13. Córka marnotrawna

237 18 0
                                    

Burzliwy i w napiętej atmosferze koniec września ani trochę nie wskazywał na to, aby październik miał być jakimś szczytem wspaniałości. A pierwsze tego oznaki były już widoczne w pierwszy sobotni październikowy wieczór, gdy Severus Snape poczuł przeszywający ból na swoim lewym ramieniu. Zapowiadał się kolejny wspaniały wieczór, który spędzi na zebraniu Śmierciożerców. Świetnie, parsknął z ironią w myślach, czym prędzej ulatniając się z budynku szkoły, aby w pierwszym lepszym zaułku Hogsmeade móc się teleportować prosto do Malfoy Manor. Mimo wszystko miał nadzieję, że to spotkanie chociaż tym razem coś wniesie, bowiem poprzednie polegało głównie na ciągłym rzucaniu Imperiusa i Cruciatusa. Kiedy tylko Snape znalazł się przed rezydencją Malfoyów szybko odniósł wrażenie, że dzisiaj wydaje się bardziej mroczna niż zwykle. Ale nawet nie skupiał się na tym wrażeniu, gdy chwilę później już wchodził do środka i z pustym wyrazem twarzy kierował się do pomieszczenia, w którym zawsze odbywało się zebranie. Zastał tam już praktycznie wszystkich poza samym Czarnym Panem. Zajął to samo miejsce jak zawsze i ze zdziwieniem zauważył, że tym razem Bellatriks Lestrange nie siedziała na swoim miejscu tuż przy Czarnym Panu, lecz jedno dalej. Na twarzy Lestrange malował się pewien grymas. Snape z kpiną w myślach mógł się jedynie domyślać, że to przez tę nagłą zmianę miejsca. Minęło kilka minut zanim znikąd pojawił się i Ten, którego imienia nie wolno wymawiać. Jak nigdy dotąd zdawał się być w szampańskim nastroju. Istotnym pytaniem było, co jest powodem takiego zadowolenia. Czarny Pan, nie dając niczego po sobie poznać, nie zajął swojego miejsca przy stole, ale położył dłonie na oparciu krzesła i zaczął mówić.

- Ssspotykamy się dzisiaj, abyście mogli w końcu poznać jedną z was. - Oznajmił tajemniczo, patrząc kolejno na każdego z zebranych. - Tą jedną, która wstąpiła w moje szeregi na długo przed wami. Wygnana przez ojca, który splamił swój ród, próbuje to wszystko naprawić razem z nami... - Zapowiadał bez końca. - Amas Schultz, dawniej Baultier...

To było zdanie, które od dawna Severus Snape spodziewał się usłyszeć. W pomieszczeniu zapadła cisza i niejawne poruszenie, które Snape zaobserwował na twarzy Gertrudy Smith. Dostrzegł również pewną złość w oczach Bellatriks, gdy rozległy się kroki nadchodzącej Schultz. Chwilę później już wszyscy mogli obserwować tę wysoką kobietę u boku Czarnego Pana, która tak niewiele różniła się od tej, którą nie tak całkiem dawno wypytywał Snape. Mistrz eliksirów oczami pamięci starał się pospiesznie w swoich myślach porównać obydwie siostry Baultier. Gdy kilka dni wcześniej mógł spojrzeć na twarz Firen Paperview, dostrzegał na jej twarzy głównie ogromną niepewność, ale i tajemnice. Inaczej było w przypadku Amas Schultz, na jej twarzy widać było tylko i wyłącznie złość. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej widział również szaleństwo i obłęd. Może to było przyczyną tych przedwczesnych licznych zmarszczek przy jej oczach, co ją odróżniało od siostry bliźniaczki. Nie miał pewności absolutnie do niczego, odkąd wkroczyła do tego pomieszczenia. Czas mijał, a gdy tylko nadeszła odpowiednia pora zebranie rzeczywiście się rozpoczęło. Amas zajęła dawne miejsce Lestrange, tuż obok Czarnego Pana. Snape mógł sobie już wyobrażać jaka wewnętrzna złość opanowała Bellatriks, która kątem oka zerkała na Schultz takim spojrzeniem jakby chciała ją zabić tu i teraz. Chcąc albo i nie chcąc, zaczął wysnuwać teorię, że one musiały mieć już ze sobą styczność znacznie wcześniej niż w szeregach Czarnego Pana. Pytanie tylko, czy ta teoria rzeczywiście ma jakiś sens. Im dłużej zebranie trwało i w dalszym ciągu Bellatriks milczała, tym był bardziej o tym wszystkim przekonany. W pewnym momencie miał tego wszystkiego na tyle dość, że nie mógł się doczekać końca tego spotkania.

Był niemal pewien, że opuścił Malfoy Manor krótko przed północą. A przynajmniej wmawiał to sobie, gdy był już w Hogwarcie i schodził prosto do swoich lochów. Miał nadzieję, że już nic ani nikt nie zniszczy jego najbliższej nocy. Merlin miał to do siebie, że tej nocy postanowił trochę się powyżywać na Severusie Snape'ie. Koniec końców, takie odnosił wrażenie Snape, kiedy ujrzał Paperview siedząca na posadzce tuż przy drzwiach do jego kwater. Za jakie grzechy muszę przez to przechodzić, przeszło przez jego myśli, gdy zbliżał się coraz bardziej w jej stronę. Minęła znacznie dłuższa chwila zanim ona się zorientowała, że ktoś idzie. W ostateczności ich spojrzenia się ze sobą spotkały, gdy Snape'a dzieliło kilka kroków od niej.

all's well that ends well • severus snape x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz