Bonus

494 94 41
                                    

           

„Jesteś robakiem."

„Żałuje, że cię urodziłam."

„Powinieneś umrzeć."

„Bez ciebie byłoby nam łatwiej."

„Jesteś obrzydliwy."

„Nie jestem twoją matką."

Ze wszystkich rzeczy na całym świecie, to właśnie słowa niekiedy raniły najbardziej. Zwłaszcza, jeżeli padały one z ust osoby, której za wszelką cenę chciało się ufać...

Kihyun już od kilku dobrych minut stał przed drzwiami od mieszkania, które dzielił razem ze swoimi przyjaciółmi i chyba pierwszy raz w swoim życiu bał się wejść do środka... Co miał im niby powiedzieć? Co miał MU powiedzieć? To wbrew pozorom nie było takie łatwe, przyznać się do tego, że własna rodzina była niczym trucizna, która przy każdym kolejnym spotkaniu uśmiercała coraz bardziej.

Ostrożnie dotknął palcami rozciętego łuku brwiowego, podbitego oka, otarć na szyi po mocnym uścisku ojca... Jak miał niby się z tego tłumaczyć? Tym ludziom należała się kara, ale to nie było coś, w co mógł mieszać się ktoś pokroju Minhyuka, zresztą Kihyun wcale nie zamierzał go w to mieszać... Nie chciał, by Lee znał go od tej strony.

Obydwoje nie mieli rodziny, ale jednocześnie ich sytuacja tak bardzo się różniła.

Nim zdążył w ogóle pomyśleć o złapaniu za klamkę, drzwi same ustąpiły i dosłownie chwilę potem stał twarzą w twarz z Minhyukiem, który z każdą mijającą sekundą wyglądał na coraz bardziej przerażonego tym co zobaczył. W sumie to nawet mu się nie dziwił.  W tak krótkim czasie, opuchlizna nie miała szansy zejść, a mimo to łudził się, że zmniejszyła się choć o trochę.

-Cześć- zaczął w akompaniamencie telefonu uderzającego o podłogę.

Minhyuk zdecydowanie musiał być w poważnym szoku, skoro wypuścił z dłoni przedmiot, z którym nie rozstawał się nawet w toalecie. Zwykle pewnie, by się cieszył, że udało mu się przykuć jego uwagę, ale tym razem miał ochotę ukryć się przed nim w najgłębszej dziurze.

Czuł prawdziwy wstyd z powodu czegoś, co w zasadzie nie było jego winą... Być może był zbyt wyrozumiały? Jedyne czego chciał, to mieć rodziców... Owszem, nie zachowywali się tak jak powinni, ale mimo wszystko nimi byli... Głupio wierzył, że kiedyś się zmienią.

-Co... Co ci się stało?- Szepnął przepuszczając chłopaka w drzwiach, by mógł wejść do środka i nie narażać więcej sąsiadów na zawał.

-Zderzyłem się z pociągiem- rzucił żartobliwie i nawet chciał się uśmiechnąć, ale rozcięcie na wadze skutecznie mu to uniemożliwiało.

-W pracy cię tak urządzili?- Zapytał ostrożnie, idąc za chłopakiem prosto do salonu.

Kihyun bez słowa, zdjął podartą w wyniku szarpaniny bluzę i rzucił ją na stół, by w następnej kolejności, szurając stopami po nieco brudnym dywanie, dojść do kanapy, na którą bez zbędnego zastanawiania się rzucił. Dzisiaj miał wszystkiego serdecznie dość.

Problem w tym, że osoba, która najbardziej martwiła się o niego teraz na całym świecie była jednocześnie jego współlokatorem, którego świdrujące spojrzenie czuł nawet z pozycji leżącej, a miał pewność, że Minhyuk wcale do niego nie podszedł.

Roommate #HyungwonhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz