wszystko umiem zepsuć –westchnął. - Gdybym tylko mógł cofnąć czas, to skoczyłbym tamtego dnia z tego mostu, wszyscy mieliby...

Ile razy w ciągu swojego życia tak właściwie żałował, że tamtego dnia, jakieś dziwne przeczucie powstrzymało go przed podjęciem, tak strasznej dla siebie decyzji? Po tym wszystkim w rzeczywistości nic się nie zmieniło. Każdy nadal traktował go jak emocjonalny worek treningowy, waląc w niego na każdym kroku... Jedynie Minhyuk zdawał się być znacznie bardziej przewrażliwiony od tamtego czasu.

Tak, zdarzały mu się momenty kiedy żałował...

-Jak możesz tak mówić?!- Krzyknął, patrząc na niego wściekły. - Śmierć nie jest rozwiązaniem na wszystkie problemy, tak samo jak cofanie czasu... - Warknął.

- I tak nie mam już po co żyć... Wy macie siebie, a ja nie mam nikogo- przymknął oczy. - Tak było zawsze, a teraz kiedy wreszcie mogłem mieć Hyungwona, zjebałem... Miałem być jego przyjacielem, a skończyło się na tym, że jeszcze bardziej go zdołowałem.

-Nienawidzę cię jak jesteś pijany –warknął. - Wiesz jak bardzo tym ranisz mi serce? Jesteś skończonym debilem, bo uważasz, że nic już nie możesz zrobić...

-Gdybyś przeszedł tyle co ja...

-Do cholery, przeszedłem znacznie więcej niż ty, więc się zamknij!

-Ale...- Zaczął speszony.

-Wiem, że nie ma mnie często w domu, wiem, że się od siebie oddaliliśmy- westchnął, drżącym głosem. - Mnie też to boli, ale... Ty i Hyungwon to coś, co nie może się tak łatwo rozpaść, rozumiesz? Wiesz ile razy próbowałem nawiązać z nim kontakt? Tobie udało się to już za pierwszym- mówił z podziwem. - Przypomnij sobie ile razy przytulał się do ciebie, ile razy uśmiechał czy mówił–wyliczał. - Od Minhyuka wiem dużo rzeczy na temat tego chłopaka i uwierz mi... Jeżeli naprawdę jego serce nie zabiło mocniej po twoim wyznaniu, to  w takim razie ja też nie jestem zakochany- uśmiechnął się lekko, ocierając łzę z policzka swojego przyjaciela. - On po prostu potrzebuje czasu, został bardzo zraniony, więc pozwól mu się oswoić z tą myślą.

W ustach Kihyuna cała ta sytuacja wyglądała znacznie inaczej, mniej przytłaczająco. Chłopak zdecydowanie potrafił spełnić swoją rolę przyjaciela, bo choć Wonho nadal był pełen obaw, to teraz w jego sercu zaczynał znowu tlić się mały płomyk nadziei. Wszystko co mówił Kihyun, w zasadzie było samą prawdą, którą Hoseok, zrozpaczony tym co zrobił, przeoczył.

-Nie potrafię zaufać samemu sobie, więc jak mogę wymagać od kogoś, żeby mi ufał?- Zapytał cicho. - Ja naprawdę chcę chronić jego uśmiech, ten błysk w oczach... wszystko, ale zawsze... Dlaczego zawsze muszę coś zepsuć?

-Wonho...- Zaczął. - Wiem jak bardzo cierpiałeś w przeszłości i z jakimi strasznymi myślami musiałem walczyć w samotności- jego głos nagle stał się spokojny i kojący. - Ale to nigdy nie była twoja wina, nigdy nie żałuj wyznanych uczuć- uśmiechnął się lekko. - To jest twoja pierwsza miłość i do tego dotyczy ona kogoś naprawdę zranionego, ale... Uwierz mi, że teraz, kiedy to wyznałeś, będzie już tylko łatwiej.

-Obiecujesz?- Zapytał płaczliwym głosem.

-Obiecuję.

-Przepraszam za ten tekst z wcześniej... Nie powinienem tak mówić- mruknął po chwili ciszy.

-Dobrze, że przynajmniej to zrozumiałeś - westchnął.

-Chyba powoli zaczynam trzeźwieć- zaśmiał się smutno.

-Prześpij się jeszcze trochę, dobrze? Musisz mieć dużo siły, żeby walczyć rano z kacem.

Shin skrzywił się na samo brzmienie słowa „kac". Oczywiście zdawał sobie sprawę z tej nieprzyjemnej pokuty, ale to i tak było niczym w porównaniu z ciężarem, który w tej chwili czuł na swoich barkach. Pierwszy raz wyznał komuś swoje uczucia i teraz będzie musiał się mierzyć  z niepewnością, jak zostaną w rzeczywistości odebrane. Miał naprawdę wielką nadzieje, że przez to wszystko Hyungwon nie będzie patrzył na niego jak na wariata.

Yoo powoli podniósł się z łóżka, obrzucił swojego przyjaciela jeszcze jednym ciepłym spojrzeniem, a następnie lekko utykając, skierował się w stronę drzwi. Ta rozmowa i dla niego była niezwykle trudna, bo w jakiś sposób obwiniał się, że nie mógł pomóc Hoseokowi jeszcze bardziej w momencie, w którym ewidentnie potrzebował mieć kogoś obok. Zapewne gdyby nie telefon Minhyuka to nawet nie zdawałby sobie sprawy z tego, co dzieje się w jego własnym domu. To bolało...

-Kihyun...- Zatrzymał go cichy głos z dobiegający zza jego pleców.

-Tak?- Spojrzał przez ramię.

-Jesteś aniołem–westchnął. - Ja i Minhyuk... Nie zasłużyliśmy na ciebie.

Jednak Kihyun wcale się nie uśmiechnął na ten zwrot. Nie był aniołem i już dawno stracił możliwość, by nim zostać. Zastanawiał się ile czasu zajmie jego przyjaciołom zrozumienie tego. Gdzieś w głębi serca miał nadzieje, że nigdy nie poznają jego strasznego sekretu.

~~~

Przybije piątkę absolutnie każdemu kto wiedział, że wszystko tak się potoczy

*Przybija sam sobie piątkę*

Każdemu! ^ ^

Kiedy zapewne czytacie tę notkę, to ja jestem już gdzieś z dala od rodzinnego miasta

o zgrozo

To znaczy, że mój internet będzie mnie teraz bolał jakieś

dużo bardziej

Dlatego proszę o wyrozumiałość i cierpliwość co do odpisywania na Wasze komentarze ^ ^

Dzisiaj będzie nieco krócej, ale mam nadzieje, że Was to nie zraża ^ ^"

Dziękuje za przeczytanie tego rozdziału

Dziękuje za każdą gwiazdkę

Dziękuje za każde słowo posłane w moją stronę

Do zobaczenia ^ ^

Dla mnie jesteście najlepsi, dbajcie o siebie!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Roommate #HyungwonhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz