Czas po wyjeździe Hyungwona był ciężki... Nawet bardzo ciężki. Wonho nie mógł sobie tak po prostu poradzić z nieobecnością osoby, która stanowiła dla niego niemalże cały świat. Była jego słońcem, niebem, powiewem wiatru w upalny dzień i wieloma i innymi takimi tandetnie romantycznymi rzeczami. Płakał, naprawdę dużo płakał. Świat kolejny raz udowadniał mu jak brutalny i niesprawiedliwy jest. Jak można się domyślić, Hyungwon nie wrócił po miesiącu, dwóch... Trzech... A kiedy minął już czwarty. Hoseok naprawdę zaczynał tracić nadzieję na szczęśliwe zakończenie ich historii. W tamtych chwilach potrzebował Kihyuna, ale on... On nie mógł mu już dłużej pomagać, więc Shin ze wszystkimi swoimi problemami i wątpliwościami musiał sobie radzić całkiem sam.
Mieszkanie które dzielili niegdyś w czwórkę wydawało się takie puste, kiedy żyło się w nim w pojedynkę.
Wonho zbyt późno zrozumiał, że człowieka najbardziej docenia się wtedy, kiedy nie ma go obok. Odnosiło się to nie tylko do Kihyuna, ale również Hyungwona, czy Minhyuka. Szalenie za nimi tęsknił, ale nie miał żadnej możliwości, by móc ich ujrzeć. Gdzie z Lee spotykał się co jakiś czas, to... Pozostała dwójka z różnych powodów pozostawała nieosiągalna.
Minął rok... A raczej rok z pewnym kawałkiem czasu.
-Wyglądasz na zestresowanego- usłyszał głos obok siebie. - Czekasz na kogoś?
-Mogłem przyjść po ciebie na lotnisko, wiesz?- Powiedział rozżalony, przenosząc wzrok na swojego rozmówcę, który właśnie zajmował miejsce obok, na ławce .
Hyungwon patrzył na niego ciepłym, jakby stęsknionym wzrokiem. Wyglądał z pozoru tak samo, ale jednocześnie różnił się diametralnie od swojej poprzedniej wersji. Przydługie i często pozostawione w nieładzie włosy zostały zastąpione staranie ułożoną fryzurą, skóra która była zwyczajnie szara stała się o wiele zdrowsza i jaśniejsza, oczy zyskały dziwnej pewności, a ogniki w nich skaczące nie zwiastowały już rozpaczy, a radość.
Ten wyjazd zdecydowanie dobrze wpłynął na Chae.
Wonho również rozpoznał szalik obwiązany wokół szyi chłopaka, który podarował mu przed wyjazdem. Dzięki temu wiedział, że to nadal jest ten sam Hyungwon... Jego Hyungwon.
-Powinieneś być mi wdzięczny - oburzył się. - Nie chciałem, żeby ludzie widzieli jak się mazgaisz - zaśmiał się krótko, po czym ciężko westchnął.
Hoseok niemalże natychmiast chciał zaprzeczyć, ale już w tamtym momencie czuł jak oczy zaczynają go niemiłosiernie piec. Jedynie siłą woli powstrzymywał łzy przed spłynięciem po jego zmarzniętych policzkach. Pociągnął nosem w odpowiedzi na słowa swojego towarzysza.
-Wonho - zaczął miękko.
-Hm?- Mruknął.
-Wróciłem - uśmiechnął się, naprawdę szczęśliwy. - Czy... Kochasz mnie jeszcze?
Nawet nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią na to banalne pytanie.
-Nawet na chwilę nie przestałem - rzucił pewnie.
Choć mieli już za sobą pewną historię, to ta właściwa zaczynała się dopiero teraz. Trzymając się pewnie za dłonie, spragnieni swojej własnej obecności. Szli w kierunku, który nie był bliżej określony. Liczyło się tylko to, że ponownie mogli być obok siebie i choć niewątpliwie los postawi im na drodze jeszcze wiele, wiele przeszkód, to czy będzie to coś z tym i tym razem nie dadzą sobie rady?
Hyungwon niespodziewanie złożył krótki pocałunek na policzku Hoseoka, który odpowiedział mu zdezorientowanym spojrzeniem.
- Tęskniłem za tobą - uśmiechnął się. - Powinienem był wrócić znacznie wcześniej - skrzywił się.
CZYTASZ
Roommate #Hyungwonho
Fanfiction!SLOWBURN! Czasami życie nie idzie po naszej myśli i chyba każdy musi się z tym zgodzić, nie? Hoseok również tak uważa. Jego życie totalnie ssie, ale chłopak za wiele z sobie z tego nie robi, ponieważ niesprawiedliwość, to coś co na świecie być musi...