6. Babski wieczór

609 24 1
                                    

Pierwsza połowa sierpnia powoli stawała się nie tak bardzo odległą przeszłością, gdy poprzedniego dnia Nox Paperview wręcz wykończona wróciła z zebrania Zakonu Feniksa i oczywiście późniejszych praktyk przy eliksirach. Zwykle wracała na noc do Nory, ale tym wyjątkowym razem pozwoliła sobie na powrót do swojego własnego domu na południu Francji. Mieszkała tam od jakichś sześciu lat i szczerze powiedziawszy wolała swoją rezydencję w nocy niż za dnia. Nieruchomość ta była jednopiętrowym jasnym budynkiem o ciemnoczerwonym dachu, obrośnięta po lewej stronie pnączami wielu przenajróżniejszych roślin. Rzecz jasna, ogród nie był ani o odrobinę uboższy, można było tam znaleźć nawet kilka sadzonek lawendy. Właśnie, lawenda. Przez te kilka lat zdołała mieć ją już wielokrotnie po dziurki w nosie, zwłaszcza gdy co poranek widzi nie tak odległą plantację. Ale nie mogła zaprzeczyć samej sobie, że pomimo tego bardzo lubi to miejsce i póki co nie wyobraża sobie mieszkać w innym miejscu. Pełna rozmyślań wkroczyła tamtej nocy do środka tego urokliwego domu, nie mając zielonego pojęcia, że o poranku będzie czekała ją niemała niespodzianka.
Paperview nie od dziś miała w zwyczaju budzić się zdecydowanie za wcześnie niż to było konieczne. Tak też było i tego dnia, gdy obudziła się krótko przed siódmą rano, choć tego dnia miała dzień wolny zarówno od zebrań Zakonu, jak i praktyk eliksirów u nietoperza z hogwarckich lochów. W takich chwilach jak ta nienawidziła siebie za ten przeklęty zwyczaj. Wzdychając ciężko, położyła się na prawy bok, spoglądając na otwarte drzwi balkonowe ... OTWARTE DRZWI BALKONOWE?! Przecież wczoraj ich nawet nie otwierałam, zaniepokoiła się w myślach, tym samym siadając na łóżku. W popłochu założyła na piżamę swój cienki fioletowy szlafrok i sięgając po swoją różdżkę, wstała z łóżka i wyszła z pokoju. Nie wiedziała, czego lub kogo może się spodziewać. O ile w ogóle może się spodziewać. Całą drogę, schodząc na dół, zastanawiała się, czy rzeczywiście nie otwierała tych drzwi na noc, a teraz tylko podświadomość podpowiadała jej jakieś głupoty. Ale te myśli przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy wkroczyła do kuchni i ujrzała zadowoloną z siebie, siedzącą przy kuchennym blacie Katherine Greenfield, która tak po prostu piła sobie kawę w nie swoim domu. Prawda, że nic nadzwyczajnego?, prychnęła w myślach gospodyni. 

- Serio, Paper, na mnie z wyciągniętą różdżką? - Parsknęła szyderczo blondynka, odstawiając pustą filiżankę.

- Serio, Kat, włamywać się do mojego domu? - Odparła Nox, przedrzeźniając swojego nagłego i ani trochę spodziewanego gościa.

- Kochana, kiedy ty unikasz mnie, nie licz, że ja będę unikać ciebie i czekać, aż uznasz, że jesteś samotna bardziej niż zwykle. - Oznajmiła całkiem poważnie. - A tak ogólnie to zaczęło mi brakować naszych rozmów, więc stwierdziłam, że nie mam chwili do stracenia i tak oto tutaj się zjawiłam.

- Cóż, jestem pod wrażeniem, że pamiętałaś adres. - Parsknęła z kpiną. - Godne podziwu, nawet ja sama czasem zapominam, gdzie mieszkam.

- Płoniesz jadem i kpiną, interesujące. Zupełnie tak jakby już zaczęło ci szkodzić towarzystwo drogiego Severusa. - Zaśmiała się bez przekonania. - Wolę nie wiedzieć jaki będziesz miała charakterek pod koniec roku szkolnego.

- Severusa? Ty i Snape jesteście po imieniu? - Zdziwiła się.

- Tak, ale tylko prywatnie. - Prychnęła. - Zgaduję, że teraz wielką niewiadomą dla ciebie jest, kiedy to ja i ten stary nietoperz się poznaliśmy, co?

- Jeszcze się pytasz czy po prostu stroisz sobie ze mnie żarty? - Odparła, unosząc pytająco brew.

- Dobrze wiesz, że zawsze to drugie. - Zaśmiała się z kpiną. - Tak czy owak, Snape'a poznałam jeszcze w Hogwarcie i to bardzo wielkim przypadkiem. Jak ci wiadomo byłam w Ravenclaw, a przy okazji bardzo nieznośna. Przez mój jakże piękny charakter Snape'owi wydawało się, że jestem z Slytherinu i pewnego razu niechcący stanął w mojej obronie, ale mniejsza o szczegóły. Nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić jego rozczarowanie i złość, gdy ujrzał na mojej szacie herb nie Slytherina, lecz Ravenclaw. I, na brodę Merlina, byłam na tyle nieznośną Krukonką o charakterze Ślizgonki, że męczyłam tego człowieka swoją obecnością na wiele sposobów.  - Opowiedziała z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.

all's well that ends well • severus snape x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz